W związanej z Marianem Krzaklewskim części AWS zrodził się pomysł pohandlowania największą polską firmą paliwową PKN Orlen S.A. 120. Tyle dni zostało rządowi Jerzego Buzka. Ale – choć rząd tylko dryfuje – jego urzędnicy kręcą się jak frygi. Kibice otaczający scenę polityczną na każdą wieść o zmianach we władzach najtłustszych spółek skarbu państwa puszczają do siebie porozumiewawczo oko. Nie ulega dla nich wątpliwości, iż ludzie władzy moszczą sobie wygodne życie po życiu. Przekonanie to jest wspierane doświadczeniem minionych czterech lat. Podpowiada ono, że podobnie jak przez całą kadencję, tak w czasie swych ostatnich 120 dni ludzie “Solidarności” nie będą mieli oporów. Ekipa Krzaklewskiego wyrzucała poprzedników i konkurentów do stanowisk hurtem, bez oglądania się na ich zasługi, kwalifikacje, na przepisy. Gdy już zajęła ich miejsca, nie miała najmniejszych oporów w obsypywaniu swych stronników pieniędzmi z funduszy reklamowych, przeznaczonymi na inwestycje, wydawanymi pod tysiącem pretekstów – od ufundowania Telewizji Familijnej do sponsorowania młodzieżowych chórów ZChN. Nikt nie liczy, że nagle, w końcówce tej kadencji, nastąpi jakieś opamiętanie. Aura nieufności i podejrzeń z góry towarzyszy zapowiedzi każdej kolejnej prywatyzacji, czynionej przez wielce niekonwencjonalną minister skarbu. Siła paragrafów Wedle pogłosek uparcie pojawiających się w kręgach gospodarczych, w związanej z Marianem Krzaklewskim części AWS zrodził się pomysł pohandlowania prawdziwą perłą w koronie – największą polską firmą paliwową, PKN Orlen S.A. Rządzi nią jeden z najbardziej oddanych przewodniczącemu ludzi, Andrzej Modrzejewski, przyłapany na finansowaniu z pieniędzy Orlenu kampanii wyborczej szefa AWS. Wcześniej Modrzejewski kierował IX Funduszem Inwestycyjnym. Na wniosek NIK prokuratura będzie teraz badała jego udział w przepompowaniu stamtąd ok. 30 mln państwowych złotówek do prywatnej spółki stolarskiej, o co jest oskarżany razem z córką posła Szkaradka. Przypominam o tym incydencie, gdyż jest on dodatkowym powodem, by uważnie przyglądać się koncepcjom prezesa Modrzejewskiego. Tym bardziej że podstawy prawne do nieskrępowanego zrobienia interesu na sprzedaży Orlenu są już gotowe. Mogą to zrobić, wykorzystując strukturę akcjonariatu i tzw. kwity depozytowe, czyli GDR. Skarb państwa ma w tej chwili w Orlenie 10% udziałów, Nafta Polska – 18%, resztę – drobni akcjonariusze. Akcje Orlenu są na giełdzie nowojorskiej. Ponieważ jednak nie można tam obracać akcjami polskimi, PKN Orlen zawarł umowę depozytową z Bank of New York, składając w nim swoje akcje, a BNY wyemitował kwity depozytowe (tzw. GDR) w liczbie odpowiadającej akcjom PKN. Dopiero tymi kwitami można handlować na giełdzie. Kwity depozytowe mają tak samo ważny głos na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy jak pozostałe akcje, ale odbywa to się w specjalnym trybie. Depozytariusz (Bank of New York) zobowiązany jest głosować zgodnie z instrukcjami zleceniodawców. W praktyce właściciele kwitów depozytowych nie wydają żadnych instrukcji. W takiej zaś sytuacji depozytariusz ma obowiązek głosować zgodnie z wolą Zarządu Spółki, czyli… Modrzejewskiego et consortes. Ten właśnie niuans prawny pozwala kierownictwu Orlenu zrobić z firmą, co będzie chciało. Wystarczy do akcji skarbu państwa i akcji Nafty Polskiej (100% spółki skarbu państwa) dorzucić tylko 23% głosów z kwitów depozytowych, by formalnie mając mniejszość, w praktyce mieć większość uprawniającą do podejmowania wszelkich decyzji. Poszlaki Za pierwszą próbę przehandlowania Orlenu uważa się zamiar kupienia 50% akcji niemieckiej rafinerii w Leuna. Jak zapewnia pragnący zachować anonimowość działacz gospodarczy, związany do niedawna z obecną elitą władzy, modus operandi był taki: na zakup akcji Orlen bierze kredyt (ok. 1 mld dolarów!), który gwarantuje swoim majątkiem. Drugie 50% zostaje w rękach dotychczasowego właściciela rafinerii – koncernu Elf Total Fina. Przy takim podziale, gdy na Orlenie ciążyłoby spłacanie kredytu, trudno byłoby mu wykazać zyski. Miliardowa inwestycja stałaby się więc nieopłacalna, a przez to wartość akcji Orlenu zaczęłaby spadać. Wierzyciele staliby się trudniejsi w rozmowach, rychło pojawiłyby się roszczenia do zastawionego majątku, zatem akcje Orlenu tym bardziej traciłyby na wartości. Byłaby tylko jedna firma, która by je skupowała, czyli partner Orlenu – Elf. W pewnym momencie, bez obowiązków związanych z procesem prywatyzacyjnym,
Tagi:
Marcin Pietrzak









