USA o muerte!

USA o muerte!

Od Unii Europejskiej ważniejszy jest alians z NATO, a dokładniej ze Stanami Zjednoczonymi Ten rok rokuje Rokicie wyśmienicie. W Krakowie prymusem nie był, u Nałęcza poszybował jak Ikar. Rywina przyszpilił, Jakubowską obnażył, Michnika rozpieklił. Rzucił gawiedzi szekspirowsko-fidelowskie „Nicea o muerte” i ma premierostwo jak w banku. Lubię takich atamanów. Ministerium spraw zagranicznych obsadzi Wildsteinem, który się zna na wszystkim. Do tego Bronisław, jak sam Geremek. A pewny siebie jak Dmowski. Raz nawet dał głos bezspornie słuszny, bo taki jak Kato Starszy tudzież niżej podpisany: Ceterum censeo Saddam Husajn esse delendam. Na trzeciego doskoczy Rybiński Maciej. Też wszechstronnie nieomylny twardziel, a dowcipny, że boki zrywać. Tercet ów dźwignie nasz dumny biedny kraj w atlantycki Raj. Mają w sobie coś. Rokita wdzięk clintonowski, na który poleciała tłusta Monika. Wildstein przebojowość „dablju” Busha, który plecie androny, a wygrywa. Anegdotczyk Rybiński to Rumsfeld nadwiślański. Za nimi falanga prawicowców też wybitnych, którzy wykonali woltę – majstersztyk sezonu, wspierając potłuczonego Millera i więdnący SLD. Pogratulujmy sobie tak odpowiedzialnych gwiazd opozycyjnych – istnej Drogi Mlecznej. Nic to, że strosząc się, by straszyć – spudłowali. Ciekawe były przed Brukselą dywagacje „Wyborczej” i „Rzepy”, a choćby „Newsweeka”, nawet „Wprost”: trzymać z Europą czy przypodobać się zaoceanicznemu Herkulesowi? Teraz jeszcze ciekawiej. Jedni – i z rządu, i z POPiS-u – epatują się, że świat wreszcie nas dostrzegł i docenia z Hiszpanami w duecie – albośmy to jacy tacy – pół tuzina naszych komandosów z pomocą jankesów obaliło Saddama! Inni, z upływem czasu liczniejsi, lamentują, żeśmy się do imentu zbłaźnili, że nas w Unii jeszcze bardziej znielubili – bośmy są „niebywale uparci”, „agresywni”, „skłonni do kłótni” – i wzruszają ramionami na nasze grymasy, to komiczne potrząsanie wetem. Oczywiście, my też możemy grubiańsko pouczyć Chiraca, żeby siedział cicho, Shröderowi łatkę przypiąć, to się podoba w Waszyngtonie, ale czy zwiększy to nasz prestiż, czy raczej zmniejszy unijne subwencje? W co się zanurzać: w polską autoadorację czy polski katastrofizm? Pustkowie pamięci Matadorzy politologii, asy pióra, odkrywają, że teraz perfidni Francuzi i zachłanni Niemcy szykują na nas zasadzki, jakieś „twarde rdzenie” i „różne prędkości”. Zaćmę mają? Wszak pomysły te wałkowano nad Renem od dekady! Zapamiętał to Jerzy Łukaszewski (b. ambasador RP w Paryżu) – jedyny bodaj; onże w „Rzepie” napisał bez ogródek: „Polska przegrała w Brukseli”. A inni: nic złego się nie stało, może to nawet wyjść nam na dobre, bo wygrywają tylko twardzi. Nawet Cimoszewicz tak uważa. Jego druga gafa w życiu. Ku pamięci: kwartalnik „Limes. Rivista Italiana di Geopolitica” cały nr 2/1995 poświęcił był „Europie we dwoje” i zamiesił mapę „Framanii” od Pirenejów po Odrę. Ta FRA(ncja) + (ger)MANIA szykowała się na „rdzeń twardego rdzenia”, złożonego też z Beneluksu i Italii. Na okładce wybito nazwiska autorów, luminarzy (z jednym wyjątkiem) europejskiej myśli politycznej: PRODI, SCHAUBLE, ROCARD, LAMERS, LE GOFF, GIEŁŻYŃSKI, AGNELLI. Wyrażali oni lęki i nadzieje związane z porodem Unii Europejskiej. Że im bardziej Europa się jednoczy, tym bardziej sypie się Belgia i skończy jak Czechosłowacja… Że następuje „spokojna germanizacja” Alzacji… Że daje o sobie znać separatyzm Bretończyków… Że USA całkiem zraziły się do Europy (i vice versa), więc powrócą do izolacjonizmu. Dodałem, że polska klasa polityczna w marszu ku Europie liczy głównie na protekcję Niemiec, ale mariażowi Paryża z Berlinem jest przeciwna. Ogólna tonacja była jednak wielce optymistyczna. A teraz, gdy meta blisko? Wiara w integrację słabnie, bo Zachód rozłupał się wzdłuż głębin Atlantyku, a rozliczne struktury, jakie spłodził, kruszą się. Wymagają kapitalnego remontu, ale czy to się uda? Kto jeszcze pamięta o tworze pod kryptonimem OBWE? Czy aby Rada Europy też nie jest zwidem-niewidem? Szacowna ONZ, czy stanie się znowu czymś więcej niż dobrodziejką niosącą pomoc trzecioświatowej biedzie, jak Janina Ochojska? A NATO? Po co Amerykanie mają sobie zawracać głowę sojusznikami, którzy nie byli nawet w stanie uśmierzać bójek bałkańskich? Amerykański arsenał przewyższa potencjał całej reszty Paktu, a na zbrojenia USA wyjadą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2004, 2004

Kategorie: Opinie