Wahadło?

W okolicach świąt w nadawanym przez TVP katolickim programie „Ziarno” zdarzyło mi się widzieć osobę duchowną, księdza, który trzymając za ręce wianuszek dzieci w wieku przedszkolnym, tańczył z nimi w kółko, śpiewając przy tym, pewnie własnego wyrobu, piosenkę: „Chrześcijanin tańczy, tańczy, tańczą jego biodra, chrześcijanin tańczy, tańczą nogi chrześcijanina…”. Dzieci jak to dzieci, kręciły się w kółko i było im chyba obojętne, czy bawią się w „kółko graniaste”, „chodzi lisek koło drogi” czy też w tańczącego chrześcijanina. Ale nam – mimo że rzecz sama w sobie jest kuriozalna – nie powinno być to całkiem obojętne, a to z kilku powodów. Nie dlatego, oczywiście, że owe podskoki z chrześcijaninem na ustach mogą wydać się niepoważne nawet jako forma nauczania religii. Kościół już dawno porzucił swoją biblijną powagę, odprawia się msze rockowe, a – jak pisze Neil Postman („Zabawić się na śmierć”) – arcybiskup archidiecezji nowojorskiej, John J. O’Connor, podczas swego uroczystego ingresu w katedrze św. Patryka raz miał na głowie bejsbolówkę drużyny New York Yankee, raz znów New York Mets. Rzecz w tym natomiast, że chociaż dzieci z programu „Ziarno” z pewnością zostały starannie dobrane pod względem wyznaniowym, to przed telewizorami

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 02/2006, 2006

Kategorie: Felietony