Wojna na edukacyjnej górze

Wojna na edukacyjnej górze

Samorząd nie może decydować o wszystkim, co dzieje się w szkole Sławomir Broniarz – pedagog i działacz związkowy. Od 1998 r. prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Członek Zarządu Europejskiego Komitetu Związków Zawodowych Oświaty i Nauki (ETUCE) Rozmawia Agata Grabau – Dyskusja o Karcie nauczyciela jest coraz gorętsza. – Mam wrażenie, że cała ta debata to próba radykalnych oszczędności kadrowych w edukacji, bez merytorycznego uzasadnienia. Pojawiają się oczywiście argumenty przeciwko karcie, jednak bardzo łatwo je odeprzeć. Tym, którzy twierdzą, że petryfikuje ona stary system kształcenia i źle wpływa na jakość nauczania, możemy przedstawić wyniki ostatniego badania umiejętności uczniów – PISA – które pokazały, że Polska należy do krajów o najwyższym wskaźniku wzrostu jakości kształcenia. OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, koordynująca badania – przyp. red.) przygotowała nawet film, szukając odpowiedzi na pytanie, co się dzieje w polskiej edukacji, że nastąpił taki postęp. Wyniki badań TALIS sprzed trzech lat pokazały z kolei, że polscy nauczyciele są jednymi z najlepiej wykształconych w Europie. Oczywiście, nie twierdzę, że wszyscy pracują z jednakowym zaangażowaniem. Bywają także tacy, którzy tylko wykonują ten zawód, ale nauczycielami tak naprawdę nigdy nie byli, nie są ani nie będą. – Min. Hall twierdzi, że po wszystkich poprawkach karta jest po prostu nieczytelna i choćby dlatego warto napisać ją od nowa. – Obojętnie, kiedy będziemy ją pisać, nadal będzie to akt prawny, a nie romans. W dalszym ciągu będzie pisany językiem prawników, a nie Wańkowicza. Nigdy jej tekst nie będzie, mówiąc potocznie, łopatologiczny, bo semantyka prawna narzuca inne reguły. Obok Ustawy o podatku dochodowym karta jest najczęściej nowelizowanym dokumentem. Reaguje na wszelkie zmiany zachodzące w edukacji. Na pewno wiek karty nie daje podstawy do napisania jej na nowo. Nie ma wymogu prawnego, aby ustawa, która była np. 30 razy nowelizowana, musiała mieć nową wersję. Na pewno określone zmiany są potrzebne i naszym marzeniem byłoby np., żeby karta regulowała stosunki pracy w całym sektorze, czyli również w szkołach prywatnych prowadzonych przez inne podmioty, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby i to ująć w już istniejącej ustawie. Warto też pamiętać, że wiele uwag ministerstwa nie dotyczy tej ustawy. – Na przykład? – Ministerstwo postuluje, aby upodmiotowić rodziców – słusznie, ale rodzice w polskim systemie mają już takie kompetencje, przede wszystkim na podstawie Ustawy o systemie oświaty. Akurat ta kwestia nie wymaga korekty. W praktyce sami rodzice niechętnie włączają się w życie szkoły. Dziś angażują się głównie na wywiadówkach, studniówce i na maturze. I choć rada rodziców funkcjonuje na równych prawach z radą pedagogiczną, często nie korzysta z tych praw. U nas nie ma modelu amerykańskiego, w którym rodzice biorą udział w zajęciach i czynnie działają na rzecz społeczności szkolnej. Kto tu rządzi? – Kiedy obserwuje się dyskusje o szkolnictwie, nie można nie zauważyć konfliktu między związkami zawodowymi nauczycieli a samorządami. – Konflikt faktycznie jest i dotyczy postrzegania edukacji przez samorządy. Wielokrotnie mówiłem, że jestem wdzięczny za to, co jednostki samorządowe zrobiły dla szkół od strony materialnej. Ale w żadnej mierze samorząd nie może decydować o wszystkim, co się dzieje w szkole. Dzisiaj bardzo często mówi on: skoro to my utrzymujemy szkołę, powinniśmy mieć nieograniczony wpływ na to, co się w niej dzieje. Ale samorząd nie utrzymuje szkoły z własnych środków. To jedynie transfer publicznych pieniędzy pochodzących z podatków – z budżetu państwa do samorządu – na cele edukacyjne. Samorząd dzieli te pieniądze, ale nie rozdaje ich z własnych, niezależnych środków. Nie znam wójta czy burmistrza, który powiedziałby: mam własne pieniądze, które dokładam do szkoły. Problemem są też niejednokrotnie wydziały edukacji w jednostkach samorządowych. Ich pracownicy często nie są tymi, na których my, nauczyciele i dyrektorzy, czekamy. Możemy pokazać dziesiątki przykładów niekompetencji urzędnika będącego szefem wydziału edukacji, który szkołę pamięta wyłącznie z własnego doświadczenia edukacyjnego i nie jest żadnym partnerem dla dyrektora. Jeżeli mamy mówić o jakości nauczania, niezbędny jest osobny instrument nadzoru pedagogicznego, badanie jakości kształcenia całkowicie niezależne od samorządu. Nie może być tak, że wójt będzie decydował o tym, jak oceniamy nauczyciela. Uważam, że propozycja Ministerstwa Edukacji, by powstały niezależne od organów samorządowych instytucje oceniające szkoły, jest dobra, choć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2011, 2011

Kategorie: Wywiady
Tagi: Agata Grabau