Wojna gangów w stolicy?

Wojna gangów w stolicy?

W Warszawie znów zaczną wybuchać samochody i padać strzały Andrzej H., „Korek”, już od kilkunastu miesięcy nie poruszał się po mieście inaczej niż limuzyną marki BMW. Jednak wieczorem 14 lipca br. opuścił swój opancerzony pojazd i w towarzystwie dwóch młodych osiłków spacerował ul. Marszałkowską w Warszawie. Zatrzymany przez dwóch innych mężczyzn bez oporu wsiadł do wskazanego przez nich samochodu. I choć auto ruszyło z piskiem, pełna przechodniów ulica nie dostrzegła w tej sytuacji nic nadzwyczajnego. Policjanci, zwłaszcza siedzący w zaparkowanej obok furgonetce antyterroryści, odetchnęli z ulgą. Najgroźniejszy polski gangster wpadł w ich ręce bez jednego wystrzału. Na tym jednak nie skończyła się policyjna nerwówka. „Korek” tylko kilka godzin przebywał w Warszawie – o północy, w towarzystwie kilkunastu uzbrojonych po zęby antyterorrystów, trafił do konwoju jadącego do Gdańska. W tym czasie podwładni „Korka” z gangu mokotowskiego wiedzieli już o wpadce szefa. Działający w grupie „przykrywkowiec” informował o gorączkowych konsultacjach najbliższych współpracowników bossa. Twierdził, że rozważane jest odbicie zatrzymanego. Do konwoju dołączono więc dodatkowych funkcjonariuszy oraz zmieniono trasę przejazdu. Rekordowy przerzut O czwartej nad ranem „Korek” był już na Wybrzeżu. Tam przedstawiono mu zarzut zorganizowania i przemytu znacznej ilości kokainy. – Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień – informuje Konrad Kornatowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. – Andrzej H. trafił do aresztu na trzy miesiące. Zarzuty, jakie postawione „Korkowi”, dotyczą największego jak dotychczas przemytu kokainy do Polski. W styczniu 2003 r. w Gdyni, na holenderskim statku „Tanja”, funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego znaleźli 325 kg kokainy wartej od 60 do 80 mln zł. Statek przypłynął z Wenezueli, a narkotyki ukryte były w zbiorniku służącym do odsiarczania ropy. Choć CBŚ do dziś nie potwierdziło tej informacji, wiele wskazuje na to, że policjanci wiedzieli o przesyłce znacznie wcześniej. – Zbiornik, w którym umieszczono „dragi”, ważył kilkanaście ton, a jego ściany miały ze 20 cm – wspomina jeden ze strażaków, biorących udział w akcji. – Przecinanie stalowego pancerza zajęło nam 12 godzin. Tak zabukowanego towaru nie można było odkryć przez przypadek… Jak ustalono, kokaina miała trafić do warszawskiej firmy budowlanej. Wkrótce zatrzymano jej właścicieli – Jerzego B. i Andrzeja B. – Od samego początku wiadomo było, że to „Korek” stoi za przemytem – mówi oficer gdańskiego CBŚ, którego funkcjonariusze zatrzymali bossa. – Ale brakowało nam dowodów wskazujących bezpośrednio na niego. Szczęśliwie dla policjantów jeden z zatrzymanych przedsiębiorców nie wytrzymał presji aresztu i zaczął sypać. To jego zeznania stały się podstawą do zatrzymania H. „Korkowi” grozi 10 lat więzienia i – jak zapewniają policjanci – jest mało prawdopodobne, by się wywinął. To zaś oznaczałoby początek końca przestępczej kariery jeszcze do niedawna „najsilniejszego człowieka stolicy”. Zdolny menedżer Na Andrzeja H. stołeczni policjanci ostrzyli zęby już od dawna. Ten 48-letni dziś spawacz z zawodu wychował się na warszawskiej Pradze. Jako 17-latek po raz pierwszy trafił do aresztu – za włamanie do mieszkania. Potem jeszcze trzy razy stawał przed sądem. W więzieniu poznał ludzi, którzy później współtworzyli gang wołomiński. Jednak gdy zorganizowane podziemie stało się faktem, „Korek” porzucił „Wołomin” i przystał na współpracę z gangiem pruszkowskim. Na początku lat 90. – przy aprobacie zarządu „Pruszkowa” – „Korek” zaczął sobie podporządkowywać luźne grupy przestępcze ze stołecznego Mokotowa. Po roku miał już stu żołnierzy-haraczowników. Ceną za swobodę działania był swoisty podatek płacony gangowi pruszkowskiemu – 30% sumy haraczy. – A było od czego płacić – mówi oficer Komendy Stołecznej Policji. – Ludzie „Korka” byli bowiem wyjątkowo skuteczni. Ale nic w tym dziwnego, skoro nagminnie łamali ręce czy oblewali kwasem. Raz nawet sam „Korek” przestrzelił kolano dilerowi za nierozliczenie się z kilkunastu tysięcy złotych. W ciągu kilku lat prywatny majątek Andrzeja H. wzrósł do 100 mln zł. „Korek” był bowiem jednym z pierwszych polskich przestępców, którzy zrabowane pieniądze inwestowali w legalne firmy. Według CBŚ, H. okazał się wyjątkowo zdolnym menedżerem. Dziś do podstawionych przez niego osób należy kilkanaście

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 31/2004

Kategorie: Kraj