Co zostało po tegorocznych walentynkowych wyznaniach? W Internecie zamówisz bukiet, powstała nawet specjalna walentynkowa strona, na której można wymyślić kolejny rym do – brzuszku, okruszku… W gazecie znajdziesz nazwy lokali, gdzie podają „jedzonko miłosne”, do kina pójdziesz na „Amelię”, naklejki z „kociaczkowi – buziaczek” będą w piśmie kobiecym. 14 lutego zorganizowano dziesiątki koncertów, kilka promocji książek z miłością w tytule. Odważni poszli na koncert „Miłość jest prawem każdego człowieka” w wykonaniu zespołu „Szelest Spadających Papierków”, mniej pewni kupowali perfumy i przytulanki, a potem grzecznie siadali przed telewizorami, by obowiązkowo obejrzeć film „o miłości jako takiej”. Tak naprawdę obchodzenie walentynek stało się proste. Sms, telefon, e-mail – szybko i sprawnie powiesz „kocham cię”. W tym roku można było miłość upublicznić, ogłaszając sms-y na telebimach ustawionych w ruchliwych miejscach dużych miast. W Warszawie na hotelu Forum, w Krakowie na teatrze Bagatela. Bo były to walentynki namawiające do głośnego wyrażania uczuć. Kto w Gdańsku stanął przy fontannie Neptuna, natychmiast znalazł się na specjalnej stronie internetowej. Czerwone majtki za grosze W przeddzień walentynek prawie 40% Polaków deklarowało, że ukochanej osobie podaruje prezent. Inne powszechnie akceptowane pomysły to – kwiaty, kolacja, pocałunek. Coraz mniej wysyłamy kartek. Wiara w pocztę maleje. Około 6% wykręciło się od odpowiedzi. Jednak, zdaniem socjologów, łatwo deklarujemy, że będziemy mili. Gorzej jest z realizacją. A więc – jak było? Na ulicach pojawiły się anemiczne plakaty z dziewczynami, które pokazywały napis na koszulkach „Walentynki – nie, dziękuję”, inne krzyczały: „Nie obchodź święta miłości w zimie. Przecież luty oznacza srogi”. I jakby na złość – było wietrznie, zimno, posypał śnieg. Ale pani Wiesława, która ma stragan w okolicach warszawskiego Dworca Wileńskiego, była już na miejscu o siódmej rano. Rozłożyła czerwone serduszka po 3 zł, czerwone kubki z napisem „Jestem gorący” i purpurowe sztuczne różyczki z białą wstążeczką. Ale przechodnie tylko stawiali kołnierze. Dopiero przed ósmą, kiedy obudzili się studenci, pani Wiesława trochę sprzedała. Głównie kubki. Tulipany, kubki, misie to coroczny handel. Spontanicznie do walentynek dołączyła się pewna pani, która pod bramą Uniwersytetu Warszawskiego sprzedawała róże uszyte z kawałków materiału. Pod bramami innych uczelni stali młodzi ludzie z ulotkami zapraszającymi do pubów. Ale w minione walentynki czarowano nie tylko młodzież. – Nieważny wiek, ważne, żeby kupili – zapewnia sprzedawca z poznańskiego sklepu z upominkami. Wyznaczone towary (niechodliwe, jak je określa) sprzedaje na zasadzie dwa w cenie jednego. Idzie dobrze, ale kupują zapobiegliwi, nie zakochani. Żeby dobrze sprzedać, trzeba było wystawić cenę 1,60 zł. Tyle w Żninie kosztowały czerwone majtki. Szły jak woda. Równie tania była „Miłosna herbata” oferowana w Inowrocławiu. Walentynki były i dla biednych, i dla bogatych. Zacząć można było od zamówienia bukietu o nazwie Buziak (119 zł) lub Dwie połówki, potem kolacja w Bristolu. W promocyjnej cenie 260 zł znalazły się przegrzebki, rodzaj owoców morza, znany afrodyzjak. Na deser – serce z czekoladowego musu. Bardziej skromni poszli na „pierogi dla zakochanych” podawane U Hopfera. – W tym roku miałam więcej niż kiedykolwiek zamówień na przepowiadanie przyszłości – mówi Aliza, jak zapewnia wróżka dyplomowana. – Chyba ludzie nie są pewni swoich perspektyw. A poza tym w ciężkich czasach bywa, że miłość to jedyne, co im zostało. I boją się, że ją stracą. Osoby dojrzałe chwaliły tego dnia trwałość wieloletniej miłości. Takie zabiegi powodują, że święto przyjmowane jest także w tradycyjnych domach. Większość wyznań osób dojrzałych, które tego dnia zamieszczała prasa lokalna, zaczynało się od słów: „Moją pierwszą miłością był mąż”. Czasem wspominano miłość z przedszkola. Magda Grzesiak, szefowa warszawskiego biura matrymonialnego Czandra, nie zauważyła, by przed walentynkami ruch się zwiększał. W tym dniu ważne jest, czy ktoś o nas pamięta, ale zawsze można ukryć pustkę, skłamać, że w domu czekają kwiaty, albo wyśmiać święto. Godziną prawdy w miłości, zdaniem Magdy Grzesiak, jest sylwester. Wtedy trzeba pokazać się z kimś. Ale pokazać się z kimś
Tagi:
Iwona Konarska









