Wielkie mocarstwa, mała Polska

Wielkie mocarstwa, mała Polska

Podbój Polski siłą nie stanowił integralnej części wizji Hitlera budowy Wielkich Niemiec Najnowsze wydanie monumentalnej pracy prof. Jana Karskiego pt. “Wielkie mocarstwa wobec Polski 1919-1945. Od Wersalu do Jałty” zostało praktycznie wyprzedane. Wydawnictwo UMCS szykuje dodruk. Postać Profesora owiana jest legendą bohaterskiego kuriera rządu londyńskiego. Jego misja dokumentująca zagładę Żydów w bezpośrednich spotkaniach z mężami stanu Wielkiej Brytanii i USA to jeden z najbardziej rozczarowujących moralnie epizodów drugiej wojny światowej. W swoim dziele życia Profesor unika wątków autobiograficznych. “Wielkie mocarstwa…” oparte są na bogatych źródłach z archiwalnymi na czele. Historia Polski przedstawiona jest w kilku odrębnych odsłonach. Ot, początek pierwszej wojny światowej. Na jakie mocarstwa postawić dla odzyskania niepodległości? Jak odtworzyć to równanie z wieloma niewiadomymi z pozycji Piłsudskiego czy Dmowskiego? Albo jak sprostać zadaniu stojącym przed Beckiem?… “Sceptyczna wobec swojego francuskiego sojusznika – syntetyzuje Karski – i położona między dwoma potencjalnie niebezpiecznymi mocarstwami, których wzajemna wrogość wydawała się nie do pogodzenia, Polska musiała liczyć przede wszystkim na siebie. Aby robić to skutecznie, zmuszona była utrzymywać dobrosąsiedzkie stosunki zarówno z Niemcami, jak i z Rosją, stosunki oparte na wzajemności i dwustronnych paktach o nieagresji. Musiała zachować równowagę między Moskwą a Berlinem, unikając wchodzenia w systemy bezpieczeństwa zbiorowego, zwłaszcza jeśli były skierowane przeciwko któremuś z jej sąsiadów. Musiała wreszcie bronić swej wolności przed obcymi wpływami i naciskami”. Nie jest to trywialne równanie o narzucającym się rozwiązaniu. Profesor podkreśla wielokrotnie, że Polska była przedmiotem, a nie podmiotem polityki międzynarodowej. Zasadniczo stała przed nią alternatywa: iść z Rosją Sowiecką, albo z Niemcami. Pierwsza opcja oznaczałaby rewolucyjną zmianę ustroju w Polsce. Druga była też nie do przyjęcia przez społeczeństwo. Jak powiedział mi samoironicznie Profesor w niedawnej rozmowie, młody Kozielewski (prawdziwe nazwisko Karskiego) sam by pewnie dokonał wówczas zamachu na Becka. Nie jest więc zaskoczeniem, że książka zawiera oceny ostre i świadomie kontrowersyjne. Uczciwość badacza stopiona z sumieniem patrioty, któremu wojna wypaliła piętno na resztę życia, kreuje niepopularne sądy o nas samych i naszych ojcach. Kto chce, niech się spiera. Byle na argumenty merytoryczne. Plac jest ubity równo dla wszystkich. Karski uporczywie dowodzi tezy o przedmiotowości Polski w polityce wielkich mocarstw. Prowadzi walkę z cieniem, bo zwolenników odmiennej tezy w swojej pracy nie wymienia. Wyczuć jednak można, że jednocześnie Profesora nurtuje pytanie o faktyczny, a nie książkowo słuszny, zakres samodzielnośći i samoodpowiedzialności w polskiej polityce zagranicznej. Ocena polityki Polski wobec zaborczych posunięć Niemiec tuż przed drugą wojną światową stanowi poręczny punkt wyjścia do rozważań spekulacyjnych. Karski przytacza zachodnią ocenę polityki Becka: “Niebawem dyplomację jego zaczęto określać jako ‘niegodne naśladownictwo małej ryby, która poluje na mięso pod osłoną rekina’ “. To efekciarskie porównanie konfrontuje Profesor z własną analizą realiów: “Antagonizowanie Hitlera stanowiło znacznie większe ryzyko niż w 1933 czy nawet 1936 r. Naturalnie, widząc, że mocarstwa zachodnie nie przeciwstawiają się potędze niemieckiej, Polska mogła pozostać bierna. Ale bierność nie leżała w naturze Becka. Powątpiewając w to, że system wersalski można uratować, zdecydowany był wyciągnąć korzyści z jego postępującej dezintegracji”. Profesor uważa, że Beck błądził, nie popierając Ligi Narodów i traktatów gwarantujących prawa mniejszości narodowych. Stąd już niedaleko do, ukrytego między wierszami, intelektualnego wyzwania w odniesieniu do alternatywnego przebiegu drugiej wojny światowej. Czyli, jak by się mogły potoczyć wypadki w skali międzynarodowej, gdyby polscy politycy podjęli inne niż w rzeczywistości decyzje? Dodajmy, autonomiczne decyzje znajdujące się akurat w ich mocy. Autor daje nam do ręki dane wystarczające do budowy własnego scenariusza, ale kropkę nad i musimy postawić sami, bo wnioski przeczą utartym sądom o polskiej racji stanu, jakie ukształtowały ex post konkretne wydarzenia drugiej wojny światowej. Łatwo zostać tu posądzonym o antypolskość lub narazić się na śmieszność w oczach establishmentu zarządzającego tą działką historii. Według mnie, klucze do szarady leżą bowiem w nastawieniu Polski wobec Niemiec. Profesor nie sądzi naiwnie, by ktokolwiek popierał nasze racje, by uczynić zadość naszemu poczuciu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2000, 2000

Kategorie: Publicystyka
Tagi: Marcin Sar