W cieniu wędrowców

W cieniu wędrowców

Życie obok

Na granicy stoją wojskowe autobusy, może ze 30. Uchodźcy, którym udało się dostać do Austrii, kręcą się przy drodze, na parkingu i przy sklepach. Na ziemi leżą ubrania, puste butelki i pieluchy. Niektórzy młodzi, uśmiechnięci, robią zdjęcia i pozdrawiają mnie, gdy ich mijam. Większość jest jednak tak zmęczona, że nawet nie podnosi wzroku. Przy ulicy wygnieciona trawa była legowiskiem setek ludzi. Dzień wcześniej padał zimny deszcz. Przemoczone okrycia leżą dookoła.

Idąc w stronę dworca, mijam grupki uchodźców kierujących się w stronę przeciwną, do granicy. Czyżby wyprzedano bilety? Może wstrzymano ruch kolejowy? Przy rondzie znajduje się bar, kręcą się przy nim uchodźcy. Nikt nie idzie w stronę centrum miejscowości. Na niebie krąży helikopter. Telewizja albo policja. Wokół ronda Austriacy – oglądają przybyszów. Są zdziwieni, kiedy przechodzę obok i kieruję się w stronę dworca. Tutaj już nie mijam nikogo. Miasteczko jest tak ciche, jakby wszyscy z niego uciekli. W budynku dworca również pusto. Zamiast kas biletowych automat. Dopiero na peronie spotykam pierwszego człowieka. Młody blondyn bada mnie wzrokiem. Okazuje się, że to Słoweniec studiujący w Grazu. Codziennie jest na tej trasie, jeszcze nie znalazł mieszkania w Austrii. Wraca do dziewczyny, do Mariboru. Uchodźcy mu nie przeszkadzają. Twierdzi, że Niemcy wybiorą sobie najlepszych, a pozostałych odeślą. Decydować będzie użyteczność dla gospodarki. Policjanci odblokowali torowisko i pociągi ze Słowenii już wjeżdżają do Austrii.

Żegnamy się i każdy wsiada do swojego składu. W międzyczasie na peronach pojawiło się trochę ludzi. Jednak pociąg do Grazu jest nadal prawie pusty. Na kolejnej stacji wsiada trzech młodych mężczyzn o bliskowschodnich rysach. Rozglądają się i przechodzą przez wagon prawie na palcach. Tym zwracają na siebie jeszcze większą uwagę. Idący na przedzie to najwyraźniej ich lider. Zna trochę angielski i pokazując bilet do Wiednia, pyta jakiegoś Austriaka, czy to właściwy pociąg. Właściwy, więc zostają. Lider daje znać gestem, żeby towarzysze nic nie mówili w swoim języku. Zajmują wolne miejsca. Starają się nie hałasować. Ich ruchy są zwierzęco ostrożne. Kiedy dojeżdżamy do Grazu, lider pyta pasażerów, gdzie muszą wysiąść, żeby złapać pociąg do Wiednia. Niestety, Austriacy gorzej znają angielski od niego. Starsze małżeństwo twierdzi, że nie wie, ponieważ są z Niemiec. Chłopak, słysząc to, cały się rozpromienia: – Cudownie, my też jedziemy do Niemiec! Jego entuzjazm nie udziela się starszej parze. Zaczyna więc wyjaśniać: – From Syria. War. To Germany. Uśmiecha się przy każdym słowie. Niczym aktorzyna próbujący przypomnieć ludziom, skąd go znają. Para Niemców musiała jednak oglądać inny film. Chłopak wraca na swoje miejsce. Na dworcu doganiam jego i towarzyszy i pomagam odnaleźć pociąg. Żegnamy się uściskiem dłoni. Ruszają dalej na północ.

W Grazu nie widać szczególnego wzmożenia. Życie miasta toczy się dalej. Austriacy, Słoweńcy, Węgrzy, Turcy, Arabowie, Afrykańczycy, Azjaci są w swoim codziennym rytmie między pracą i domem. Wszyscy mijają się obojętnie. Dopiero przybycie wędrowców może zakłócić równowagę tego świata. Podobnie jak przybycie do wsi Cyganów przed dziesięcioleciami. Ale ci wędrowcy tu zostaną. Nauczą się naszych gestów i obojętności. Nauczą się pośpiechu, żeby pozostać w tym samym miejscu. Po prostu żyć, nie dając tematu gazetom.

Foto: Mirza Ribič/IRMEDIA

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2015, 48/2015

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy