Widziane w Czeczenii

Widziane w Czeczenii

Nazwa stolicy Grozny trafnie oddaje dramatyczne wydarzenia rozgrywające się w czeczeńskiej republice W minionym dziesięcioleciu około 14 tys. obywateli Rosji narodowości czeczeńskiej ubiegało się o nadanie statusu uchodźcy w Polsce. Prawie 800 osobom status taki przyznano, a dla blisko 300 Czeczenów wprowadzono tzw. pobyt tolerowany. To naturalnie efekt dramatycznych wydarzeń rozgrywających się w małej republice, której nazwa stolicy – Grozny – wciąż trafnie oddaje istniejącą rzeczywistość. Na przełomie sierpnia i września br. wraz z delegacją Rady Europy przebywałem przez kilka dni na Kaukazie – w Czeczenii, Inguszetii i Osetii Północnej. Chodziło nam o zapoznanie się z problemami humanitarnymi w tym regionie, zwłaszcza z aktualną sytuacją uchodźców i osób przesiedlonych oraz z perspektywami odbudowy targanej walkami Czeczenii. Na bazie przygotowanych raportów ma się odbyć na początku października w Strasburgu kompleksowa debata o Czeczenii. Wraz z parlamentarzystami ze Szwajcarii i Francji spotkaliśmy się m.in. z liderami poszczególnych republik, a w Moskwie z kilkoma czołowymi politykami rosyjskimi. Choć w dniu czeczeńskich wyborów prezydenckich znajdowaliśmy się w Argunie, Groznym i Centeroju – siedzibie rodu Kadyrowów, nie byliśmy ich obserwatorami. Dla mnie był to siódmy pobyt w Czeczenii – od czasu gdy w styczniu 1997 r. rozmawiałem z ówczesnym prezydentem, Selim Chanem Jandarbijewem, z jego następcą, Asłanem Maschadowem, i z nieuznawanym jeszcze wtedy jednoznacznie za terrorystę Szamilem Basajewem. Okazał się oczywiście wyjątkowy ze względu na sprzężenie z bezprecedensową serią tragicznych aktów terrorystycznych w Rosji. Zbiegiem okoliczności przez Biesłan przejeżdżałem kilkanaście godzin przed atakiem na szkołę, w trakcie mej dyskusji w Radiu Echo Moskwy dotarła zaś wiadomość o wybuchu koło stacji metra Ryżskaja. Na tym tle garść luźnych uwag. W Czeczenii chodzi dziś głównie o przywrócenie bezpieczeństwa oraz zaufania. Także o odbudowę republiki (szczególnie Groznego), która bez wątpienia pozostanie jedną z 89 części składowych Federacji Rosyjskiej. To zadanie ogromnie trudne. Przecież wybory odbyły się dlatego, iż 9 maja w zamachu zginął 53-letni prezydent Ahmed Kadyrow, przywódca religijny walczący jeszcze w pierwszej wojnie czeczeńskiej przeciwko Rosjanom. Jego sukcesem okazało się to, że w ostatnich kilku latach doprowadził do złożenia broni przez ok. 6 tys. separatystów. Ale w górach i lasach pozostaje wciąż 1-2 tys. z nich, mogących liczyć na pewne – choć kurczące się – oparcie społeczne. Przedstawiciel prezydenta Putina w południowym okręgu, Władimir Jakowlew, mówi nam plastycznie: „Lepiej pracować, niż być zawodowym zabójcą za 100 dol. miesięcznie”. Ale ma zarazem pełną świadomość, iż z pracą jest jaszcze krucho, a łatwiej odbudować obiekty przemysłowe czy instytucje kulturalne, niż przywrócić zaufanie. Nowo wybrany czeczeński prezydent, Ału Ałchanow (urodzony jak Kadyrow w Kazachstanie, dokąd za Stalina zesłano dziesiątki tysięcy jego rodaków i Inguszów), wyklucza możliwość negocjacji z Basajewem i w praktyce z Maschadowem. „Nie będziemy rozmawiali z terrorystami i wahabitami. Ale jesteśmy gotowi przyjąć każdego, kto nie dokonuje aktów terrorystycznych”, odpowiadał na moje pytanie. Sam dostrzegam przy tym rosnące pragmatyczne podejście do rzeczywistości zarówno młodszych polityków (premier i p.o. prezydent Czeczenii, Siergiej Abramow, ma 32 lata, a wicepremier Eli Isajew reprezentuje to samo pokolenie), jak i zwykłych ludzi. Ci są przede wszystkim wyczerpani latami wojny i chaosu. Mają często dość i separatystów, i władz rosyjskich. Pamiętajmy przecież, że prawa człowieka były i nierzadko nadal są brutalnie naruszane przez obie strony konfliktu. Oczywiście, można się spierać o proporcje w różnych jego fazach. Wybory do 42-osobowego, dwuizbowego lokalnego parlamentu mają się odbyć w pierwszej połowie przyszłego roku. Ale ze stanu bezpieczeństwa, chyba nikt nie jest zadowolony. Mimo silnej ochrony nie wyrażono zgody na nasz wyjazd w rejony podgórskie. Prezydent Inguszetii, Murat Zjazikow, były generał FSB, nader efektywnie kierujący tą półmilionową republiką, który kilka miesięcy temu sam wyszedł z zamachu, de facto przyznał, iż napad na Inguszetię 21-22 czerwca br. z 86 ofiarami śmiertelnymi musiał mieć zaplecze wewnętrzne. Nikt nie ma wątpliwości, że to samo odnosi się do wydarzeń w północnoosetyjskim Biesłanie. Sytuacji w Czeczenii nie da się opisać w kategoriach czarno-białych. Są oznaki postępu i stabilizacji – wróciła zdecydowana większość uchodźców spośród 350 tys., funkcjonuje pięć wyższych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 38/2004

Kategorie: Świat