Włochy podzielone na pół

Włochy podzielone na pół

Choć lewica oficjalnie wygrała, Prodiemu będzie bardzo trudno rządzić Włochami. Nie ma własnej partii, a jego koalicja jest bardzo niestabilna Korespondencja z Rzymu Ostatnie wybory parlamentarne (9-10 kwietnia br.) pokazały, że Włochy to kraj podzielony na pół niczym jabłko. Połowa jest z Prodim, druga połowa identyfikuje się z Berlusconim. Bardzo wysoka frekwencja – aż 83,6% (a w niektórych małych miejscowościach na północy kraju nawet 98%) – potwierdziła, że dla Włochów były to najważniejsze wybory od czasów II wojny światowej. W Neapolu, w szpitalu San Leonardo, jeden z pacjentów wyszedł ze śpiączki i oznajmił zdziwionym lekarzom, że chce głosować. Po raz pierwszy w historii, dzięki ustawie przygotowanej i przegłosowanej przez prawicę, w wyborach wzięli udział także Włosi rezydujący zagranicą. Z 2,7 mln włoskich emigrantów, którym przysługują prawa wyborcze, głosowało 42,07%. Jak się okazało – to oni mają decydujący wpływ na wyniki tych zawodów politycznych. Do urn wyborczych poszło blisko 90% żołnierzy włoskich, biorących udział w operacjach wojskowych w Iraku, Afganistanie i na Bałkanach. Trudne zwycięstwo Choć we Włoszech wygrała w końcu lewicowa koalicja Unia, zdobywając większość w Izbie Deputowanych i w Senacie, zwycięstwo to było prawdziwą drogą krzyżową dla jej liderów i dla Romana Prodiego. Tuż po zamknięciu urn, w poniedziałek, 10 kwietnia o godzinie 15, sondaż exit poll przeprowadzony przez instytut Nexus zaraz po wyjściu z lokali wyborczych przewidywał wiktorię lewicy – może nie druzgocącą, ale pewną. Prodi zapowiedział triumfalne przemówienie na placu św. Apostołów, pod siedzibą Drzewa Oliwnego, na godzinę 18.30 – zaraz po pierwszych oficjalnych rezultatach z komisji skrutacyjnej, podanych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Wieczorem miało się odbyć wielkie święto lewicy na Piazza del Popolo. Prognozy wyborcze przekazywane przez Nexus stały się jednak niepomyślne i zmusiły Prodiego do długiego milczenia. Huśtawka informacyjna, która w połowie wieczoru sugerowała remis, a później zwycięstwo prawicy, wywołała zimny pot na skroniach liderów lewicy i uśmiech polityków prawicowej koalicji Dom Wolności. Jednak śmieje się ten, kto się śmieje ostatni… Romano Prodi wyszedł do swoich wyborców, którzy oczekiwali na placu przez wiele godzin, dopiero o 2.51 w nocy, gdy zwycięstwo było pewne. – Pora przewrócić kartkę, rozpocząć nowy rozdział. Musimy zjednoczyć Włochy, które są podzielone jak nigdy. Będę premierem wszystkich Włochów – powiedział. Szampany niestety przegrzały się w lodówkach i wielkie święto lewicy się nie odbyło. Przez moment Unia obawiała się oszustw w regionie Campania, gdzie podejrzewano, iż mafia nadzoruje liczenie głosów. Po interwencji u ministra spraw wewnętrznych, Giuseppe Pisanu, głosy zostały raz jeszcze przeliczone i to zdecydowało o zwycięstwie lewicy. Łeb w łeb W rezultacie w Izbie Deputowanych lewica wygrała, otrzymując 25.224 głosów więcej niż prawica. Obie koalicje uplasowały się niemal na równi – 49,7% poparcia wyborczego dla Domu Wolności i 49,8% dla Unii. Jednak w wyniku nowej i skomplikowanej ordynacji wyborczej – jaką Berlusconi zmienił tuż przed końcem kadencji parlamentarnej, przewidując korzyści dla siebie – wygrała lewica i otrzymała „premię większościową”, czyli 341 foteli poselskich. 64 więcej niż prawica, która będzie miała 277 deputowanych. „Premia większościowa” pozwala lewicy na stworzenie rządu. Koalicja lewicowa zdobyła przewagę również w Senacie, choć tu zdecydowanie wygrała prawica, otrzymując 50,2%, czyli 356 tys. głosów więcej niż lewica. Proporcjonalna ordynacja wyborcza z premiami większościowymi – nazywana „ostatnią sztuczką Berlusconiego” – przewiduje, że wygrywa ten, kto ma mniej głosów. O zwycięstwie Unii, która ma 48,9% poparcia wyborczego, przede wszystkim jednak zdecydowały głosy emigrantów włoskich, którzy będą mieli sześciu senatorów. I tak – Unii przypadnie 158 foteli senatorskich, a Dom Wolności zajmie 156. Większość skromna – wystarczy, że któryś z senatorów wyjdzie do toalety i może zmienić się los ustawy… W tych wyborach Berlusconi poślizgnął się na skórce banana, którą sam podłożył. Magnat telewizyjny spodziewał się, że przegra. Według jego kalkulacji, to on miał się znaleźć w sytuacji, w jakiej znalazł się Prodi – i dzięki wybiegowi „proporcjonalnej ordynacji wyborczej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2006, 2006

Kategorie: Świat