Jeśli pominąć osobiste zainteresowanie niektórych polityków reprywatyzacją, głównym motywem prawicy wydaje się chęć zatarcia wszelkich śladów Polski Ludowej Wszystkie argumenty za i przeciw reprywatyzacji zostały już sformułowane i ogłoszone. Nie zamierzam ich powtarzać, tym bardziej że zajmowałem się tą sprawą jako jeden z pierwszych, kiedy tylko zaczęła pączkować, a Marcin Święcicki, drugi z kolei w III RP prezydent Warszawy z ramienia Unii Wolności (Unii Demokratycznej) – ależ ma stolica niefart do tej partii! – zaczął rozdawać stołeczną ziemię i stołeczne kamienice dawnym właścicielom. Dzisiaj chcę się zająć motywacjami reprywatyzacyjnych poglądów i działań. Z pozoru sprawa jest prosta. Po jednej stronie mamy pokrzywdzonych i spadkobierców, po drugiej – upływ czasu historycznego i racje budżetu. Nie stawiam cudzysłowu, ponieważ ci, którzy tracili swe majątki i fabryki, mieli oczywiście poczucie krzywdy. Czy słusznie? Według ich oglądu świata, niewątpliwie słusznie. Przedwojenny właściciel godził się zapewne, choć z trudem, kiedy go bank licytował za długi: trudno, dług jest długiem, pieniądz – pieniądzem, trzeba płacić… Chociaż, jak wiadomo, i tak cała z tego zrobiła się literatura, jak to żarłoczni spekulanci (Żydzi, co gorsza) zabierają szlachecką ziemię. Ale po wojnie nie zabierano za indywidualne długi, zabierano za długi zbiorowe, za ciągnące się jeszcze od pańszczyzny winy obszarnicze – i na zbiorowe cele, odbudowę kraju. Miała wówczas miejsce zasadnicza zmiana perspektywy: etos zbiorowy zyskał już w czasie wojny zdecydowane pierwszeństwo przed indywidualnym. Również konflikt polityczny był, po obu stronach, konfliktem racji zbiorowych wielkich zbiorowości. Toteż wystąpienia zbiorowych band przeciw dzieleniu majątków ziemiańskich stały się natychmiast najbardziej niepopularnym z działań podziemia; dzisiaj zapewne w niejednej prawicowej gazecie napisano by, że dziedzic słusznie, w obronie koniecznej, zatłukł komisarza rabusia i kazał wysiec tyłki pazernym chłopom, wtedy zaś w propagandzie PPR wręcz z lubością referowano takie “zbrodnicze akty egoizmu klasowego”, wiedząc, że to przemawia nawet do przeciwników nowej władzy. Wielu autorów zajmujących się teraz sprawą reprywatyzacji przypomina, że również politycy obozu londyńskiego zapowiadali radykalne, wywłaszczeniowe reformy społeczne (np. wiosną 1944 r. Rada Jedności Narodowej jako krajowe przedstawicielstwo partii tworzących ten obóz). Ale po wojnie emigracja porzuciła ideę Wielkiej Reformy na rzecz coraz bardziej zaślepionej gloryfikacji stosunków przedwojennych. Wyjątkiem było środowisko “Kultury” paryskiej. Oto, co pisał w 1973 r. w artykule “Kordian i cham” Juliusz Mieroszewski: “…Przed wielu laty rozmawiałem z młodym, inteligentem, synem chłopa, który pierwszy ze swej rodziny zdobył uniwersyteckie wykształcenie. Ów student powiedział mi bez wahania, że jeżeli niepodległość miałaby oznaczać powrót do gospodarki folwarcznej sprzed roku 1939, to chłopi-inteligenci czy nieinteligenci – wolą Polskę Ludową z jej ułomną niepodległością. To samo dotyczy robotników. Ile razy słyszałem z ust krajowców opinię, że na emigracji przez niepodległość rozumiemy Polskę kapitalistyczną wraz z jej przedwojenną konstytucją. Szumne deklaracje, że po odzyskaniu niepodległości “naród przez demokratycznie wybrany parlament wypowie się w tych sprawach” – są zasłoną dymną, która umożliwiła emigrantom nieakceptowanie zmian społeczno-gospodarczych, jakie zaszły w Kraju. Polska klasa robotnicza nie poprze idei niepodległości – jeżeli niepodległość miałaby oznaczać przywrócenie kapitalizmu opartego na konstytucji przedwrześniowej i na ustroju z nią związanym. Wszystko to już było dawno, dawno temu. Chłopi polscy w Galicji uważali cesarza Franciszka Józefa za gwaranta ich wolności, obawiając się, że niepodległość Polski wyrazi się w stosunku do nich przywróceniem pańszczyzny. Na emigracji jedyna “Kultura” zajęła w tej sprawie jasne stanowisko. Od samego początku reprezentowaliśmy pogląd, że konstytucja przedwrześniowa nie może być nawet symbolicznym herbem idei niepodległościowej. Rozumieliśmy bowiem, że Trzecia Rzeczpospolita, która będzie sukcesorką Polski Ludowej – odrzucając komunizm – zatrzyma zdobycze socjalizmu. Tak jak w polskich warunkach nie może być powrotu wielkoobszarniczej, prywatnej gospodarki rolnej – tak nie może być również kapitalistycznej reprywatyzacji wielkich zakładów przemysłowych”. (“Kordian i cham”, Kultura, nr 1-2/1973) Juliusz Mieroszewski, kiedy pisał te słowa, nie wiedział jeszcze, jak szybko rozprzęgnie się imperium radzieckie i jak bezwzględne będzie zwycięstwo Stanów Zjednoczonych w rywalizacji mocarstwowej,
Tagi:
Krzysztof Wolicki









