Proces dyrektorki oskarżonej o znęcanie się nad dziećmi w bytomskim domu dziecka przypomina polowanie na czarownice W sierpniu ubiegłego roku szczegółowo opisałam sprawę Krystyny M., dyrektorki Domu Dziecka nr 2 w Bytomiu, oskarżonej przez wychowanków o znęcanie się nad nimi. Gdy sprawa zaszła aż do sądu, dziewczyny, które były inicjatorkami “dokopania” dyrektorce, opamiętały się i przeprosiły ją w telewizyjnym programie “Wybacz mi”. Skrucha na ekranie nie wstrzymała jednak procesu. Odbyło się już 15 rozpraw, a końca nie widać. Dyrektorka nadal jest zawieszona w pracy. Ze zgryzoty rozchorowała się na serce. Na 42 świadków przesłuchano dopiero dziewięciu. Te kłamczuchy – Zeznawałam jako jedna z pierwszych – opowiada Kasia, która kilka lat temu opuściła dom dziecka, wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci. Teraz stworzyła rodzinę zastępczą dla dorastającej siostry i brata. – Przyznałam się, że w czasie przesłuchań na policji kłamałam i wszystkie zarzuty były wyssane z palca. W sądzie powiedziałam całą prawdę. Zaraz po rozprawie wezwał mnie prokurator. Została oskarżona o składanie fałszywych zeznań przed sądem i nakłanianie świadków do mówienia nieprawdy. Dostała dozór policyjny na kilka miesięcy i zakaz wyjazdu z miasta. Podobnie potraktowano jej młodszą siostrę, Natalię, oraz kilka innych dziewczyn. – Wezwano też mojego 16-letniego brata, chociaż w ogóle nie stawał przed policją i nie występuje jako świadek – twierdzi Katarzyna P. – Gdy chciałam mu towarzyszyć jako opiekun prawny, prokurator wyrzucił mnie za drzwi. Traktuje nas jak najgorsze zbrodniarki. Inne dzieci, które dopiero czekają zeznania przed sądem, są przerażone. Boją się, że może spotkać je to samo. A oskarżenie o fałszywe zeznania wpisane gdzieś do kartoteki to nie przelewki. – Niektóre dziewczyny już pękają – mówi Natalia. – Miała przyjść na spotkanie z panią jeszcze Ola, ale za bardzo się boi. Pielęgniarka na stos Sprawa zatacza coraz szersze kręgi. Aktem oskarżenia objęto również Elżbietę L., pielęgniarkę, która przez cztery miesiące, już po odejściu obwinianej dyrektorki, pracowała w domu dziecka. Wcześniej sporadycznie, raz na kilka miesięcy przychodziła tam w zastępstwie innych pielęgniarek. – Za czasów pani Krystyny dom dziecka był czysty, dzieci zadbane, wszystko dobrze zorganizowane – opowiada Elżbieta L. – Gdy zaczęłam pracować tu na etacie, okazało się, że nie ma z kim rozmawiać o utrzymaniu porządku. Wychowawców nie obchodziło, co się w domu dzieje. Nowa dyrektorka prawie przez rok mieszkała w izolatce, przerobiła ją na własne pokoje i nie było gdzie umieszczać chorych wychowanków. – Kiedyś dwoje dzieci złapało świerzb – opowiadają dziewczyny – nie zostały odizolowane i prawie wszyscy się zaraziliśmy. Od czasu odejścia pani Krystyny opieka nad dziećmi mocno się rozluźniła. Przedtem nie do pomyślenia było, aby dziecko osiągające pełnoletniość mogło opuścić dom dziecka bez własnego mieszkania, wykształcenia i pracy. – W tym roku usamodzielniono kilka osób, ale nie mają się gdzie podziać. Nasza koleżanka, Ola, nocuje u znajomych lub chłopaka, nie ma pracy, nie ma nawet wykształcenia, bo skończyła tylko podstawówkę – opowiada Mariola. Elżbietę L. drażniła sytuacja w domu dziecka. Kilkakrotnie zwracała uwagę wychowawczyniom i dyrektorce. Zdarzyło się, że dzwoniła do którejś z pań z pretensjami. Skończyło się na tym, że jedna z wychowawczyń wniosła skargę do prokuratora. Efektem jest oskarżenie Elżbiety L. o wpływanie na świadków. – Jak mogłam wpływać na świadków w sprawie, w której w ogóle nie uczestniczyłam? – dziwi się pielęgniarka. – Zresztą nie pracuję tam już prawie od roku. Odeszłam, bo nie mogłam patrzeć na ten bałagan i obojętność personelu wobec dzieci. Okazało się, że wychowawczyni, która wniosła przeciw niej oskarżenie, przed sądem wycofała się z wcześniejszych, krytycznych opinii o dyrektorce. Przedstawiła ją w bardzo korzystnym świetle. Po rozprawie podbiegła z płaczem do adwokata pani Krystyny i szarpiąc go za rękaw pytała, czy teraz też wezwie ją prokurator i oskarży o fałszywe zeznania. Kara za prawdomówność Prokurator, Tadeusz Tuszyński, twierdzi, że ma mocne dowody przeciw oskarżonym. – Chyba każdy potrafi rozróżnić prawdę i kłamstwo. Jeśli ktoś kłamie – obojętnie czy przed sądem, czy przed policją – popełnia przestępstwo i musi liczyć się z tym, że stanie przed sądem – mówi. – Dozór policyjny został zastosowany, gdyż były ku temu podstawy. Środek ten









