Ucieczka do Brukseli

Ucieczka do Brukseli

Zbigniew Ziobro kandyduje do Parlamentu Europejskiego, bo chce się schronić przed polskim wymiarem sprawiedliwości

Kto wołał, że prokuratura powinna z całą energią ścigać osoby podejrzane? Albo że kto niewinny, ten nie ma czego się obawiać? I że wszyscy są równi wobec prawa?
Tak mówił Zbigniew Ziobro, gdy był ministrem sprawiedliwości. Teraz, gdy kilka prokuratur prowadzi postępowania, w których występuje, głośno woła, że to polityczny atak i że prokuratura jest wykorzystywana przeciwko niemu.
Czy dlatego chce uciec do Parlamentu Europejskiego? Schować się w Brukseli i Strasburgu? Za euroimmunitetem?
Bo, na pierwszy rzut oka, to wszystko wygląda dla Ziobry mało ciekawie. Były minister musi jeździć na przesłuchania (w różnym charakterze) do Rzeszowa, do Płocka, do Łodzi. Jest jeszcze Warszawa. A już niedługo pojawi się najprawdopodobniej Zielona Góra.
To nie koniec – dwie sejmowe komisje śledcze mozolnie odkrywają kolejne skandaliczne fakty. I bardzo prawdopodobne, że raporty z ich prac zaowocują kolejnymi wnioskami do prokuratury.
„To mogą być też wnioski o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej. Przed Trybunał Stanu”, mówi prof. Jan Widacki, który kilka miesięcy był członkiem tzw. komisji ds. nacisków. Aczkolwiek Widacki jest sceptyczny: „Nie widzę ani woli, ani umiejętności, by sprawy związane ze Zbigniewem Ziobrą szybko zostały zakończone i trafiły do sądu. Prokuratura stosuje tu swoją starą taktykę – odwlekać, przeczekać. Aż kurz opadnie”.
Jak więc jest? Czy prokuratorzy atakują Ziobrę, czy też raczej go oszczędzają? W jakich sprawach były minister mógł naruszyć prawo?
Czy ucieczka do Parlamentu Europejskiego mu pomoże?

Płock – razy dwa

O tym, że Zbigniew Ziobro naruszył prawo, są przekonani prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej w Płocku. To oni, na razie jako jedyni, postawili byłemu ministrowi zarzut. To było w styczniu br. A sprawa dotyczyła ujawnienia tajemnicy służbowej i działania na szkodę interesu publicznego. Rzecz działa się na przełomie lat 2005 i 2006. Wtedy to Zbigniew Ziobro, jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny, polecił prowadzącemu śledztwo w sprawie mafii paliwowej prokuratorowi Wojciechowi Miłoszewskiemu ujawnić Jarosławowi Kaczyńskiemu protokoły przesłuchań jednego ze świadków. Kaczyński nie był wówczas osobą uprawnioną, by takich rzeczy się dowiadywać. W tym czasie premierem był Kazimierz Marcinkiewicz, a Kaczyński był szefem partii PiS.
Ziobro w tej sprawie składał zeznania w prokuraturze, był tam też po to, by usłyszeć zarzuty.
To było w styczniu 2009 r., a warto przypomnieć, że w tej właśnie sprawie latem 2008 r. PiS urządziło w Sejmie wielką awanturę, byleby tylko nie dopuścić do pozbawienia Ziobry immunitetu. Ostatecznie Ziobro został zmuszony, by zrzec się immunitetu. Ale sprawa w międzyczasie trochę się skomplikowała, gdyż prokuratura płocka również wnioskowała o pozbawienie immunitetu prokuratora Miłoszewskiego. Tymczasem, po prawnych bataliach, sąd dyscyplinarny dla prokuratorów uchylił ten wniosek, nie dopatrując się, by w danej sprawie Miłoszewski przekroczył prawo. Czy oznacza to, że i Ziobro zostanie uniewinniony? Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Płocku, Iwona Śmigielska-Kowalska, nie chce niczego przesądzać. „Inna może być odpowiedzialność zwierzchnika, a inna podwładnego – mówi.
– Na razie nasi prokuratorzy czekają na uzasadnienie orzeczenia. Jak je uzyskamy, przeanalizują je i podejmą decyzję merytoryczną w tej sprawie”.
To niejedyna sprawa, która toczy się w płockiej prokuraturze, w której wyjaśnienia składać musiał Zbigniew Ziobro.
Ta druga dotyczy nielegalnych nacisków na prokuratorów, których miano dopuszczać się w Ministerstwie Sprawiedliwości za czasów Ziobry.
Sprawa ma dłuższą historię. Wszystko zaczęło się jeszcze w roku 2007, za czasów rządów PiS, kiedy Stowarzyszenie Prokuratorów RP w liście do prokuratorów zaapelowało, żeby nie ulegali naciskom politycznym. Czynności sprawdzające w tej sprawie podjęła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Przesłuchała ona m.in. ówczesnego prezesa Stowarzyszenia Prokuratorów, płk. Krzysztofa Parulskiego, który wymienił przypadki nacisków na prokuratorów oraz zastraszania i karania. Mimo tych zeznań prokuratura wojskowa odmówiła wszczęcia śledztwa.
I sprawa pewnie by umarła śmiercią naturalną, gdyby nie… dr Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich, który uznał, że odmowa wszczęcia śledztwa była zbyt pochopna.
Na skutek jego interwencji Prokuratura Apelacyjna w Warszawie skierowała sprawę do Płocka, gdzie w marcu 2008 r. wszczęto postępowanie sprawdzające.
Przesłuchano m.in. Marka Staszaka, Janusza Kaczmarka, Andrzeja Kaucza, Małgorzatę Wilkosz-Śliwę, Janusza Niekrawca…
Sprawa jest o tyle ciekawa, że pokazuje cały mechanizm, w gruncie rzeczy ordynarny, jaki wprowadził Ziobro w prokuraturze. Prokurator Prokuratury Krajowej Małgorzata Wilkosz-Śliwa wielokrotnie krytykowała Ziobrę, gdy ten był jeszcze posłem, ośmieszając go w debatach publicznych. Po objęciu więc przez Ziobrę ministerstwa oddelegowano ją do Prokuratury Rejonowej w Rybniku i otworzono postępowanie dyscyplinarne.
Janusz Niekrawiec był szefem opolskiej prokuratury, ale został zdymisjonowany m.in. po tym, jak głośno skrytykował pomysł wprowadzenia sądów 24-godzinnych. I nie zgodził się na wymianę prokuratorów rejonowych, czego oczekiwali przełożeni. Co gorsza, opolska prokuratura zaczęła przesłuchiwać polityków PiS w sprawie Radia Opole.
I tym sposobem prokurator, który – wydawało się – powinien być pupilem Ziobry, bo to on rozbił opolski SLD, popadł w niełaskę i został wyrzucony.
A kto robił w prokuraturze karierę? Np. pewien prokurator ze Szczecina, którego poleciła radna PiS „w związku z planami naszej partii odnośnie promowania swoich”.
Prokuratura płocka, po wysłuchaniu czołówki polskich prokuratorów, zaprosiła Zbigniewa Ziobrę. I tu zaczęły się schody, bo były minister nie stawiał się na wezwania.
„Zawsze ustalaliśmy z panem Ziobrą termin przesłuchania – mówi Iwona Śmigielska-Kowalska. – Wiadomo, poseł ma napięty kalendarz. I trzy razy na umówione wcześniej przesłuchania pan Ziobro się nie stawiał”. Ponieważ wobec posła prokuratura nie może zastosować przymusowego doprowadzenia ani ukarać go grzywną, w Płocku zastanawiano się, czy nie poprosić o interwencję marszałka Sejmu. Ale ta interwencja nie jest już potrzebna – Ziobro za czwartym razem się stawił i przez osiem godzin odpowiadał na pytania.
Nie tylko prokuratora prowadzącego sprawę. Otóż sześciu prokuratorów uzyskało w tej sprawie status pokrzywdzonych. I każdy z nich ma prawo uczestniczyć w przesłuchaniu i zadawać pytania. Jeden z pokrzywdzonych wykorzystuje tę możliwość. Dodajmy – Zbigniew Ziobro ma przynajmniej jeszcze jedno zaproszenie do Płocka, na 3 czerwca, gdyż poprzednie przesłuchanie nie wyczerpało wszystkich wątków.

Rzeszów – też razy dwa

Również dwie sprawy, w których wyjaśnienia musi składać Ziobro, toczą się w Rzeszowie.
Pierwsza prowadzona jest w sprawie przekroczenia uprawnień przez byłego zastępcę prokuratora generalnego Jerzego Engelkinga. Owo przekroczenie uprawnień to ujawnienie danych osobowych Janusza Kaczmarka i Honoraty Kaczmarek, co zostało zakwalifikowane jako czyn z art. 231 par. 1 kk. W tej sprawie, która dotyczy Engelkinga, Ziobro przesłuchiwany był jako świadek.
Ale poważniejsze kłopoty miał w drugiej sprawie. Toczy się ona na wniosek redaktora naczelnego „Gazety Sądowej” Waldemara Gontarskiego. Było to zawiadomienie o nieprawidłowościach związanych z działalnością CBA, ABW i prokuratorów w stosunku do Janusza Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla, w ramach szukania źródeł przecieku w tzw. aferze gruntowej. Czyli ich bezprawnym zatrzymaniu, przeszukaniach w ich mieszkaniach, zakładanych podsłuchach. Prokuratura rzeszowska bada również, czy zespół prokuratorów, który został do tej sprawy powołany, był w ogóle umocowany prawnie do prowadzenia postępowania przygotowawczego.
W tym śledztwie Janusz Kaczmarek uzyskał status pokrzywdzonego. Miał więc możliwość zapoznania się z częścią dokumentacji, a także uczestniczył podczas przesłuchiwania Zbigniewa Ziobry.
I o tym mówił parę miesięcy temu „Przeglądowi”: „(z materiałów zebranych przez prokuraturę) wynika, że np. przesłuchiwano osoby, które nie wiedziały nic na temat przecieku, ale pytano je, co mogą powiedzieć o Januszu Kaczmarku. Co mogą powiedzieć o jego pracy, o nadzorowanych przez niego postępowaniach? Zadawano pytania z zupełnie innej sfery, czytaj: znajdźmy coś, jakiegoś haka. Bo tego człowieka trzeba zastraszyć, uczynić go niewiarygodnym…
(…) Złożyłem pismo, że chciałbym uczestniczyć przy ważniejszych czynnościach procesowych. Dlatego brałem udział przy przesłuchaniu Zbigniewa Ziobry. Niestety, prokurator zobowiązał mnie do nieupubliczniania tego, czego byłem świadkiem przy przesłuchaniu. Ale mogę powiedzieć, bo to nie wykracza poza ramy pouczenia, że pana Zbigniewa Ziobrę ogarnęła olbrzymia niepamięć. Okazuje się, że za przełożonego miałem człowieka, który cierpi na całkowitą amnezję w istotnych kwestiach. (…) Miałem możliwości zadawania pytań, w związku z tym takie pytania zadawałem. Przyznam, że te pytania sprawiały panu ministrowi trudności. (…) On do kamer stara się grać rolę nieugiętego szeryfa, a tam, w gabinecie prokuratora, jest inny. Kiedy coś zaczyna dotykać go bardzo blisko, mówi, że to nie on, że to prokuratorzy podejmowali decyzje, i że to ich sfera odpowiedzialności. To ciekawa postawa, warta zapamiętania”.

Warszawa – niby nic, ale…

Jeżeli już jesteśmy przy aferze gruntowej, to warto wiedzieć, że jej odpryski badane są w Warszawie.
W ubiegłym tygodniu warszawski sąd rejonowy uchylił postanowienie prokuratury z września 2008 r. o umorzeniu śledztwa dotyczącego oskarżenia Zbigniewa Ziobry przez Andrzeja Leppera. Były wicepremier i szef resortu rolnictwa twierdził, że to Ziobro powiedział mu o planowanej akcji CBA w ministerstwie.
W związku z decyzją sądu postępowanie w tej sprawie ponownie będzie prowadzone w warszawskiej prokuraturze okręgowej.
O ile jednak to postępowanie jest Ziobrze na rękę, sam się jego domagał, gdyż chce być w tym epizodzie oczyszczony, to niedługo pojawiać się mogą nowe wątki, które miłe dla niego nie będą.
Otóż sejmowa komisja ds. nacisków zbiera kolejne zeznania, gromadzi kolejne materiały. Pytanie tylko, czy będzie kierować zawiadomienia do prokuratury przed sporządzeniem końcowego sprawozdania ze swoich prac, czy równocześnie z jego upublicznieniem? A po drugie, jakich osób zawiadomienia będą dotyczyły?
Warszawska prokuratura bada też inny odprysk innej wielkiej afery – związanej ze śmiercią Barbary Blidy. Otóż okazało się, że podczas przesłuchań przed komisją śledczą prokurator Krzysztof Sierak, zaufany Zbigniewa Ziobry, najprawdopodobniej okłamywał komisję. Mówił, że nie znał akt dotyczących Blidy, tymczasem są na nich jego podpisy. Prokuratura w Warszawie wszczęła więc śledztwo, by ustalić, czy składał fałszywe zeznania.
Rzecz jest o tyle ważna, że czyni wyłom w linii obrony Ziobrowskich prokuratorów. Sierak należał do najbardziej aktywnych i zaangażowanych tropicieli byłej posłanki. Teraz swą rolę pomniejsza, ewidentnie zwodząc przesłuchujących. Czy w sytuacji, kiedy postawione mu zostaną zarzuty karne, zdecyduje się mówić prawdę?
Dodajmy, że nad jego głową zbierają się kolejne czarne chmury – bo najprawdopodobniej postanowienie o wszczęciu śledztwa w sprawie Blidy, w marcu 2006 r., zostało sfałszowane. Na dokumentach widnieje podpis prokuratora Krawczyka, tymczasem Krawczyk utrzymuje, że takich dokumentów nie sporządzał, nie podpisywał i że to nie jest jego podpis. Czyli czyj? Kto sfałszował urzędowe dokumenty? Dodajmy, że śledztwo wszczęto w katowickiej prokuraturze okręgowej, której szefem został wtedy Krzysztof Sierak.

Łódź – czyli sprawa Blidy

Główne wątki okoliczności śmierci Barbary Blidy badane są równolegle w sejmowej komisji śledczej i w Prokuraturze Okręgowej w Łodzi.
O ile jednak przed komisją Kalisza Ziobro jeszcze nie zeznawał, to w Łodzi był już sześciokrotnie. „Od 11 lutego 2008 r. do 17 czerwca 2008 r. przeprowadziliśmy z udziałem pana Ziobry sześć czynności – mówi rzecznik prokuratury łódzkiej Krzysztof Kopania. – Raz przesłuchiwany był w charakterze świadka i uczestniczył w pięciu konfrontacjach”.
Na razie na kolejne wezwania się nie zanosi, ale to byłego ministra sprawiedliwości nie powinno uspokajać. Gdyż ani prokuratura w Łodzi, ani komisja śledcza nie zakończyły jeszcze prac.
Na razie prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia wobec szefa grupy ABW, która przyszła zatrzymać Barbarę Blidę. Zarzuca mu się, że nie sprawdził w bazie danych, czy Blida posiada broń. Wobec dwójki pozostałych uczestniczących w akcji funkcjonariuszy prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa.
To postanowienie zaskarżyli już pełnomocnicy rodziny Blidów. Mecenas Leszek Piotrowski, pełnomocnik Blidów, negatywnie ocenia pracę łódzkiej prokuratury. „W dokumentach zgromadzonych w Kancelarii Tajnej znalazłem swoją rozmowę z klientem, z Henrykiem Blidą – oburza się.
– Podsłuch rozmowy adwokata z klientem. Sporządzony stenogram. Jest w aktach! Pytam więc panią prokurator, czy jest to zgodne z porządkiem prawnym obowiązującym w Polsce. Prokurator uchyla to pytanie… Walka jest ostra. Walczymy już dwa lata. I boimy się o rezultat tej sprawy. Uchylanie naszych pytań świadczy o kierunku, w którym prowadzi sprawę prokuratura łódzka”.
Piotrowski obawia się, że prokuratura będzie chciała zakończyć sprawę, oskarżając jedynie jednego z funkcjonariuszy ABW. „Kozła ofiarnego znaleźli, a do decydentów nie sięgają”, mówi. I obawia się, że prokuratura nie zdecyduje się, by oskarżyć decydentów, którzy – wiemy to już dzięki pracom komisji śledczej – wbrew ustaleniom szeregowych prokuratorów naciskali, by Blidę inwigilować i oskarżać. I w końcu zatrzymać. Co skończyło się tragiczną śmiercią byłej posłanki.
„Ziobro powinien mieć zarzut spowodowania tego nieszczęścia”, mówi Leszek Piotrowski.

Zielona Góra – to w przyszłości

Jakby tego było mało, nad Zbigniewem Ziobrą wisi kolejna sprawa. Co prawda nie był on w niej jeszcze przesłuchiwany, ale raczej na pewno będzie. Pytanie tylko, w jakim charakterze.
Sprawę tę prowadzi Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze.
Śledztwo wszczęto jeszcze pod koniec roku 2007, na podstawie zawiadomienia przewodniczącego i wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Rzecz dotyczy nielegalnych podsłuchów, które zakładano dziennikarzom. Jednym z nich był dziennikarz śledczy „Gazety Wyborczej” Wojciech Czuchnowski. Mechanizm wyglądał następująco: funkcjonariusze CBŚ obserwowali prywatnego detektywa Rafała R. Czuchnowski zadzwonił do niego, więc automatycznie i jemu założono podsłuch. Gdy okazało się, że jest dziennikarzem i z badaną sprawą nie ma nic wspólnego, funkcjonariusze chcieli mu ten podsłuch zdjąć, tymczasem, jak wynika z zeznań Janusza Kaczmarka, Ziobro miał naciskać na przedłużenie podsłuchu.
W tej sprawie w Zielonej Górze zeznawali już i Kaczmarek, i były komendant główny policji Konrad Kornatowski, i były szef CBŚ Jarosław Marzec. Z mediów wiadomo, że obciążają oni byłego ministra. Kiedy więc on będzie zeznawał? I w jakim charakterze – świadka czy podejrzanego?
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Kazimierz Rubaszewski mówi, że śledztwo jest już w schyłkowej fazie. A toczy się ono tak długo, dlatego że jest to związane z koniecznością odtajniania wielu dokumentów policji i ABW. „Dużo materiałów policji i ABW otrzymaliśmy – mówi Rubaszewski. – Są one odtajniane. Ale jeszcze jakiejś grupy dokumentów nam brakuje. Równocześnie kontynuujemy zaplanowane przesłuchania. Plan czynności jest realizowany”.
W tej sprawie także grozi Ziobrze oskarżenie z art. 231 kodeksu karnego.

Uciekać – ale dokąd?

Przegląd spraw, które toczą się w różnych prokuraturach i które w różny sposób dotyczą lub mogą dotyczyć Zbigniewa Ziobry, na pewno nie nastraja posła PiS zbyt optymistycznie. Co prawda gołym okiem widać, że prokuratorzy do prowadzonych spraw podchodzą z asekuracją, ale przecież krok po kroku dokonują kolejnych ustaleń.
Różna jest waga wysuwanych przeciwko Ziobrze zarzutów, może więc bronić się, że prokuratura po prostu utrudnia mu życie, rzecz jednak w tym, że te najcięższe sprawy wciąż nad nim wiszą. I nic nie wskazuje na to, by w jakiś cudowny sposób zostały umorzone bądź oddalone.
Kłopoty mają też ludzie Ziobry – były szef ABW Bogdan Święczkowski, jego zastępca Krzysztof Ocieczek, prokurator Jerzy Engelking, prokurator Krzysztof Sierak… Oni też jeżdżą na przesłuchania, też stawiane są im kłopotliwe pytania lub wręcz – zarzuty.
Na razie i prokuratura, i przede wszystkim obie komisje śledcze, przebijają się przez mur niechęci przesłuchiwanych prokuratorów i funkcjonariuszy ABW. Przesłuchiwani zasłaniają się paragrafami lub niepamięcią.
„Który z prokuratorów przyzna się, że uległ naciskom? – Jan Widacki nie ma wątpliwości, że „rozkuwanie” układu, który Ziobro zbudował w prokuraturze i w ABW, to kamieniołomy. – Który przyzna się, że uległ i że w istocie uczestniczył w przestępstwie? Dlaczego ktoś ma się oskarżać? Dodajmy też, że to kolega przesłuchuje kolegę… A przecież chodzi o bardzo poważne sprawy, to jest art. 231 kk, dotyczący przekroczenia uprawnień, to są paragrafy dotyczące fałszywych zeznań i fałszowania dowodów…”.
Zdaniem prof. Widackiego można byłoby rozbić tę zmowę milczenia, ale potrzebna ku temu byłaby wola. A tej nie widać. Więc prokuratorzy pracują „bardzo dokładnie”. „Przeczekać – to stara taktyka prokuratury. Do końca kadencji będą trwały te śledztwa, a potem się zobaczy…”, mówi.
To „się zobaczy” wcale nie jest dla Ziobry zbawieniem. Bo owszem, w Polsce zadziwiająco wiele spraw uchodzi politykom na sucho, ale tym razem ich waga jest zbyt duża.
Napuszczanie na przeciwników agentów, prokuratorów, zakładanie im podsłuchów, aresztowania, zmuszanie prokuratorów do politycznych śledztw, wymuszanie fałszywych zeznań, fałszowanie dokumentów – to zbyt poważne sprawy, żeby przejść nad nimi do porządku dziennego.
Ziobro i jego ludzie muszą się więc liczyć z tym, że w najbliższych miesiącach przynajmniej część z tych oskarżeń zmaterializuje się w postaci aktów oskarżenia.
Jak przed tym się bronić? Można wołać, że to polityczna gra, organizować wiece poparcia, ale to nie jest zbyt skuteczna metoda. W otoczeniu Kaczyńskiego postanowiono więc, że Ziobro schowa się w Parlamencie Europejskim, że tam, oddalony od polskich spraw i chroniony immunitetem, przeczeka najgorszą nawałnicę.
Ale czy to dobra kalkulacja?

Immunitetu nie będzie

Nie do końca. Paweł Wolski, attaché prasowy Biura Informacyjnego Parlamentu Europejskiego, wyjaśnia, że zasadą jest, iż europosłowie objęci są ochroną prawną nie większą niż posłowie parlamentów krajowych. A w praktyce mniejszą, gdyż ogranicza się ona do czynności związanych z wykonywaniem mandatu poselskiego. „W mijającej kadencji zostały złożone
33 wnioski o uchylenie bądź obronę immunitetu. W 21 przypadkach uchylono immunitet lub uznano, że sprawa nie jest objęta immunitetem, w 12 przypadkach immunitet został wykorzystany”, dodaje.
Europoseł PO Tomasz Zwiefka uczestniczy w pracach Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego, więc mechanizm uchylania immunitetu jest mu doskonale znany. „Wygląda to tak – wyjaśnia. – Najpierw organ państwa członkowskiego zwraca się z wnioskiem do przewodniczącego parlamentu. Przewodniczący kieruje sprawę do Komisji Prawnej, gdzie jest rozważana. Komisja podejmuje decyzję i na najbliższym posiedzeniu plenarnym sprawa jest głosowana. Z doświadczenia wiem, że wszystko toczy się niemal automatycznie. Komisja zbiera się raz w miesiącu, zaprasza na posiedzenie zainteresowanego europosła, wysłuchuje jego wyjaśnień i podejmuje decyzję. Praktyka jest taka, że jeżeli sprawa nie dotyczy wykonywania mandatu poselskiego, to komisja zaleca uchylenie immunitetu. Cała procedura trwa dwa, maksimum trzy miesiące”.
Jeżeli więc Zbigniew Ziobro liczy na to, że schowa się w Parlamencie Europejskim, że będzie chronił go euroimmunitet, to może mocno się przeliczyć. Bo okazuje się, że w Brukseli i Strasburgu łatwiej uchylają immunitet niż w Warszawie. Co więcej – w Polsce Ziobro i PiS mogli pozwolić sobie na urządzenie wielkiej awantury. To było transmitowane, komentowane. W Brukseli taka sprawa przejdzie bez echa.
Może więc liczy na nieporadność prokuratury, która nie będzie potrafiła korespondować z Brukselą? Może na to, że jeżeli trafi na ławę oskarżonych, będzie mógł sprawy przeciągać?
To, zdaje się, jest jego realny plan.

Najczęściej zarzuca się Zbigniewowi Ziobrze, że naruszył art. 231 kk. Oto on:
Art. 231. § 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 działa nieumyślnie i wyrządza istotną szkodę, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 4. Przepisu § 2 nie stosuje się, jeżeli czyn wyczerpuje znamiona czynu zabronionego określonego w art. 228.

Wydanie: 20/2009, 2009

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy