Wszystko teraz zwala się na pułk – rozmowa z płk Robertem Latkowskim

Nie daj Bóg, gdyby sprawę katastrofy wzięła w swoje ręce jakaś komisja międzynarodowa, bo skompromitowałaby nas. Zapytaliby: co wyście zrobili? – Czytał pan te stenogramy z czarnej skrzynki. – Pan to czytał, ja leciałem. I jak doleciałem (doprowadziłem) do pewnego momentu, to wstawałem. Nie dałem rady, musiałem przerwać. Nerwowo nie wytrzymywałem. Pan rozumie, ja „siedziałem” w tej kabinie! Żaden pilot Tu-154 M nie mógł tego spokojnie czytać! – Dlaczego? – Żeby zebrać do jednego lotu tyle naruszeń, to się w głowie nie mieści. – Zacznijmy od początku. Pierwszy zgrzyt nastąpił jeszcze przed odlotem. Z przecieków wynika, że dowódca załogi, kapitan Protasiuk, po otrzymaniu prognozy pogody nie chciał lecieć. I dlatego gotowość załogi zameldował prezydentowi dowódca Sił Powietrznych RP. Może liczył na przychylność prezydenta, że pomoże mu w ulokowaniu w strukturach NATO? – Tak mówią… – A może załoga nie miała precyzyjnej prognozy pogody? Może w Warszawie nie wiedzieli, że w Smoleńsku gęstnieje mgła? – Proszę pana, w Pyrach jest Centrum Operacji Powietrznych. Za moich czasów nazywało się to Centralne Stanowisko Dowodzenia. I tam jest Szefostwo Służby Hydrometeorologicznej Lotnictwa Sił Zbrojnych RP. Pracują tam synoptycy, specjaliści od pogody. Oni przekazują prognozę pogody do pułku. To co, piloci jej nie mieli? – Ale o wylocie zadecydował ich przełożony. – Generał był gwarantem bezpieczeństwa tego lotu. Jako dowódca Sił Powietrznych odpowiadał za wyszkolenie wszystkich pilotów w kraju, za bezpieczeństwo wszystkich lotów wykonywanych przez lotnictwo wojskowe. Dowódca miał narzędzia i siły do kontroli szkolenia lotniczego oraz kontroli bezpieczeństwa lotów. Tu-154 M to był jemu podległy samolot wraz z załogą. – Min. Jerzy Miller powiedział, że generał był pasażerem. – Pozostawiam to bez komentarza. Gratuluję osoby podpowiadającej ministrowi. Jerzy Miller jest cywilem, więc może pewnych rzeczy nie wiedzieć. W wojsku sprawa jest jednoznaczna, jest jednoosobowe dowodzenie. Tak jak jednoznaczny jest regulamin lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP. W tym regulaminie jest napisane, co to są niebezpieczne zjawiska. Co to jest mgła. Napisane jest, że w tych warunkach nie wykonuje się lotu. I dowódca Sił Powietrznych o tym nie wiedział? Nie znał regulaminu czy świadomie go łamał? Pułk – Gdy odbywał się lot VIP-ów, za pańskich czasów, mieliście przygotowane lotnisko zapasowe? – To było zawsze uzgodnione. To nie było tak, że wiedziałem, jakie mam lotniska zapasowe, a kancelaria nie widziała. Że na pokładzie trwały dyskusje. Podam panu przykład: leciałem z prezydentem Kwaśniewskim, który zakończył wizytę w Mołdawii, w Kiszyniowie, i mieliśmy lecieć do Sofii. A tu kontrola bułgarska podała mi informację, że w Sofii pogoda na granicy minimum z tendencją do pogarszania. Niczego więc nie próbowałem, tylko od razu na lotnisko zapasowe. Do Płowdiw. – A z Kwaśniewskim pan nie rozmawiał: lądować, nie lądować? – Nie. Powiedziałem tylko stewardesie: poinformuj, że lądujemy w Płowdiw. Prezydent Kwaśniewski nigdy nie ingerował. Wylądowaliśmy, dwie godziny prezydent czekał, aż samochody przyjadą. No trudno. Następnego dnia pogoda się poprawiła, poleciałem do Sofii i prezydenta stamtąd odebrałem. I co się stało? – Jeśli gdzieś się wylatuje, wszystko dokładnie się wie. Tu wyglądało to na improwizację. – Odnoszę wrażenie, że dowódcę pułku wsadzono na minę. Dlaczego? Ja miałem komfort – gdy zostałem zastępcą dowódcy pułku, już byłem 18 lat w jednostce. Odliczając akademię – 15. Wiedziałem, jak to wszystko się organizuje. Później, kiedy zostałem dowódcą, byłem dwadzieścia parę lat w tym pułku, więc to umiałem, 25 lat nauki było za mną. A co było teraz? Przyszedł chłopak z dowództwa, zrobili go zastępcą, dowódca odszedł i zrobili go dowódcą. To była decyzja jego przełożonych. Poza tym nigdy nie było tak, żeby dowódca pułku nie latał na flagowym samolocie. A on nie latał. Będąc zastępcą, nie przeszkolił się i będąc dowódcą dwa lata, też się nie przeszkolił. Jego zastępca również nie. Kto więc kontrolował lotników? Kto ich szkolił? Kto oceniał ich umiejętności, podejście do pracy w powietrzu? – Pułk źle działał? – Wszystko teraz zwala się na pułk. Ale pułk ma przełożonych. To nie jest samotna wyspa na Oceanie Indyjskim. Powtarzam więc: kto tych lotników szkolił? Nie było instruktorów, zerwana została więź pokoleniowa, do Rosji na szkolenie ich nie wysyłano, nie wysyłano również na symulatory. Gdzie było