Nostalgia za Königsbergiem

Nostalgia za Königsbergiem

Jak zareaguje Kreml, gdy mieszkańcy obwodu kaliningradzkiego za przykładem Krymu zechcą zadecydować o statusie regionu? Korespondencja z Kaliningradu Z przesiąkniętego brudem i potem warszawskiego Dworca Zachodniego odjechałem autobusem do Kaliningradu. Nie ma alternatywy dla połączenia drogowego. Owszem, kiedyś LOT szczycił się rejsami do Kaliningradu, ale skasował je, bo brakowało pasażerów. Z tego samego powodu PKP Intercity zrezygnowało z jedynego połączenia kolejowego Gdynia-Kaliningrad. W ubiegłym roku Rosjanie w ostatniej chwili wycofali się ze wspólnego projektu wakacyjnych przejazdów kolejowych z Olsztyna do Kaliningradu. Opieszali pogranicznicy W autobusie należącym do międzynarodowej korporacji przewozowej – za kierownicą siedział uprzejmy Rosjanin z Łotwy – zajęte było najwyżej co trzecie siedzenie. Większość pasażerów stanowili mieszkańcy eksklawy kaliningradzkiej. Grupka osób, głównie Rosjanie, dosiadła się w Olsztynie. Wieźli m.in. owoce, które w Kaliningradzie są trzykrotnie droższe. Choć warunki glebowe i klimatyczne mamy podobne, w eksklawie nie ma plantacji truskawek, czereśni, wiśni, jagód ani porzeczek. Te hodowane w ogródkach sprzedawane są przez działkowców na kaliningradzkich ulicach nie na kilogramy czy łubianki, lecz na słoiki. Przysłuchiwałem się rozmowie siedzącej za mną pary – Rosjanki i Polaka. Kobieta opowiadała, że cierpi na nowotwór, przyjechała do Olsztyna, by się dowiedzieć, ile kosztowałyby ją operacja i pobyt w szpitalu. Podaną kwotę uznała za wysoką, jednak – jak tłumaczyła – w Kaliningradzie leczenie także kosztuje, a za operację trzeba zapłacić z góry. 380 km między Warszawą a stolicą eksklawy autobus powinien pokonać w siedem godzin i trzy kwadranse. Punktualność zależy od formalności związanych z przekroczeniem granicy. Gdy wyjeżdżałem z kraju i do niego wracałem, kontrola paszportowa (celnicy nikogo nie niepokoili) polskiej Straży Granicznej była znacznie bardziej opieszała niż rosyjskiej. Mimo braku kolejki za pierwszym razem – na przejściu Bezledy-Bagrationowsk – trwała godzinę, za drugim – na przejściu Mamonowo-Gronowo – przeszło dwie, wywołując uzasadnioną irytację pasażerów. Moja sąsiadka, młoda Rosjanka mieszkająca na stałe w Wielkiej Brytanii, kilka razy błagała polskich pograniczników o przyspieszenie procedury. Nic nie wskórała, nie zdążyła na samolot z Gdańska do Londynu. Bilet tanich linii lotniczych przepadł. Kobieta miała łzy w oczach. Choć krajobraz po obu stronach granicy jest podobny, w Rosji rzucają się w oczy nieuprawiane pola i łąki, porzucony zardzewiały sprzęt rolniczy. Jesienią zeszłego roku – jeszcze przed kryzysem ukraińskim – władze obwodu na targach Agrokomplex w Kaliningradzie zachęcały rolników z województwa warmińsko-mazurskiego do dzierżawy gruntów. Oferowały 50 tys. ha. Mniej więcej w tym samym czasie, przy okazji manewrów rosyjsko-białoruskich w Bałtyjsku, Aleksander Łukaszenka, lecąc śmigłowcem z Władimirem Putinem, zauważył, że większość ziemi leży odłogiem. Zachęcał rosyjskiego przywódcę, by oddał ją Białorusinom, a oni przekształcą eksklawę w kwitnący, mlekiem i miodem płynący region. Na razie mleko i miód płyną z zagranicy, Polska ma w tym poważny udział, potwierdzony miejscem na sklepowych regałach. Co to za miasto? Gdy Unia Europejska zaczęła wprowadzać sankcje wobec Rosji, w eksklawie natychmiast policzono zapasy żywności i odetchnięto z ulgą – mięsa wystarczy do Bożego Narodzenia, a ziemniaków na przeszło trzy miesiące. Mimo to gubernator Nikołaj Cukanow ogłosił, że z powodu zmiany sytuacji międzynarodowej na porządku dnia stanął problem zapewnienia własnymi siłami bezpieczeństwa żywnościowego. Może pomogą w tym sprowadzani do Kaliningradu Tadżycy i Uzbecy, nazywani potocznie czarnymi. Wykonują najcięższe prace fizyczne i te, do których Rosjanie się nie kwapią, bo są poniżej ich godności. Czarni mogą harować cały dzień za 500 rubli, miejscowi za taką sumę nie kiwną palcem. Czarnych jest już tak wielu, że 5 lipca potrafili zapełnić największą halę sportowo-widowiskową w Kaliningradzie, w której występował piosenkarz, artysta ludowy Uzbekistanu, Ozodbek Nazarbekow. Po ośmiu godzinach podróży wysiadłem na dworcu autobusowym w Kaliningradzie. W najbliższym kiosku poprosiłem o plan miasta. Na okładce zobaczyłem nieistniejący zamek krzyżacki, a nad nim napis po rosyjsku „Plan Kaliningradu” i niemiecku „Plan Königsbergu”. Po drugiej stronie planu miasta znajdowała się mapa obwodu kaliningradzkiego z rosyjskimi i niemieckimi nazwami miejscowości. Przy tym obwód kaliningradzki przetłumaczono na niemiecki jako „Region Prus Wschodnich”. Tego samego dnia w innym kiosku poprosiłem o pocztówki. Usłyszałem pytanie: – Z Kaliningradu czy z Königsbergu? W każdym kiosku są pocztówki, magnesy na lodówkę i inne

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2014, 29/2014

Kategorie: Świat