Wieniec laurowy z kolców

Wieniec laurowy z kolców

Paweł Czapiewski: – Blisko mety poczułem się tak, jakbym nagle uderzył w niewidzialną ścianę Paweł Czapiewski (ur. 30 marca 1978 r.) pochodzi z Choszczna. Jego klubem jest Lubusz Słubice, a teraz przez rok reprezentuje Wawel Kraków. Specjalizuje się w biegu na 800 m. Jest brązowym medalistą MŚ w Edmonton (2001 r.) i złotym halowych ME w Wiedniu (2002 r.). Członek Grupy Lekkoatletycznej Elite Cafe, w której skład wchodzi m.in. Robert Korzeniowski. Trenuje ze Zbigniewem Królem, ale jego pierwszym trenerem był Mieczysław Ksokowski. Do niego należą rekordy Polski na dystansie 800, 1000 i 1500 m. Wynik z Wiednia – 1.44,78, to najlepszy w tym roku wynik na świecie i trzeci w historii halowych mistrzostw Europy. – Jeszcze przed strzałem startera silniej niż kiedykolwiek zaczyna pracować wyobraźnia. – Imaginujesz sobie, że przybiegniesz ostatni albo głupio stracisz miejsce na podium. Nagle odkrywasz, że nie dasz rady rywalom, a taki Bucher jest w ogóle poza zasięgiem. Czasami pojawia się obojętność. Wtedy powtarzasz sobie: niech biegną, niech się biją. Mnie to nie dotyczy. Wszystko znika, gdy pada wreszcie strzał i ruszam do biegu. Nareszcie tylko ja i bieżnia. Opowiadając to, Paweł zbiera koszulki pozostawione rano na kanapie. Przed chwilą wrócili z zakupów. Ania włącza elektryczny czajnik. Prawie równocześnie rzucają się do okien i zaciągają żaluzje. Ulica jest wąska, a sąsiedzi wiedzą, że to mieszkanie „tego” Czapiewskiego – złotego medalisty na 800 metrów halowych mistrzostw Europy. – Lubię popularność, ale gdy wreszcie dotrzemy do domu, chcemy być tylko we dwoje – mówi Paweł. Drrrr… rozmowę przerywa telefon. Dziennikarz z miejscowej gazety nalega na spotkanie. – Może pojutrze o dziewiątej. – O dziewiątej masz nagranie w telewizji – przypomina Ania. Dawniej mistrz musiał o wszystkim pamiętać. Teraz ma pomocnicę, która zna jego rozkład dnia i przypomina nawet o założeniu odpowiedniej koszulki do fotografii. No i to ona pakuje mu walizki. – Właśnie się okazało, że dotąd pakowałem się fatalnie – śmieje się mistrz Europy. – Wzięłam trochę spraw na siebie, bo Paweł bywa roztargniony – mówi Ania. – Gubi garderobę, zapomina o mijających minutach. Podczas Golden League w Berlinie czekałam na niego prawie godzinę, bo gdzieś się zapodziały jego rzeczy. Zrobię ci herbatę Poznali się na obozie sportowym w Słubicach. – Ja też trochę biegałam – wyjaśnia Ania. Teoretycznie są razem już trzy lata, ale praktycznie o połowę krócej. Trzeba odliczyć czas spędzony na obozach, zawodach i treningach. I ten ofiarowany rodzicom. Od kilku miesięcy młodzi wynajmują połowę willi trenera Zbigniewa Króla, z którym Paweł pracuje od prawie dwóch lat. – Są tego plusy i minusy – zauważają jednocześnie. Ania trochę obawiała się przenosin do Krakowa i pobytu w obcym mieście. Pochodzi z drugiego końca Polski. Rodziców ma w Świnoujściu, a znajomych w Szczecinie, gdzie studiuje socjologię. Ale Paweł potrafił ją przekonać. – Jak już się tu wprowadziliśmy, obiecywał: zrobię ci herbatę, ziemniaki umiem ugotować. Na razie jednak nie bardzo ma jak się z tych obietnic wywiązać. Widujemy się tak rzadko – dziewczyna wzdycha, a mężczyzna jej wtóruje. Tylko czasami los – czytaj trener – podaruje im wolny dzień. Włóczą się wtedy po krakowskim Rynku, przysiadają w kawiarenkach. Ostatnio wybrali się na zakupy… – Jutro przywiozą tu telewizor i nareszcie będę mogła oglądać występy Pawła u siebie – cieszy się Ania. Dotąd biegała do kuzyna, a prawdę mówiąc, w dniu startu woli siedzieć w domu. Już rano traci apetyt, w brzuchu jej dziwnie bulgocze, ręce drżą jak liście osiki. Mama w przedpokoju Roman Czapiewski, tata Pawła, każdy start syna rejestruje na wideo. Ale tremę ma już na kilka godzin przed transmisją. Nerwowo przemierza mieszkanie, to siada, to znów wstaje albo patrzy na zegarek. Jego żona znalazła inną metodę. Gdy Paweł biega, telewizor przestaje dla niej istnieć. Podczas transmisji z mistrzostw świata w Edmonton, gdzie Paweł zajął trzecie miejsce, uciekła na balkon. Ale i tak musiała zatykać dłońmi uszy, bo sąsiedzi włączyli telewizory i z każdego domu słychać było głos komentatora. – Mama z zasady

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2002, 2002

Kategorie: Sport