Wielkie umieranie?

Wielkie umieranie?

Wojna domowa w Sudanie może doprowadzić do miliona zgonów Wielkie umieranie? Lotnictwo bombardowało wioski w Darfurze. Zaraz potem do płonących jeszcze osad wdzierali się arabscy jeźdźcy, aby palić, gwałcić i mordować. Niektóre wsie napastnicy puszczali z dymem. W innych, „oczyszczonych” z mieszkańców, osiedlali się na stałe. W zachodnim Sudanie doszło do najostrzejszego obecnie kryzysu humanitarnego na świecie – ocenia ONZ. Wojna domowa pochłonęła już około 50 tys. ludzkich istnień. Ponad milion mieszkańców regionu Darfur, mniej więcej wielkości Francji, musiało uciekać ze swych domów, 130 tys. znalazło zaś schronienie w sąsiednim Czadzie. Nadeszła pora deszczowa. Koczujący w ulewie uchodźcy są narażeni na głód i choroby. Na domiar złego w kierunku sudańskich granic ciągną z Czadu gigantyczne chmary żarłocznej szarańczy. Amerykańska Agencja Rozwoju Międzynarodowego szacuje, że jeśli 2 mln mieszkańców Darfuru nie otrzymają żywności, lekarstw ani dobrej wody pitnej, do końca roku umrze co najmniej 350 tys. spośród nich. Według bardziej pesymistycznych ocen, należy się liczyć z milionem zgonów. Wieloetniczny Sudan, największy kraj Czarnego Lądu, od czasu uzyskania niepodległości w 1956 r. wstrząsany był wojnami domowymi (tylko w latach 1972-1983 panował względny spokój). W tym ostatnim roku władze w Chartumie, zdominowane przez Arabów z północy, rozpoczęły forsowną politykę islamizacji kraju, wprowadzając muzułmańskie prawo – szarijat – które miało obowiązywać wszystkich. Ale południe Sudanu zamieszkują ludy murzyńskie (nilockie) wyznające chrześcijaństwo lub tradycyjne religie afrykańskie. Sudańczycy z południa nie chcieli żyć według zasad wiary Mahometa, zerwali się więc do powstania. Rozgorzała się brutalna, właściwie zapomniana przez świat wojna domowa, w której zginęły 2 mln ludzi. Sudańscy generałowie zdawali sobie sprawę, że nie zdołają zdusić rebelii siłą. Wojna przynosiła im jednak fantastyczne zyski – w garnizonach na południu, niekontrolowani przez nikogo prowadzili nielegalny handel kością słoniową, rogami nosorożców, złotem i szlachetnym drewnem. Tylko dzięki wojnie wojskowy reżim prezydenta Omara al-Baszira, który przejął władzę w 1989 r. w wyniku zamachu stanu, zdołał tak długo utrzymać się u steru. Baszir ma poparcie zaledwie trzech klanów arabskich z samego Chartumu i z północnej doliny Nilu, stanowiących najwyżej 5% ludności kraju. W wolnych wyborach poniósłby sromotną klęskę. Ale walka z rebeliantami, prowadzona pod hasłem utrzymania jedności kraju, była legitymizacją dla junty. Wojnę finansowano dzięki eksploatacji złóż ropy naftowej w środkowej części kraju. W końcu jednak pod naciskiem międzynarodowym reżim Baszira zdecydował się na rokowania z Południem. Przede wszystkim Stany Zjednoczone wywarły wpływ na Chartum. W latach 90. USA uważały Sudan za matecznik terrorystów (Osama bin Laden znalazł schronienie w tym kraju). W 1998 r. prezydent Bill Clinton nakazał ostrzelać rakietami fabrykę farmaceutyczną w sudańskiej stolicy, w której rzekomo produkowano broń chemiczną. Po zamachach 11 września 2001 r. Waszyngton próbował doprowadzić do pewnej stabilizacji w Sudanie, aby kraj ten nie stał się gniazdem bojowników dżihadu. W 2002 r. Chartum, licząc na pomoc gospodarczą z USA, zawarł wstępne porozumienie z buntownikami z południa. Na początku 2003 r. podpisano rozejm. Historyczny „układ pokojowy” stanął w maju bieżącego roku. Rebelianci skupieni w Sudańskim Ruchu Wyzwolenia Ludu (SPLM) otrzymali obietnicę autonomii, udziału we władzach oraz dostępu do bogactw kraju. Za sześć lat ma się odbyć referendum, w którym mieszkańcy południa podejmą decyzję, czy ich kraina stanie się niepodległym państwem. Traktat ten ma jednak kruche fundamenty. Porozumienia pokojowego nie uznały opozycyjne partie arabskie, mające znacznie więcej zwolenników niż reżim Baszira. Generałowie z Chartumu z pewnością nie zgodzą się na secesję tak rozległych obszarów. Na południu karabiny na razie milczą, lecz wojna domowa może prędzej czy później wybuchnąć z nową siłą. Trwa za to konflikt w Darfurze. Nie ma tu sprzeczności natury religijnej, gdyż prawie wszyscy mieszkańcy wyznają wiarę Proroka. Od dawna trwały natomiast spory między rolnikami, przeważnie mającymi w żyłach krew murzyńską, a nomadami, uważającymi się za Arabów. Podział ten ma raczej umowny charakter, gdyż większość ludzi z Darfuru, należących do różnych klanów i szczepów, ma czarny kolor skóry, małżeństwa między „Murzynami” a „Arabami” zdarzały

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 34/2004

Kategorie: Kraj