Ile Turcji w NATO?

Ile Turcji w NATO?

Ankara od dawna prowadzi politykę balansowania między Waszyngtonem a Moskwą Kiedy wiosną 2019 r. Amerykanie ogłosili, że nie sprzedadzą Turcji najnowszych samolotów wielozadaniowych F-35, turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan nie krył złości. Jego kraj dysponuje drugą co do wielkości armią NATO i stanowi najbardziej wysuniętą na wschód flankę Sojuszu. Ów status przez dekady gwarantował transfer zachodnich technologii wojskowych, za sprawą których Turcja urosła do rangi regionalnej potęgi. Co więcej, Turcy nie byli zwyczajnym kupcem – jeszcze w 2002 r. włączyli się w program budowy myśliwców, wydając na ten cel kilka miliardów dolarów. W pierwszej turze złożyli zamówienie na 30 maszyn, ale planowali pozyskać ponad setkę F-35. Dlaczego ostatecznie zostali z niczym? Turecki rząd postanowił wyposażyć armię w rosyjskie zestawy obrony powietrznej S-400 Triumf, wcześniej odrzucając ofertę droższych amerykańskich wyrzutni Patriot. W ocenie Amerykanów wdrożenie do służby systemów rosyjskich przy jednoczesnej eksploatacji amerykańskich myśliwców oznaczałoby ryzyko ujawnienia wielu technicznych sekretów samolotów. Przekazanie Turkom gotowych F-35 stworzy zagrożenie dla bezpieczeństwa całego NATO – zgodnie wnioskowali republikanie i demokraci. Donald Trump podpisał stosowny dekret. Sukcesy w inżynierii odwrotnej – Turcy nie docenili determinacji Amerykanów – twierdzi Dawid Kamizela, dziennikarz „Nowej Techniki Wojskowej”. – Nie byli gotowi na utratę F-35 i nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Przeszarżowali. Po co? Zdaniem Kamizeli najpewniej chodziło o podkreślenie własnej podmiotowości wobec Waszyngtonu. Wskazywać na to może de facto „wyspowy” charakter zakupu rosyjskiej technologii. Pierwotnie Ankara nabyła dwie baterie S-400, rok temu kolejne dwie. To symboliczny potencjał, zwłaszcza że nie został wpięty w oparty na zachodnich i rodzimych rozwiązaniach turecki system obronny. – Trzeba też rozważyć inne możliwości – zastrzega mój rozmówca. – Po pierwsze, możemy mieć do czynienia z początkiem większych zakupów. Wówczas do Turcji dotrą nie tylko kolejne S-400 Triumf, ale również zapewniające im ochronę zestawy Pancyr czy Buk. Druga opcja ma związek z coraz większymi tureckimi sukcesami w inżynierii odwrotnej (kupuję sprzęt, rozkładam go na czynniki pierwsze, kopiuję rozwiązania i patenty i buduję własny odpowiednik – przyp. aut.). Niewykluczone, że Turkom chodzi o zbudowanie własnej broni tego typu na bazie skopiowanych patentów. Z USA ryzykownie byłoby tak pogrywać, z Rosją już mniej. Niezależnie od intencji tureckich władz amerykańskie obawy dotyczące utraty tajemnic F-35 były formułowane na wyrost bądź pod zamówienie polityczne, służąc jako pretekst do strofowania Ankary. – Przecież nie wymyślono S-400 do skrytego pozyskiwania informacji – mówi Dawid Kamizela. – Traktowanie tych zestawów jako swoistego konia trojańskiego jest nieporozumieniem. Zagrożenie mogliby stanowić rosyjscy instruktorzy obecni przy próbach przechwycenia samolotu czy jakiejś konfiguracji na linii F-35-Triumf. Ale neutralizacją takich zagrożeń z powodzeniem mógłby się zająć turecki kontrwywiad. Modernizacja pilnie wymagana Tak czy inaczej, Turcja F-35 ostatecznie nie kupiła. Tymczasem w regionie rozkręcił się lotniczy wyścig zbrojeń. Najsilniejszy rywal, Izrael, ma już w linii 27 „efów” – i bojowe doświadczenie w ich użytkowaniu – w sumie zaś planuje pozyskać 75 maszyn. Jednocześnie nabywa za oceanem kolejne F-15 w najnowszej wersji. Egipt postawił na francuskie rafale, podobnie jak Grecja, która jednocześnie modernizuje część posiadanych F-16 oraz – co Ankarę niepokoi szczególnie – zapowiedziała pozyskanie F-35. Turecko-grecki konflikt ciągnie się od dawna i nie wygasiło go nawet wspólne członkostwo w NATO. Świadom animozji Waszyngton starał się wpływać na oba kraje poprzez równoważenie ich potencjałów. Jeśli jakiś nowoczesny system uzbrojenia trafiał do Grecji, zaraz potem otrzymywała go Turcja – i na odwrót. Ponieważ Amerykanie przychylnie patrzą na greckie plany dotyczące F-35, już za kilka lat, po raz pierwszy w historii NATO, na polu zmagań Aten i Ankary Grecy zdobędą niewątpliwą przewagę. Będzie ona tym większa, że arsenał lotniczy Turcji wymaga pilnej modernizacji. Na papierze nie jest źle – podstawę Türk Hava Kuvvetleri, Tureckich Sił Powietrznych, stanowi aż 245 samolotów F-16. Większość jednak ma już swoje lata (najmłodsze to odpowiedniki naszych 15-letnich jastrzębi). I właśnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 50/2021

Kategorie: Świat