Michał Jagiełło od 40 lat jest ratownikiem. Gabinet dyrektora Biblioteki Narodowej najchętniej zamienia na dyżurkę TOPR – Wędrowanie po górach jest w pewnym sensie modlitwą – uważa Michał Jagiełło, dyrektor Biblioteki Narodowej, pisarz, alpinista i ratownik. Wędrowanie może stać się tragedią, jak pod Rysami, gdzie zginęło siedem osób. Ale czy można zabronić modlitwy? Jagiełło nikomu nie chce zakazywać wstępu w Tatry (prócz piątego stopnia zagrożenia lawinowego, gdy nie wolno wychodzić powyżej schronisk). Oczekuje jednak rozsądku. – Nie oskarżam ludzi, że chodzą w góry. Ale wyprowadzanie zimą na Rysy osób niebędących wspinaczami to ryzyko. Uważam, że może to robić fachowy przewodnik, idąc najwyżej z trzema turystami. Odpowiedzialność za tę tragedię ponosi ten, kto podjął decyzję, żeby wejść z młodzieżą na szczyt. O tej porze roku należy wykluczyć wchodzenie na Orlą Perć, przełęcz pod Chłopkiem i Rysy. – Ale gdyby w tym feralnym miejscu był nawet najlepszy przewodnik, także poleciałby z lawiną! – oponuję. – Jednak gdyby oni byli pod opieką przewodnika, pewnie nie poszliby na Rysy. Mieliby świadomość, że to może grozić śmiercią. Koniec był blisko 35 lat temu Jagiełło niemal umierał w górach. We czterech (jednym z nich był nieżyjący już Jerzy Milewski, późniejszy szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego) weszli w potężną ścianę na Kaukazie. Załamała się pogoda, zaczął sypać śnieg. Popełnili błąd – zamiast zjeżdżać na linach, postanowili przeczekać. – To był nasz pierwszy wyjazd w wysokie góry, gnała nas ambicja, chcieliśmy zrobić tę drogę – wspomina. Trasa odwrotu została odcięta przez śnieżne lawiny, które z wielkich żlebów spadały na siodełko poniżej wspinaczy. Można było tylko iść na szczyt, ale najpierw mróz musiał związać świeży śnieg. Spędzili w ścianie siedem dni i nocy bez jedzenia. Koniec był już blisko, mieli omamy z wyczerpania. Weszli jednak na szczyt, gdzie czekała ekipa ratunkowa. Później, w Alpach Julijskich, gdy wspinał się z Tadeuszem Piotrowskim, odpadł od ściany. Wyszedł za wysoko, 8 m ponad ostatni hak, ręce były coraz bardziej zmęczone. – Miałem do wyboru – albo lecę, albo doskakuję do skalnego rogu nade mną. Wyrzuciłem rękę, skała chrupnęła pod palcami, poleciałem. Pomyślałem, że to koniec. Spadł niemal na Tadeusza Piotrowskiego, odbił się od ściany i runął w przepaść. – Coraz wyraźniej widziałem nasze ślady na śniegu pod ścianą, 300 m niżej. Nie bałem się, czekałem na ostatnie uderzenie. Fascynujące doznanie. I potworny ból klatki piersiowej obwiązanej uprzężą. Zawisł pod przewieszką, cudem unikając złamań i okaleczeń, partner i lina wytrzymali potężne szarpnięcie. Niesłychane szczęście, skończyło się na skręceniu nogi. Po wielu latach Tadeusz Piotrowski zginął, schodząc z K2. Odpadł od ściany, spadł na Jerzego Kukuczkę i poleciał w dół. Ale wtedy nie było szans, by go ocalić. Doza okrucieństwa Zaczęło się banalnie, od zauroczenia górami na szkolnej wycieczce. Potem było wiele trudnych przejść w Tatrach, Alpach, Pamirze i na Kaukazie. – Ponad 40 lat temu chodziliśmy na wycieczki, jeszcze w kole przewodników beskidzkich. Wspominam go jako sympatycznego gościa, choć jeśli chodzi o dokonania taternickie, to ponoć wspinał się przeważnie na Giewont. Mówiąc serio – na ścianach nieprzekraczających IV stopnia trudności prowadził, potem miał już problemy – mówi dr Marek Głogoczowski, alpinista i filozof. – Do IV stopnia czułem się absolutnie pewnie latem i zimą, jednak prowadziłem i na znacznie trudniejszych drogach – ripostuje Jagiełło. – Nie ciągnęło mnie do ekstremalnych dróg skałkowych i hakowych. Założyłem, że będę sprawnym wspinaczem klasycznym. W połowie stycznia (-15 stopni) w 14 godzin przeszedłem wschodnią ścianę Mięguszowieckiego. To chyba niezły wynik. Poza tym dla mnie zawsze było ważne, z kim się wspinam, wynik nie był najważniejszy. Minusem tej postawy jest to, że nie zdobyłem ośmiotysięczników, plusem – że żyję. – Michał był napalony na góry. Wspinał się zwłaszcza zimą, wtedy miał najwięcej sukcesów, zrobił pierwsze zimowe drogi w masywie Młynarza, także w Alpach – mówi Władysław Cywiński, ratownik i pisarz. Choć Jagiełło często wspinał się zimą, nie podziela poglądu Andrzeja
Tagi:
Andrzej Dryszel









