Wicepremier w szatach liberała

Wicepremier w szatach liberała

Hausner wygrał w Sejmie głosami SLD i PO. Czy oznacza to przewrót na polskiej scenie politycznej? Wystarczy włączyć program informacyjny TVP lub TVN, by zobaczyć wicepremiera dźwigającego góry teczek i materiałów. I komentarze dziennikarzy mających opinię poważnych, że plan Hausnera to ostatnia szansa dla Polski. Że jeśli nie zostanie przyjęty, zawalą się polskie finanse. I że popieranie tego planu to obowiązek bez mała patriotyczny. Hausner przedstawiany jest przez nich jako „rozgrywający w rządzie”, jego „twardy człowiek” (to a propos negocjacji z górnikami i kolejarzami) i jasny punkt. Podczas jego niedawnej wizyty w klubie Platformy Obywatelskiej Donald Tusk mówił mu, że co prawda rząd Leszka Millera jest najgorszym rządem w historii III RP, ale w Platformie oddziela się ocenę rządu od merytorycznej oceny wicepremiera. Jeszcze pół roku temu żelaznym punktem ataków na rząd był wysoki deficyt budżetowy. Realizując swoje koncepcje, Hausner jeszcze ten deficyt zwiększył. Bez obaw. Deficyt przestał być problemem. A eksperci, którzy rok lub dwa lata temu rozdzierali szaty nad „rozrzutnością” rządu, nagle zamilkli. Gdzieś zniknął przedtem stale obecny w mediach, kąśliwy wobec SLD-owskich ministrów członek RPP, Bogusław Grabowski. A gdy Liga Polskich Rodzin wysunęła wniosek o wotum nieufności wobec wicepremiera, to z jeszcze większą ochotą niż SLD przeciwko jego odwołaniu głosowała Platforma. Cóż takiego się stało, że Hausner w ostatnich miesiącach awansował do roli ulubieńca mediów i liberalnej opozycji? Oszczędności Swoim planem? Eksperci ekonomiczni, z którymi rozmawialiśmy, nie mają wielkiej ochoty odpowiadać na to pytanie. Oszczędności w administracji, redukcja nieuprawnionych wydatków socjalnych – to wszystko może się podobać, ale nikt rozsądny nie będzie twierdził, że weryfikacja rent czy likwidacja Funduszu Alimentacyjnego przyniesie rozwiązanie finansowych kłopotów budżetu. Diabeł tkwi w szczegółach. Hausner mówi, że w administracji można uzyskać oszczędności rzędu 2 mld zł. Być może, ale patrząc na sprawę bardziej poważnie, Polskę czeka w najbliższych latach raczej rozbudowa administracji niż jej redukowanie. A to z powodu wejścia do UE. O tym, ile kosztuje zła administracja, źle wyposażona i mało kompetentna, przekonuje się na co dzień chociażby Marek Pol. Który w tym roku (pisaliśmy o tym tydzień temu) nie wykorzysta na budowę dróg i autostrad około 1,2 mld zł. W tej sumie ponad jedna trzecia to pieniądze pochodzące z UE. One zostaną w Brukseli. Owszem, oszczędności w administracji mogłaby przynieść np. naprawa nieudanej reformy samorządowej, czyli mówiąc wprost, likwidacja lub przynajmniej znaczna redukcja powiatów. Przewidywał to w swoim planie reformy finansów państwa Grzegorz Kołodko. Ale ten pomysł trafił na półkę. Również nikt rozsądny nie spodziewa się wiele po weryfikacji rent. Sam proces odbieranie niesłusznie przyznanych rent będzie długi i jeśli zaowocuje oszczędnościami, to za dwa, trzy lata. Podobnie rzecz się ma z Funduszem Alimentacyjnym. Fundusz kosztuje dziś budżet 1,3 mld zł. Ale jego likwidacja przyniesie o wiele mniejsze oszczędności. Bo zasiłki alimentacyjne będą wypłacane z innej puli. A ponieważ będą niższe, wiele rodzin przeniesie się bezpowrotnie w sferę stałego ubóstwa. Innym elementem planu oszczędnościowego jest zerwanie z zasadą rewaloryzacji rent i emerytur w wypadku niskiej inflacji. Zwolennicy tego pomysłu mówią, że skoro mamy niską inflację, waloryzacja dałaby emerytom i rencistom po 5-7 zł miesięcznie. Po co więc ich takimi sumami denerwować? Obłuda tej argumentacji jest oczywista, bo w skali roku 5 zł przekształca się w 60 zł, a po taką sumę schyliłaby się większość Polaków. Więc po cóż mówić, że emeryci tylko się ucieszą, gdy nie dostaną parozłotowej podwyżki? Takich oszczędności w programie Hausnera jest więcej. Można sprowadzić je do wspólnego mianownika – są niewielkie, ale dotykają setek tysięcy ludzi, a w niektórych przypadkach milionów. Obywatele, być może, w końcu by je przełknęli. Rzecz jednak w tym, że trudno będzie zaakceptować im wyrzeczenia, skoro wcześniej Hausner i SLD zafundowali najbogatszym szczodre prezenty. Na wniosek Hausnera obniżono podatek CIT, który płacą największe firmy działające w Polsce, z 27% do 19%. Tym samym firmy te zaoszczędzą w przyszłym roku 4,5 mld zł. Same banki (w Polsce, poza BGŻ, PKO BP i BGK, pozostałe banki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 47/2003

Kategorie: Kraj