Czy Europa powinna uznać, że Haider i jego partia są wewnętrzną sprawą Austriaków, czy haideryzm jest zjawiskiem o ograniczonym zasięgu, jak powinien być traktowany przez państwa wchodzące w skład Rady. Na te i inne pytania odpowiadają dwaj profesorowie, Adam Chmielewski i Tadeusz Iwiński. Niewielu liberalnych i chrześcijańskich demokratów chce pamiętać, że Haider i jego partia wyrasta z dziedzictwa kulturowego Starego Kontynentu Kiedy na balu u Jörga Haidera tańczono walca, liberalno-demokratyczne siły Europy i liberalne kręgi opiniotwórcze przypomniały sobie, że Austriakiem był również Adolf Hitler, a zaraz potem powzięły decyzję o “bojkocie politycznym” Austrii. Przyłączywszy się do stanowiska liberalno- demokratycznych sił Europy, minister spraw zagranicznych RP stwierdził, że Haider to “ani lewica, ani prawica; on jest (całkowicie) poza spektrum politycznym”. Minister również powiedział, że Haider “głosi poglądy sprzeczne z dziedzictwem europejskim”. W rezultacie stanowiska przyjętego przez Unię Europejską, którego odzwierciedleniem są przytoczone słowa naszego ministra, nowej szefowej analogicznego resortu Austrii nikt nie podał ręki w Brukseli, ani jej nie przywitał przy wejściu do gmachu Unii Europejskiej. Jan Nowak-Jeziorański uznał zaś, pospołu z innymi autorytetami politycznymi Europy i Ameryki, że rezygnacja z wyjazdu na narty w Alpy austriackie rzuci na kolana gospodarkę tego kraju, a dzięki temu, “będzie miała zbawienny wpływ na społeczeństwo austriackie”. To tyle, gdy idzie o liberalny postulat oddzielenia ekonomii od polityki. Tymczasem społeczeństwo austriackie, w odpowiedzi na taką reakcję Wspólnoty Europejskiej oraz aspirantów do niej, zamiast poczuć się zbawione, natychmiast zwiększyło swe poparcie dla partii premiera Karyntii, który zresztą – jak Marian Krzaklewski – nie wszedł do rządu współtworzonego przez jego partię i obrał wygodną pozycję uber-premiera całego kraju. Sytuacja w Europie po sukcesie wyborczym Jörga Haidera w Austrii skłania do kilku wniosków. Pierwszy, najbardziej oczywisty i najmniej ciekawy to ten, że po raz kolejny okazuje się, że dla liberalno-demokratycznych środowisk w Europie wyniki demokratycznych i liberalnych wyborów są godne respektu o tyle tylko, o ile zwyciężają w nich sami liberałowie. Drugi wniosek zaś głosi, że w chwili, gdy liberalno-demokratyczna Europa zajęta jest obecnie montowaniem walca, który ma wyrównać wertepy dziedzictwa europejskiego, towarzyszy jej przy tym dotkliwa amnezja. Niewielu liberalnych i chrześcijańskich demokratów chce pamiętać, że Haider i jego partia wyrasta jak najbardziej z dziedzictwa kulturowego Europy i że do dziedzictwa żadnych innych kontynentów w swym programie się ani nie odwołuje, ani sensownie odwołać nie może. W tym kontekście drugie z przytoczonych stwierdzeń min. Geremka jest szczególnie interesujące. Dlatego zwłaszcza, że wygłosił je historyk. Wypowiedź ta ma na celu postawienie Haidera, jego partii i jego wyborców poza kręgiem wystarczająco dobrego towarzystwa, z którym liberał może bez obrzydzenia rozmawiać. Haider, jak Hitler, to obce ciało Europy, która nie rozumie, ani nawet nie chce wiedzieć, skąd się ono w niej wzięło. Tego rodzaju myślenie ma na celu wydziedziczenie Haidera – a przy okazji sporej części Austriaków – z ideologicznie skonstruowanego dziedzictwa Europy. Ten liberalny konstrukt ideologiczny wszelako ma tę niedogodność, że nigdy nie miał odpowiednika w realnym świecie. Od ministra, będącego także historykiem, poza większą odrobiną zręczności i dyplomacji należałoby oczekiwać świadomości, że do dziedzictwa kultury europejskiej, która sformułowała ideę praw człowieka, wolności indywidualnej, tolerancji i pluralizmu wartości, musimy także zaliczyć – choćby ze wstrętem, ale jednak – również antysemityzm, ksenofobię, faszyzm, nazizm, komunizm i towarzyszące im akty nietolerancji, pogromów i ludobójstwa. My, Europejczycy, musimy się do tego przyznać chociażby dlatego, że ojczyzną wszelkich tych ideologii jest właśnie nasz ojczysty kontynent, nie zaś żaden inny, i że to inne kontynenty wycierpiały potworne okrucieństwa wskutek szaleństw i błogosławieństw wymyślanych na Starym Kontynencie, w czym zresztą Wiedeń kiedyś przodował. Kolejny wniosek, płynący z austriackiej lekcji jest taki, że zwolennikom poglądu, iż to chrześcijaństwo stanowiło i nadal stanowić powinno podstawę jedności europejskiej, trzeba przypomnieć kilka rzeczy. Po pierwsze, Europa wykuwała swoje obecne wartości liberalne w dialektyczno-historycznej walce politycznej przeciwko ekskluzywnym ideom chrześcijaństwa, na których kultura europejska została w sporej mierze ufundowana. Przytoczona powyżej historyjka z Miltonem obrazuje pewien skromny, lecz charakterystyczny fragment tych zmagań. Po drugie zaś, trzeba pamiętać, że chrześcijaństwo
Tagi:
Adam Chmielewski









