Wakacje osobliwości

Wakacje osobliwości

Gdy już znudziły się nam Riwiera i Karaiby, możemy spędzić urlop w bunkrze, w więzieniu czy… waginie Hiperkonsumentom znudziły się już Riwiera Francuska, Morze Karaibskie i białe plaże na Bali. Do lamusa przeszły klasyczne hotele Bristol i Majestic z basenem i jacuzzi, bo niejeden współczesny turysta szuka ekstrawagancji, która u znajomych wywoła okrzyk: „wow!”. A w Europie jest w czym wybierać. We Francji można spędzić noc w klatce dla chomika albo w wibrującej waginie. Szwajcaria, na przekór siedmiogwiazdkowemu Burj Al Arab w Dubaju, proponuje nocleg w zerogwiazdkowym bunkrze nuklearnym. W Szwecji można spać pod wodą albo 155 m pod ziemią, a w Słowenii szukać snu w więziennej celi. Turystyka próżniacza ma się dobrze. Hotel, który hotelem nie jest Do willi L’Origine wchodzi się przez wielką, udekorowaną kwiatami waginę. Różowym tunelem kierujemy się z bagażami do macicy, gdzie na środku stoi świeżo zasłane łóżko. Jest gorąco, ale da się wytrzymać – w końcu rezerwując willę, zamarzyliśmy sobie powrót do początku – origine – by po raz drugi w życiu doświadczyć pobytu w brzuchu mamy. Przez całą noc ściany „pokoju” wibrują. Trzeba walczyć o sen. O 7.45, 15 minut przed zamówioną pobudką, temperatura w pokoju wzrasta o dziesięć stopni, a ściany „macicy” wypełnia powietrze. Zaczynają się skurcze, trzeba zatem szybko pakować walizki i dać nura do różowego tunelu, bo willa sapie, dyszy i dmucha, żar z rozgrzanego jej brzucha bucha… Poród przyjmuje Frédéric Tabary, pomysłodawca L’Origine, właściciel kilkunastu tematycznych willi na terenie Francji, który na każdego gościa czeka o poranku z gorącą kawą i pain-au-chocolat. Kto ma ochotę na więcej, może kolejną noc spędzić w willi Hamster, gdzie na 24 godziny poczuje się jak chomik. Kafka byłby zachwycony! Na środku maleńkiego pokoju stoi stalowy kołowrotek ludzkich rozmiarów (można pobiegać), w kuchni czeka micha płatków owsianych i ziaren (nie byle jakich – bio!), a w łazience wije się plastikowa rurka, z której można się napić. Łóżko znajduje się w niewielkiej klatce na antresoli. Cena pobytu to 150 euro ze śniadaniem za noc. A komu i tego za mało, może z ciasnej klatki przenieść się do 200-metrowego loftu Gourmandise w Marsylii, gdzie zamiast lampy nad stołem kołysze się rozświetlony słoik Nutelli, a w kuchni stoi maszyna do różowej waty cukrowej. Do spania ukołysze nas szelest papierków po cukierkach, a obudzi ból brzucha po żelkach haribo, których nieskończone zapasy kryje każda szafa loftu. – Trzeba zrozumieć, że nam nie chodzi o pieniądze – tłumaczy Tabary – nasze projekty to manifest artystyczny, eksperyment. Podobnie o swoim hotelu Null Stern mówi Patrik Riklin, który wraz z bratem bliźniakiem dwa lata temu otworzył dla gości wrota jednego ze szwajcarskich bunkrów nuklearnych. – Dla nas to instalacja artystyczna, nie tylko hotel, to miejsce, gdzie ludzie mogą się zastanowić, w jakim otoczeniu żyją. W bunkrze, który w razie ataku atomowego mógłby pomieścić 200 osób, bliźniacy przygotowali 14 miejsc noclegowych – dwa dormitoria i jeden pokój dwuosobowy plus łazienka do podziału. Wnętrze artyści pozostawili w pierwotnej, surowej postaci – ściany, z których gdzieniegdzie odpada tynk, „zdobią” szare, metalowe rury. Łóżka na fali mody z odzysku zostały darowane przez mieszkańców okolicznych wiosek, więc niektóre są antyczne, a niektóre z Ikei. – W Szwajcarii jest ponad 250 tys. zrujnowanych bunkrów i buduje się nowe – mówi Riklin. – Nie ma na świecie kraju, gdzie na jedną osobę przypadałoby więcej schronów atomowych. To absurdalne, biorąc pod uwagę fakt, że od zimnej wojny minęło 20 lat. Większość bunkrów zamieniono na luksusowe piwniczki z winami. Null Stern ma być tego antytezą. Od czasu, gdy dwa lata temu ogłosił swoje istnienie w internecie, zainteresowanie nie słabnie. Media rozpisują się o kontrowersyjnym projekcie, Google po wpisaniu Null Stern pokazuje ponad 7 mln wyników, a goście chwalą nowe doświadczenie: „Podoba mi się pomysł hotelu, który właściwie hotelem nie jest. Idea spania w jednym pokoju z ludźmi z całego świata, którzy muszą się ze sobą skonfrontować, jest ciekawa. Inaczej niż w zwykłych hotelach, gdzie każdy siedzi zamknięty we własnym pokoju, a kolację zjada przy osobnym stoliku,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 34/2010

Kategorie: Świat
Tagi: Anna Pamuła