Czas na więcej solidarności

Czas na więcej solidarności

Kolejne rządowe tarcze antykryzysowe zawierają więcej przepisów ułatwiających zwolnienia pracowników niż realnej pomocy

Pandemia sparaliżowała światowe gospodarki na niespodziewaną skalę. Eksperci prognozują najszybsze kurczenie się globalnego PKB od czasu wielkiej depresji z 1929 r. Komisja Europejska szacuje, że w tym roku PKB w całej Unii skurczy się o 7,5%. Jednak wszyscy, którzy wieszczyli natychmiastową rewolucję polityczną w Unii Europejskiej, zdecydowanie się przeliczyli.

Sondaże pokazują, że podczas kryzysu powszechne jest podejście: jak trwoga, to do państwa. Po wybuchu pandemii władze niemal wszystkich krajów Unii odnotowały stabilizację lub wzrost poparcia. Ta stabilność jest widoczna nawet w państwach najbardziej dotkniętych pandemią, takich jak Hiszpania czy Włochy. Partia Konserwatywna w Wielkiej Brytanii cieszy się rekordowym poparciem połowy ankietowanych. We Francji dołujący długo w sondażach prezydent Macron wyraźnie poprawił notowania, a wspierająca rząd Angeli Merkel chadecja (CDU-CSU) ma przeszło 40-procentowe poparcie, czyli wyższe niż kiedykolwiek w trwającej od niemal trzech lat kadencji.

To zrozumiałe i w gruncie rzeczy pozytywne zjawisko – świadczy przecież o tym, że w dobie niepewności i zagrożenia ludzie lokują wiarę i nadzieję w pierwszej kolejności w instytucjach państwowych. Globalny kryzys gospodarczy z 2008 r. uczy jednak, że nie będzie to trwało wiecznie. Rządzący, którzy nie stają na wysokości zadania, zostaną prędzej czy później rozliczeni. Fala populizmu, która zalała w kolejnych latach świat, też nie rozpoczęła się od razu. Bezpośrednio po kryzysie ludzie nie byli skorzy do wywracania panującego porządku. W Stanach Zjednoczonych drugą kadencję wywalczył Barack Obama, w Wielkiej Brytanii rządząca wcześniej Partia Konserwatywna, a w Polsce Platforma Obywatelska. Dopiero kilka lat później społeczeństwa dały wyraźny sygnał niezadowolenia, głosując na inną wizję polityki, wybierając Trumpa, brexit czy Prawo i Sprawiedliwość.

Wiązało się to wówczas z nieumiejętną odpowiedzią na kryzys – ratowano wielkie firmy, deregulowano rynek pracy, inwestowano miliardy w banki i instytucje finansowe, podczas gdy miliony zwykłych ludzi traciły pracę, utrzymanie, a czasem i dorobek całego życia. Wzrost gospodarczy, bilans budżetowy i wielkie korporacje były istotniejsze niż ochrona obywatelek i obywateli.

Bogatsi o tamte doświadczenia powinniśmy zadawać rządzącym w Europie pytania, czy z nich korzystają. Widać dużo pozytywnych sygnałów. Wiele państw wprowadza pakiety pomocowe dla obywateli na niespotykaną dotąd skalę – ratując miejsca pracy i firmy. Pomaga również Unia Europejska, która ma plany budowy olbrzymiego, solidarnościowego systemu wsparcia dla państw członkowskich. Nie wszyscy jednak takim rozwiązaniom kibicują. Nieprzyjemny cios europejskiej integracji zadał m.in. Trybunał Konstytucyjny Niemiec, twierdząc, że Europejski Bank Centralny przekroczył uprawnienia, skupując obligacje krajów strefy euro. To niezrozumiała krótkowzroczność.

Podobną nieroztropność obserwujemy niestety w Polsce. Kolejne rządowe tarcze antykryzysowe zawierają więcej przepisów ułatwiających zwolnienia pracowników niż realnej pomocy. Prawo i Sprawiedliwość, zgodnie ze starymi wzorcami, więcej zasobów przekazuje na banki i instytucje finansowe niż na pomoc ludziom tracącym pracę i zamykającym firmy. Za to kiedy Komisja Europejska chce przekazać Polsce więcej pieniędzy, niż PiS wyeksponowało we wszystkich dotychczasowych tarczach, a mówimy o ponad 280 mld zł, to premier opowiada, że Unia zawiodła.

W Polsce w czasach kryzysu Lewica jeszcze odważniej niż dotychczas mówi: czas na więcej solidarności. Wypracowaliśmy plan, który nie jest kolejną doktryną szoku. Posłanki i posłowie Lewicy złożyli projekty ustaw gwarantujących m.in. świadczenie kryzysowe w wysokości 2,6 tys. zł dla każdego, kto stracił pracę lub zamknął firmę. Uważamy także, że to państwo powinno przez co najmniej sześć miesięcy sfinansować przedsiębiorcom koszty stałe, takie jak najem, opłaty leasingowe, energia elektryczna czy rachunki za gaz. Domagamy się pomocy dla samorządów, bo to one stoją na pierwszej linii kryzysu. Złożyliśmy projekt ustawy rekompensującej samorządom straty powstałe w wyniku pandemii, który zakłada m.in. dofinansowanie przez państwo 50% utraconych dochodów.

Obecny kryzys na pewno daje świadectwo, że bez solidarności nie ma szybkiego powrotu do stabilności. Nie wystarczy dbać o siebie, swój kraj i swoje zaplecze. Potrzebna jest współpraca na miarę planu Marshalla. Nie wolno ulegać presji międzynarodowych korporacji, bo co z tego, że bogaci będą się bogacić, skoro biedni biednieją i coraz dotkliwiej odczuwają kryzys? Co z tego, że gospodarka jednego państwa sobie poradzi, jeśli za chwilę boleśnie odczuje upadek gospodarek sąsiadów? Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – taka zasada powinna obowiązywać w społeczeństwie, gospodarce i wspólnocie międzynarodowej. Inaczej nie mamy szans.

Krzysztof Gawkowski jest posłem na Sejm IX kadencji, przewodniczącym Klubu Parlamentarnego Lewicy, sekretarzem zarządu partii Wiosna

Wydanie: 2020, 23/2020

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy