Międzynarodowe firmy wykorzystują różnice płac w regionach, napuszczając jednych pracowników na drugich Mateusz Trzeciak – tłumacz, aktywista, członek zarządu krajowego partii Razem Jak mówi młodzież, wygraliście internety. Razem robi najlepsze memy. Jako subkultura radzicie sobie nieźle, ale jako partia znaleźliście się na marginesie. Sondaże od miesięcy dają wam 2%. Co się dzieje? – Nasz start był bardzo internetowy, media społecznościowe są jednym z najważniejszych dla nas kanałów docierania do ludzi. Głównie dlatego, że partia powstała oddolnie – nie mieliśmy milionów ani znanych twarzy. Ale także dlatego, że średnia wieku w Razem to jakieś 30 lat. Istnieje pewne niebezpieczeństwo zamknięcia się w internecie, ale myślę, że warto wspomnieć o naszych działaniach na ulicy. Zaangażowanie jest ogromne, w październiku i listopadzie tylko w Krakowie robiliśmy tygodniowo sześć pikiet, trzy konferencje, debaty, spotkanie otwarte. Rozmawiałem z wieloma pracownikami InPostu i Almy. Tylko jedna osoba wspomniała o Razem i Adrianie Zandbergu, który zaoferował pomoc. Czy nie jest trochę tak, że wykonujecie ważną pracę, ale politycznie para idzie w gwizdek? – Problem polega nie na sympatii wyborców bądź jej braku, ale głównie na braku rozpoznawalności. Duży wpływ na tę sytuację mają media, które np. relacjonując współorganizowaną przez nas pikietę w trakcie spotkania rady nadzorczej Almy, w ogóle nie wspominają o Razem. Jednak dla wielu pracowników to Razem jest pierwszą organizacją, o której myślą, gdy łamane są ich prawa. Ostatnio zwrócili się do nas pracownicy Tesco, wcześniej InPostu. Jesteśmy w stałym kontakcie z wieloma grupami pracowniczymi. Gdy mówimy o pracownikach i pracownicach, powinniśmy przede wszystkim zauważyć, w jakim społeczeństwie funkcjonujemy na co dzień. Udział w manifestacji, pokazanie twarzy, zabranie głosu w mediach to ryzykowne zachowania, za które można stracić pracę. Dlatego tak ważne są troska i wsparcie ze strony lewicy. Co jeszcze utrudnia wam działanie? – Przez wiele lat lewica ciężko pracowała na utratę zaufania dużej części społeczeństwa. Uwzględniając szerszą perspektywę społeczną i dominujące nastroje, możemy zobaczyć, jak wysoką cenę płacimy dzisiaj za zniechęcenie ludzi do polityki, do aktywności politycznej, również w partiach. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z partiofobią. Często podczas różnych spotkań i zgromadzeń, w których bierzemy udział, pojawiają się konflikty o no logo – czy partia może przyjść z flagami, czy nie. To wszystko ma znaczenie. W dużych miastach, szczególnie w środowiskach akademickich i kawiarnianych, wiele osób wyraża się ciepło o Razem. To jest w dobrym tonie, można nawet powiedzieć o modzie na lewicę. Ale wśród pracowników, zwłaszcza na niższych stanowiskach, nie jesteście rozpoznawalni. – Angażujemy się w konflikty pracownicze, walki społeczne i w taki sposób próbujemy zyskać wiarygodność. Wspieramy pracowników, jak tylko możemy, ale nie jesteśmy kancelarią prawną i nie dysponujemy mocami przerobowymi, które pozwoliłyby realnie i masowo takie wsparcie zapewniać. Trzeba uczciwie przyznać, że nasza aktywność nie przekłada się na spektakularny wzrost w sondażach. To naturalne, biorąc pod uwagę nasz staż i wielkość. Szukamy dla siebie miejsca na scenie politycznej i kluczowych momentów, w których możemy wciągnąć więcej osób w działalność, zawrzeć sojusze z grupami społecznymi i środowiskami politycznymi, zaistnieć w świadomości społecznej. Znakiem rozpoznawczym Razem było hasło „Inna polityka jest możliwa”. Co was dzisiaj odróżnia od pozostałych formacji politycznych? Deklarowaliście zakładanie centrów społecznych, nowy typ działania i uczestnictwa. Nie widać realizacji tych zapowiedzi. – Dla nas partia jest przede wszystkim zakorzenioną społecznie instytucją. Zapuszczamy korzenie, działając na poziomie lokalnym, nie ma nas jeszcze w każdym mieście, ale rośniemy i działamy punktowo, reagując na potrzeby wielu grup społecznych. Pomysł centrów musieliśmy trochę okroić ze względu na niepewny status subwencji budżetowej. Nie oznacza to, że rezygnujemy z tych planów. W Katowicach i Lubinie za chwilę otwieramy biura, które będą działać na zasadzie centrów społecznych. W Krakowie współpracujemy od dłuższego czasu ze Spółdzielnią Ogniwo, najprężniej działającą instytucją kultury w mieście. To przestrzeń otwarta, gdzie przychodzą tłumy mieszkańców i wspólnie rozmawiamy na istotne tematy. Jesteście jednak partią reaktywną. Widać brak długofalowego planu, który wykraczałby poza horyzont bieżącej polityki. – Nasze ugrupowanie powstało jako próba odpowiedzi na to, co działo się w Polsce i w Europie, czyli neoliberalny, technokratyczny i odpolityczniony proces sprawowania










