Ujawniani i chowani

Ujawniani i chowani

Dokument Macierewicza o WSI to jeden wielki przeciek Kiedy będzie raport o WSI? Najpierw miał zostać opublikowany 1 lutego. Potem okazało się, że 1 lutego go nie będzie. Tylko później. 12 lutego. Teraz Lech Kaczyński podaje nowy termin – 16 lutego. Napięcie rośnie. Co w nim będzie? A kto to wie? Premier Jarosław Kaczyński powiedział, że raport ukaże się później, bo trzeba go dobrze przygotować. „Powstają kolejne wersje tego raportu”, powiedział z kolei prezydent Lech Kaczyński. Lecz zaraz zastrzegł: „Ale tu chodzi o sposób jego ujęcia, a nie fakty tam zamieszczone”. Wiemy więc, że raport jest w trakcie pisania. I zmieniania. Potwierdzają to m.in. informacje PiS-owskiego „Dziennika”, w którym czytamy: „W komisji weryfikacyjnej ciągle trwają dyskusje, które nazwiska agentów WSI wśród dziennikarzy powinny znaleźć się w raporcie. – Pracujemy pod presją polityczną i presją czasu. W takich warunkach można popełnić błędy – dowiaduje się gazeta ze źródeł zbliżonych do komisji”. O tym, że „trwają dyskusje”, wie zresztą każdy, kto śledzi media. Najpierw przecież Macierewicz miał ujawnić nazwiska 115 współpracowników i oficerów WSI pracujących w mediach. Teraz jest mowa o 20. Cóż więc się stało? Szum medialny wciąż rośnie. Antoni Macierewicz opowiada w wywiadach, oczywiście nie podając szczegółów, jakich to strasznych rzeczy się dowiemy. Na przykład o nielegalnych operacjach finansowych i o biznesmenach związanych z WSI, z pierwszej setki najbogatszych Polaków. „Kilka takich znanych nazwisk będzie”, mówi. Dowiedzieć się też mamy o mediach, o organizowanych przez WSI operacjach inspirowania określonych programów i artykułów. To jest to zło, które trzeba wyplenić. Słusznie. Tylko czy obecna władza rzeczywiście z tym złem walczy? Gdy telewizja TVN opublikowała „taśmy Renaty Beger”, niemal natychmiast „Gazeta Polska” poinformowała, że dziennikarz tej stacji, Milan Subotić, był współpracownikiem WSI. Skąd wiedziała? Z WSI. Dowodzą zresztą tego dokumenty opublikowane w prasie, a dotyczące Suboticia. Nie było na nich pieczątek IPN. Gdy Andrzej Grajewski, były szef Kolegium IPN, zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, otrzymał propozycję, by stanął na czele nowotworzonego wywiadu wojskowego, niemal natychmiast ukazała się w „Życiu Warszawy” informacja, że był agentem WSI. Potem okazało się, że agentem nie był, napisał tylko ekspertyzę, ale proponowane mu stanowisko przypadło komu innemu. Oto więc byliśmy świadkami wzorcowej operacji realizowanej przez tajne służby we współpracy z mediami. Dezinformującej operacji. Całkiem niedawno mieliśmy do czynienia z przeciekiem do dziennikarzy telewizji publicznej. Ogłosili oni nazwiska czterech dziennikarzy współpracowników służb wojskowych. A w zasadzie trzech, bo ten czwarty, bez wątpienia najważniejszy, to Piotr Nurowski, wieloletni współpracownik Zygmunta Solorza z Polsatu. A Polsat obecnej władzy się nie podoba. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że przygotowywany raport podaje, iż Wojskowe Służby Informacyjne na początku lat 90. próbowały przejąć kontrolę nad mediami w Polsce. I że WSI bardzo interesowały się przeniknięciem do mediów, a przede wszystkim do struktur telewizji. W tym celu wojskowe służby miały pozyskać 115 agentów spośród przedstawicieli mediów. Ponadto WSI miały korzystać z pomocy jeszcze większej liczby nieformalnych współpracowników. Skąd te wszystkie informacje wyciekły? Tutaj trop też jest oczywisty – z komisji przygotowującej raport, od Antoniego Macierewicza. Ostatnie tygodnie pokazują nam więc czarno na białym, że obecna władza walczy za pomocą tajnych materiałów, które posiada. Walczy ze swoimi przeciwnikami politycznymi. Przecieki wychodzą od ludzi Macierewicza lub od niego samego, co najmniej tolerowane jest to przez Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Nie jest to żadna przypadkowa akcja, widać w tym zamiar i dobre przygotowanie. Tak jakby władza miała przygotowane teczki na swoich przeciwników. Teczkę TVN, teczkę Grajewskiego, teczkę Polsatu. I stosownie do potrzeb nimi pogrywała. Mając swoich dziennikarzy. Można dojść do wniosku, że tak krytykowany przez Kaczyńskich mechanizm związków bezpieki i mediów działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Władza walczy w ten sposób ze swoimi obywatelami. I to w wieloraki sposób. Tych, których nazwiska są podawane do publicznej wiadomości, władza niszczy. Bo skazuje na publiczną infamię. I to w taki sposób, że pomówieni nie mają szans na obronę. Podobnie traktowani są oficerowie, którzy pracowali w WSI. A zdecydowana ich większość zaczynała służbę w wojsku i w służbach wojskowych już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2007, 2007

Kategorie: Kraj