Wojciech Żukrowski i coś więcej…

Wojciech  Żukrowski  i coś więcej…

W swoim pisarstwie nigdy się nie sprzeniewierzył. Nie pisał, jak wielu innych, poematów o Stalinie, nie sławił Dzierżyńskiego To zastanawiające zjawisko: łatwo ulegamy mitom, bezmyślnie je utrwalamy. Przykładem jest to, co wypisują niektóre gazety przy okazji wspominania zmarłego niedawno Wojciecha Żukrowkiego (ostatnio w serii zaduszkowych wspominków). Wbrew dobrym obyczajom, nakazującym powściągliwość w formułowaniu krytycznych sądów o odchodzących – z reguły powtarzana jest, czy to przez dyktowane lenistwem przyjmowanie stereotypów, czy też uznając, że “inaczej nie wypada” – opinia o W. Żukrowskim, że był “pisarzem, któremu masowo zwracano jego książki, gdy publicznie poparł stan wojenny” (cytat z liczącego się tytułu stołecznego). Cóż może być dla pisarza bardziej bolesnego jak odwrócenie się od niego czytelników!… Ale co to znaczy “masowo” w odniesieniu do autora, którego książki rozchodziły się w setkach tysięcy egzemplarzy, a nawet, licząc łącznie wszystkie niezliczone edycje, w milionach! Nie trzeba mieć wyjątkowej wyobraźni, by zdać sobie sprawę z bezsensu takiej opinii. Podrzucenie pod próg pisarza pakietu wystrzępionych od częstego czytania (!) jego książek – i to, co niewykluczone, przez samych pomysłodawców tej “spontanicznej” akcji – miało stworzyć wrażenie politycznej demonstracji. To klasyczny przykład próby klasyfikacji twórcy według kryterium politycznego. Nie liczy się to, co stworzył, jakie wartości krzewił, przydając decydujące znaczenie postawie obywatelskiej pisarza. Co tam mistrzowsko napisana “Lotna” (chyba że w wersji kinowej pana Andrzeja Wajdy) czy “Piórkiem Fleminga” – ważne jest jedynie, że autor w kryzysowej sytuacji grudnia 1981 r. ośmielił się aprobująco wypowiedzieć o stanie wojennym. Nawet jeśliby ktoś uznał za naganne takie deklaracje, wtedy, przed laty, w klimacie głębokich podziałów i ostrej konfrontacji, to przecież czas późniejszy zweryfikował wiele z tego, sprawiając, że Polacy w swojej poważnej części, może nawet w większości (mówią o tym coraz to nowe badania opinii publicznej), zmienili na bardziej pozytywną ocenę radykalnych środków, wprowadzonych przez gen. Jaruzelskiego. ««« Zawsze zastanawiała apodyktyczność tonu osądzających W. Żukrowskiego. Apodyktyczność nie osłabiona, jak się okazuje, nawet przez upływ czasu. Zastanawiało zwłaszcza tym, że formułując negatywną ocenę postawy pisarza jako obywatela, w tamtej złożonej sytuacji, prowokującej do zajęcia stanowiska z całym ryzykiem wynikającym ze spontaniczności tego – starano się, i to zdumiewająco skutecznie, pominąć milczeniem to, co najważniejsze przy ocenie twórcy: jego pisarstwo. Bo w nim pan Wojciech nigdy się sobie nie sprzeniewierzył. Nie pisał, jak wielu innych, poematów o Stalinie. Nie sławił Dzierżyńskiego. Nie zachęcał bezpieczniaków do gorliwości. Nie stworzył niczego, czego musiałby się wstydzić po latach. O tym wszyscy osądzający W. Żukrowskiego, powtarzający niewolniczo mity o “masowym zwracaniu książek”, milczeli (wtedy) i zapominają (dzisiaj). Bo jeśli uznamy, a jest to przecież prawda oczywista, że o pisarzu świadczą jego dzieła, to surowo powinniśmy oceniać przede wszystkim tych ludzi pióra (tu można by przytoczyć bardzo długą listę nazwisk), którzy tworzyli deprawatorskie dzieła, krzewili kłamstwa, utwierdzali Humerów w słuszności ich niecnych praktyk. Ale im puszczono w niepamięć bałamutne pisaniny. Tak, jak gdyby późniejsze nawrócenia, zmiany frontu niwelowały społeczne, często głębokie skutki deprawacyjne ich poematów i powieści. Przecież takie dzieła żyły dalej swoim własnym życiem, wywierając zły wpływ na czytelników, gdy autorzy zdążyli już przesiąść się do innego pociągu. Niestety, im zapomniano wszystko, co autentycznie u twórcy naganne. Żukrowskiemu zaś ciągle wypomina się odbiegający od chóru głos w sprawie stanu wojennego. A może czyni się to tym chętniej, że w gronie wielu autorów mających powody, by wstydzić się pewnych treści z przeszłości, czysty pod tym względem Żukrowski poświadczał, że można było, jeśli się tego chciało i było konsekwentnym jak on, zachować w pisarstwie niezależność, pozostać wiernym wyznawanym wartościom, nie mieszczących się w kryteriach socrealizmu (co do formy) i stalinowskiej poprawności ideowej (co do treści). Taki pisarz musiał być i jest wyzwaniem, ciągłym wyrzutem… ««« To prawda, że ludzie się zmieniają. Nawet najbardziej zagorzali stalinowcy trzeźwieli i odchodzili. Jedni ewolucyjnie – jeszcze długo się ociągając, inni gwałtownie – pod wpływem szoku wywoływanego kolejnymi kryzysami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2001, 2001

Kategorie: Opinie