Wróg czai się wszędzie

Wróg czai się wszędzie

Na partie polityczne wylewa się w Polsce tony oskarżeń. I co gorsza, oceny te są oparte o bogaty materiał dowodowy. Partie mają niewielu członków i sympatyków, fatalną opinię i marne notowania u wyborców. Niestety po 16 latach transformacji mamy do czynienia z taką sytuacją, że partie, które w rozwiniętych demokracjach są podstawą systemu politycznego, u nas są jednym z jej najsłabszych ogniw. Ciągle nie potrafią sobie znaleźć odpowiedniego miejsca. Utrzymanie takiego stanu źle wróży budowie stabilnej, nowoczesnej demokracji. I wręcz może prowokować do prób zastąpienia chorującego systemu rozwiązaniami autokratycznymi. Na haśle przywracania porządku chcą wjechać do parlamentu kolejni politycy. Co to może oznaczać dla kraju? Posiłkując się terminologią medyczną, można powiedzieć, że jeśli dziś problemy z demokracją w Polsce mają charakter grypy z powikłaniami, to ze strony zwolenników ściągania cugli grozi nam co najmniej ciężkie zapalenie płuc. Polacy intuicyjnie wyczuwają to niebezpieczeństwo i boją się, że na miejsce władzy źle ocenianej może przyjść jeszcze gorsza. Dość powiedzieć, że przy powszechnej krytyce obozu rządowego (tylko 18% ocen pozytywnych) opozycja jest oceniana równie surowo, bo tylko 22% Polaków dobrze ocenia pretendentów do władzy. Jakiż więc jest to mandat społeczny do ubiegania się o władzę? I jakie tak niepopularna opozycja ma realne szanse na rozwiązanie czegokolwiek z grubego pakietu problemów społecznych. Wyborców można oczywiście oszukać. Ale teraz już tylko na kilka miesięcy. Prawicowi liderzy wiedzą o tym, że nie są w stanie sprostać materialnym i społecznym oczekiwaniom Polaków wobec władzy. Bezradność w tym fundamentalnym dla kraju obszarze chcą zastąpić igrzyskami. Wróg, zdaniem PiS i LPR, czai się wszędzie. I w kraju, i za granicą. Wróg ma oczywiście korzenie lewicowe. Jest czerwony lub różowy. Ale nie tylko. Wrogiem jest zarówno przemądrzały intelektualista, jak i ktoś o niewłaściwych preferencjach seksualnych czy artysta, który nie szanuje tradycji. Lista jest zresztą bardzo długa. Dłuższa od listy prawdziwych Polaków, patriotów i narodowców. O tym, kto jest, czy będzie na właściwej liście, decyduje wódz partii z gronem najbliższych współpracowników. Od ich decyzji nie ma odwołania. Jak ten mechanizm funkcjonuje, możemy obserwować w kolejnych komisjach śledczych. I to jest jedyna pozytywna cecha ich działania. Polacy, obserwując występy komisjantów, mogą na sucho przetrenować zalety systemu, który może być realnie wprowadzony po wyborach. Chyba że wyborcom wystarczy telewizyjna próba. Czego Państwu szczerze życzę. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2005, 2005

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański