Urodzeni w siodle

Urodzeni w siodle

Arek pewnie wkłada nogę w strzemię. Odbija się od ziemi i zwinnym ruchem sadowi w siodle. Na tle ruin zamku Krzyżtopór w Ujeździe wygląda niczym kawalerzysta z minionej epoki. Ma 20 lat, konie i jeździeckie arkana zna od podszewki. Za chwilę ruszy na popis kaskaderskich umiejętności. Uważnie spogląda na porosły trawą, wilgotny po deszczu zamkowy dziedziniec. – Powinno się udać – mówi cicho sam do siebie. Po krótkim cwale robi zwrot. Pochyla się, trzymając w dłoni lancę. Mija kolejne pozorniki (słupki). Przy ostatnim ściąga energicznie wodze, by zmniejszyć prędkość. Wierzchowiec staje dęba. Ślizga się na mokrej ziemi. Wali na bok, przygniatając nogę jeźdźca. Arka zabiera do szpitala karetka. Chłopak ma skomplikowane złamanie śródstopia. Z kaskaderskich popisów wraca do domu w podwarszawskiej Kobyłce z nogą w gipsie. Od upadku minęły trzy tygodnie. Arek się niecierpliwi. Chce jak najszybciej wrócić do formy, wskoczyć na konia i pogalopować. Jeździectwo i miłość do koni jest w jego domu rodzinną tradycją. – Kontuzji nie da się wykluczyć. Nieraz człowiek gwiazdy zobaczy, gdy przyhamuje bieg, ale to drobiazg w porównaniu z tym, co daje jazda – zapewnia Andrzej Michalik, ojciec Arka. Koniarz z krwi i kości. Swoją pasją zaraził nie tylko synów, ale też grupę młodzieży. Zaczynał od klaczy Dunki. Wyrwał ją z transportu, gdy jechała na rzeź do Włoch. Tułali się razem po różnych stajniach. Swoją znaleźli 11 lat temu w Kobyłce. Tu Andrzej założył klub jeździecki. Zgrana kawaleria Wojtek Lendzion w ułańskim mundurze dosiada Gajowego. Pędzi na nim, skacząc przez przeszkody na padoku. Macha szablą, ścinając łozy. Ma 17 lat. Jeździ jak wytrawny kawalerzysta. Kiedy przychodzi do stajni przy Krechowieckiej, nic w jego wyglądzie nie zdradza takiego temperamentu. Szczupły blondyn w dżinsach, z plecakiem na ramieniu. Podchodzi do Harnasia. Głaszcze go po pysku i grzbiecie. Wita się z nim. – Harnaś kiedyś był koniem pociągowym. Teraz to najlepszy biegacz. Każdy z młodych ludzi, którzy przychodzą do klubu Michalika, ma swego ulubieńca. Ale wszystkie konie kochają jednakowo. Stajnia i znajdujący się za nią padok to miejsca, w których spędzają każdą wolną chwilę. – Przed wyjazdami w teren zaczynamy przygotowania o szóstej rano. Sprzątamy, karmimy konie, zaplatamy im ogony. Przygotowujemy do transportu. Zakładamy szory (uprząż) tym, które ciągną bryczkę. Wszystkie są wspaniałe. Jak moi przyjaciele z klubu – mówi Radek Raciborski, sprzątając stajenne boksy. W pomieszczeniu zapach siana miesza się z wonią końskiego łajna i skórzanych kulbak. Radek chodzi do gimnazjum. Ma 14 lat. – Tu spędzam wolny czas. Zimą mamy kuligi. Latem rajdy i biwaki. Lubię galopować. Taka jazda to totalny luz. Ale trzeba wiedzieć, kiedy ściągnąć lejce. Koń czuje w galopie przypływ adrenaliny. Jak człowiek. Trzeba panować nad emocjami. Inaczej może ponieść – opowiada ze znawstwem. Radek zajął w ubiegłym roku II miejsce w zawodach hipicznych organizowanych w Kobyłce. Jego marzeniem jest prowadzenie w przyszłości hodowli koni. Wojtek od Harnasia też uwielbia galopować. – Czasami na dużych imprezach plenerowych, podczas szarży, ponosi nas ułańska fantazja – opowiada, równocześnie sprawdzając kulbakę na grzbiecie Harnasia. – Konie rwą do przodu pod wpływem impulsu. To wspaniałe uczucie. Przy nich można się wiele nauczyć. Czas spędzany w klubie to nie tylko przyjemność. Także ciężka praca i obowiązek. Dzieciaki uczą się przede wszystkim odpowiedzialności i współpracy w grupie. – Nie mam z nimi żadnych kłopotów – zapewnia Andrzej. Robaczywe jabłko trafiło się tylko raz. – Wszedłem do stajni i zobaczyłem, jak chłopak okłada kijem konia. „Śmiej się”, krzyczał i uderzał. Wyrwałem mu kij. Przegnałem ze stajni. Przez rok ciężko pracowałem, by ten koń wrócił do formy – wspomina trener. Rodzice są zazwyczaj po jego stronie. – Raz zdarzyło się, że matka zabrała syna z klubu. Krótko po tym wdał się w przypadkowe towarzystwo. Zatrzymano go podczas włamania. Po tej przygodzie wrócił do klubu, jeździmy razem. To świetny chłopak. Mocno trzyma się w siodle – opowiada o swym podopiecznym Andrzej Michalik. Tomek Wójcik chce zostać dżokejem. Drobny 14-latek traktuje jeździectwo przede wszystkim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 29/2002

Kategorie: Obserwacje