Nie ma wody bez radia

Nie ma wody bez radia

Wojciech Ganczarek Korespondencja z Argentyny   Jest środek zimy, siedzimy  wszyscy w kurtkach i swetrach. Chłody Patagonii łagodzi gazowy grzejnik w kącie sali. Maiten, 30-latka z etni Mapuczów, mówi na temat krajowych mediów – podobnie jak władza treści informacyjne są w Argentynie silnie scentralizowane. Z telewizji można się dowiedzieć, że w Buenos Aires ktoś rozbił samochód, rozwiodła się gwiazda programu rozrywkowego, a w jednej ze stołecznych dzielnic zawalił się słup energetyczny. – Wiadomości niezwykłej wagi dla mieszkańców położonego 2 tys. km dalej Junín de los Andes – ironizuje. – Tymczasem lokalne władze ogłaszają akcję elektryfikacji regionu. O tym jeszcze ktoś przebąknie. Ale już nikt nie zwróci uwagi, że chodzi o podłączenie prądu jedynie największym właścicielom ziemskim w okolicy – dodaje z mieszanką pasji i spokoju właściwą społecznikom, którzy znają temat. – A my zaprosiliśmy ministra do studia, zapytaliśmy o program wsparcia dla małych producentów. Wiercił się, kręcił, w końcu odbąknął, że nie istnieje. O tym trzeba informować, nie o Buenos Aires – podkreśla Maiten. – A jak się finansujecie? – pytam. – Przede wszystkim dzięki pierogom.   Krytyczne początki   Argentyńczycy dobrze pamiętają rok 2001. – Oj, tak! – potwierdzają chórem Maiten, Debora i Federico, dziennikarze radiowi. Kryzys gospodarczy wywołany przez serię reform neoliberalnych lat 90. wspomina się tu jako czas jedzenia ryżu z makaronem lub ryżu po prostu. – W tamtej dekadzie w Junín de los Andes prężnie rozwijało działalność Stowarzyszenie Mingaco – opowiada Maiten. – Miejscowi aktywiści szykowali obiady dla potrzebujących i organizowali zakupy u lokalnych producentów, z ominięciem pośredników. W 2001 r. wspólnie z członkami innych organizacji lokalnych Mingaco założyło radio FM Che. Rozgłośnia miała informować mieszkańców o podejmowanych oddolnie działaniach antykryzysowych. – Na początku było nas mnóstwo, 20, nawet 30 osób prowadziło programy – kręci głową Maiten. – Na antenie mówiło się o wszystkim! W ramówce mieliśmy 35 różnych audycji. Młodzież snuła marzenia o wolności, starsi bronili prawa Mapuczów do samostanowienia, a spektrum muzyczne rozciągało się – i tak jest do dziś – od współczesnego rapu po przaśny folklor. Maiten: – Trzeba przyznać, że poziom dziennikarski był kiepski. Słuchali nas przede wszystkim znajomi ze szkoły, bo większość dziennikarzy nie skończyła jeszcze liceum. Nikt z dorosłych nie nastawiał w domu FM Che. Przygotowywanie programów zajmuje jednak czas, za który nie ma wynagrodzenia. Dawni uczniowie liceum wkraczali w dorosłe życie, szli do pracy. Zniechęcenie brało górę. W najbardziej krytycznym dla radia momencie ekipa skurczyła się do dwójki prowadzących.   Bądźmy tam razem   Było wiosenne popołudnie 2015 r. W dolinie między niskimi pasmami przedgórza Andów, nie więcej niż 500 m od rzeki Chimehuín, ponad 3 tys. osób – około jednej piątej mieszkańców miasteczka – tłoczyło się na placyku między urzędem gminy a kościołem parafialnym. Na wietrze łopotały biało-błękitne flagi narodowe. Dziecięce rysunki zdobiły ogrodzenia, na transparentach upominano się o nieskażoną wodę. Z głośników zaparkowanych aut wybrzmiewała transmisja FM Che. – To już dziś, bądźmy tam razem – emocjonuje się Maiten, powtarzając ogłoszenia nadawane pamiętnego dnia. – A jeśli pan, pani nie może zjawić się osobiście, obrady będziemy nadawać na żywo! Zaczęło się od tego, że korporacja górnicza Southern Copper, obłożona w Peru wielomilionowymi karami za zanieczyszczanie środowiska, zainteresowała się wydobyciem miedzi, złota i molibdenu w okolicach miejscowości Las Coloradas, kilkadziesiąt kilometrów od Junín de los Andes. Szkodliwy wpływ kopalni odkrywkowych w Andach jest w Argentynie tematem znanym. Południową i zachodnią Argentynę charakteryzują wyjątkowo niskie opady, a dostępność wody pitnej łączy się ściśle z zasobnością (i składem chemicznym) strumieni spływających z gór. Największy rozgłos zyskał w swoim czasie przypadek kanadyjskiej kompanii Barrick Gold, która wydobywa złoto w prowincji San Juan i zatruwa rzeki w okolicach miejscowości Jáchal. – Jedyny zysk z tego taki, że z powodu wysokiego stężenia rtęci i cyjanków w rzekach z całej okolicy zniknęły komary, więc w porze deszczowej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 51/2020

Kategorie: Świat