Wszystko o Iwaszkiewiczu – rozmowa z dr. Radosławem Romaniukiem
Z Jarosława Iwaszkiewicza zrobiono kogoś w rodzaju kozła ofiarnego, na którego składa się grzechy całego środowiska, aby pewne sprawy wybielić Czy kiedyś spotkał się pan osobiście z Jarosławem Iwaszkiewiczem? – Należę do pokolenia prawnuków pisarza, więc nie miałem tej możliwości. Zresztą gdybym ją miał – nie potrafiłbym jej wówczas docenić. Ale osobiste spotkania z pisarzem to oczywiście kontakt z jego twórczością. Dla mnie jest to za każdym razem relacja osobista, przede wszystkim dlatego, że traktuję literaturę jak sposób komunikacji. Poza tym przygotowywałem źródłowe edycje tekstów Iwaszkiewicza – jego dzienników, esejów, listów. Kontakt z rękopisem również jakoś ukonkretnia autora. No i w końcu – rzecz niezwykle istotna – relacje z jego bliskimi, dzięki którym wiele można się dowiedzieć, ale i wejść w pewną aurę, którą osoby te noszą. GŁÓD NOBLA? Jak pan ocenia pozycję Iwaszkiewicza w polskiej literaturze? Zasłużył na Nobla jak Miłosz czy Szymborska? – Iwaszkiewicz zawsze był „poetą dla poetów”, pisarzem ekskluzywnym. Jednym z paradoksów jego życia jest to, że będąc pisarzem tak dramatycznie pesymistycznym, zyskał taką pozycję oficjalności, masowe nakłady, chyba też wagę w życiu wielu czytelników, choć tego tak naprawdę nigdy nie wiadomo. Gdyby uhonorowano go Nagrodą Nobla, patrzylibyśmy na niego pewnie trochę inaczej – w tym sensie byłaby mu ona potrzebna. Jest to oczywiście pragnienie każdego pisarza, zwłaszcza jeśli istnieje w obiegu światowym czy ogólnoeuropejskim. A to drugie Iwaszkiewiczowi się udało dzięki tłumaczeniom. Wpisywał się również w pewien zestaw ról jako pisarz klasyczny, uprawiający wiele gatunków, mający pewien ciężar oficjalności w naszej literaturze. Myślał o tej nagrodzie. Rzecz jasna, w tym myśleniu była pewna megalomania, ale również nieobce wszystkim ludziom pragnienie docenienia. Iwaszkiewicz mógł dostać Nobla, było to realne, choć sprawę podobno przekreśliły przyznana mu Nagroda Leninowska z jednej strony, a z drugiej – Nagroda Nobla dla Sołżenicyna i Szołochowa. Szkoda, bo twórczość Iwaszkiewicza jest potrzebna czytelnikom. Sądzę, że bardziej, niż uznanie i zaszczyty potrzebne były samemu Iwaszkiewiczowi. I myślę o czytelnikach na świecie, bo poruszał problemy uniwersalne, tworząc niepowtarzalny splot uniwersalizmu i polskości. Mówi się, że Iwaszkiewicz stworzył kanony estetyczne dla polskiej literatury. Na czym polega szczególny charakter jego pisarstwa? – Specyfika jego twórczości polega na ogromnie ważnej tu atmosferze wyznania, rozumianego jako zwierzenie bardzo osobiste, o bardzo wysokiej temperaturze. To wyznanie jest głęboko zakorzenione w doświadczeniu autobiograficznym. Cały dorobek Iwaszkiewicza można czytać jako narrację autobiograficzną. Literatura była dla niego narzędziem zrozumienia samego siebie, fenomenu własnego życia, była wyrazem jego bardzo specyficznej wrażliwości na relację człowieka i świata. Relację, w której człowiek zawsze ponosi klęskę i tę klęskę musi jakoś oswoić. Zrozumieć, że życie dużo obiecuje, ale w stosunku do obietnic daje szalenie mało (lub tak się wydaje bohaterom Iwaszkiewicza). Trzeba więc znaleźć jakiś sposób na tę sytuację, wypracować jakieś „zrozumienie”, „pogodzenie”, „uspokojenie”. Iwaszkiewicz jest jednym z tych pisarzy, którym w tej kwestii wiele udało się powiedzieć. Rysuje pan sylwetkę prawie ze spiżu, tymczasem w tekstach krytycznych pojawia się sporo ocen, że był to konformista, nawet oportunista, czasem bohater, ale częściej nie. Czy tak jak w przypadku Dickensa świat kreowany i życie dzieliła przepaść? – Nie lubię podziałów na twórczość i osobowość, bo są one bardzo ściśle związane ze sobą. Najlepsze utwory Iwaszkiewicza i najkrytyczniej osądzane życiowe wybory wyrastają z tych samych przeżyć, potrzeb, kompleksów, marzeń czy tęsknot. Mają to samo źródło. PIESZCZOCH PRL? W ocenach nam współczesnych wytyka mu się różne grzechy, a najbardziej pełną akceptacji dla polskiej rzeczywistości postawę w czasach PRL. Choć sam nie tworzył w duchu socrealizmu, swoją obecnością niejako autoryzował absurdy tamtej epoki. Zgadza się pan z tym? – Miejsce Iwaszkiewicza w PRL wiąże się z miejscem, jakie zajął w środowisku literackim podczas II wojny światowej. Nieoczekiwanie (również dla siebie) stał się jednym z niewielu ważnych pisarzy, którzy pozostali w kraju. Był to okres jego względnej niezależności materialnej i z własnej inicjatywy pomagał licznym przyjaciołom i nie tylko przyjaciołom. Pociągnęło to za sobą propozycję Delegatury Rządu









