„Whydah” – ostatni rejs Czarnego Sama

„Whydah” – ostatni rejs Czarnego Sama

Łowcy skarbów odkrywają tajemnice najsłynniejszego okrętu piratów Najbardziej znany piracki statek świata – „Whydah”. Trójmasztowiec przeznaczony do transportowania niewolników z Afryki został zdobyty przez słynnego pirata, zwanego Czarnym Samem. Ale dzielny korsarz niedługo cieszył się łupem. Wyładowana złotem i srebrem jednostka poszła na dno w straszliwym sztormie przy Cape Cod (Massachusetts). Nazajutrz plaża na półwyspie usłana była zwłokami ponad stu piratów. Także kapitan znalazł śmierć w kipieli. Sławnego wraku długo szukano w nadziei na zdobycie bajecznych bogactw. Dopiero w 1984 r. łowca skarbów Barry Clifford odnalazł szczątki okrętu pogrzebane pod pięciometrową warstwą piasku. Za pomocą magnetometru udało mu się zlokalizować pełen szlachetnych kruszców „Whydah”. Kiedy ekipa Clifforda wydobyła na powierzchnię pierwsze armaty, wielu wątpiło, czy rzeczywiście pochodzą one z żaglowca Czarnego Sama. W końcu burzliwe wody koło Cape Cod pochłonęły dziesiątki okrętów. Ale sceptycy zamilkli, kiedy ekipa Clifforda odkryła dzwon okrętowy z napisem „The Whydah Gally 1716”. Eksploracja wraku trwa do dziś. Do tej pory z morza podniesiono około 100 tys. przedmiotów, niezliczone złote i srebrne monety, biżuterię, armaty, muszkiety, flinty skałkowe oraz granaty ręczne, które piraci miotali na pokłady wrogich statków. Poszukiwacze skarbów znaleźli także naczynia, nocniki, a nawet tajemniczą srebrzystą pończochę niewielkich rozmiarów. Prawdopodobnie należała ona do najmłodszego członka załogi, Johna Kinga, który w wieku niespełna 11 lat zginął wraz z innymi. Mały Johnny podróżował z matką na okręcie, który zdobyli piraci Czarnego Sama. Chłopcu tak spodobały się obyczaje morskich zbójów, że poprosił o przyjęcie do korsarskiego bractwa. Nie przejmował się łzami rodzicielki. Piraci wyrazili zgodę i John przez kilka miesięcy pływał pod czarną banderą. Roszczenia do wydobytych z morza korsarskich skarbów zgłosił stan Massachusetts. Barry Clifford przez trzy lata walczył o swoje prawa w sądzie, aż w końcu zwyciężył. Obecnie wielka, supernowoczesna wystawa poświęcona „Whydah” przyciąga tłumy w Cincinnati Museum Center. Zwiedzający nie tylko mogą wziąć do ręki monety zagrabione ongiś przez Czarnego Sama, ale także obejrzeć odtworzone wnętrza żaglowca, zapoznać się z życiorysami czterech korsarzy (w tym Johna Kinga), a także przeżyć odtworzony w technice multimedialnej sztorm, który unicestwił okręt i jego załogę. Niektórzy publicyści hołdujący poprawności politycznej sprzeciwiali się urządzeniu wystawy, która, ich zdaniem, oznacza trywializację cierpień czarnych niewolników, przewożonych w straszliwych warunkach pod pokładem „Whydah”. Ostatecznie nie posłuchano tych głosów, gdyż Barry Clifford potrafił zręcznie przedstawić Samuela Bellamy’ego (czyli Czarnego Sama) oraz jego chłopców jako swego rodzaju morskich Janosików, walczących o wolność i równość. „W tej wystawie nie chodzi tylko o pirackie skarby. To opowieść o ludziach, którzy byli banitami, ale praktykowali wczesną formę demokracji, gdzie były niewolnik mógł zostać wybrany na kapitana, dowódca zaś, oficerowie i prości żeglarze byli traktowani tak samo”. Clifford przypomniał też, że Bellamy niekiedy przywracał wolność afrykańskim niewolnikom na zdobytych statkach, a co najmniej 24 jego piratów miało ciemny kolor skóry. „Whydah” miał pływać na szlaku „trójkątnego handlu”. Towary wykonane w angielskich manufakturach przewożono do Afryki, tam sprzedawano je, aby kupić niewolników, których transportowano do Nowego Świata. Stamtąd sprowadzano produkty kolonialne (bawełnę, indygo, cukier), które przetwarzano w manufakturach w Wielkiej Brytanii. Setki niewolników umierały podczas transportu, ale i tak z trójkątnego handlu zrodziło się bogactwo Karaibów, a także fenomen piractwa. „Whydah”, którym dowodził kapitan Lawrance Prince, jako statek niewolniczy odbył tylko jeden rejs. Prince sprzedał żywy towar i żeglował do Anglii, jednak w lutym 1717 r. koło Bahamów natknął się na dwa mniejsze okręty, płynące pod czarną banderą. Były to pirackie statki Bellamy’ego – „Mary Ann” i „Sultan”. Korsarz uporczywie ścigał swój łup przez trzy dni. Kiedy w końcu dopadł okręt, jego załoga nie podjęła walki. Żeglarze Prince’a nie mieli zamiaru narażać życia za swą głodową zapłatę, zresztą istniał morski obyczaj, zgodnie z którym korsarze traktowali wielkodusznie załogi statków, które nie stawiały oporu (dla broniących się twardo piraci zazwyczaj nie mieli litości). Czarny Sam okazał się szlachetny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 29/2007

Kategorie: Świat