06/2000

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Książki

Puszkobranie

W 11 numerze pora­dnika ekologicznego “EKO i MY” znajdziemy artykuł “Pieniądze na ulicy – puszkobranie”. Dzięki dzia­łaniom Fundacji na rzecz Odzysku Opakowań Alumi­niowych, a przede wszystkim pracy zbieraczy, w roku 1999 udało się odzyskać ok. 22%        wyprodukowanych puszek. Aby liczba ta ciągle się zwięk­szała, potrzebna, jest powszech­na akcja puszkobrania. Zbieranie puszek może się odbywać wszę­dzie: w domu, w szkole, w zakła­dach pracy, na ulicy. Puszki po na­pojach, jako wartościowy surowiec wtórny, są przyjmowane przez punkty skupu złomu meta­li kolorowych w całym kraju. W roku ubiegłym Fundacja „Nasza Ziemia” wydała książkę pt. “Przyjaciele Zie­mi”. Publikacja ta dotyczy zwyczajnych lu­dzi, którzy podjęli odpowiedzialność za swoje otoczenie i zarazili swoim entuzjazmem innych. W “Przyjaciołach Ziemi” znajdą Państwo relacje osób, które potrafiły zainspirować innych swoją troską i o Ziemię i skłonić ich do działania. Pierwszy tekst np. opisuje doświadczenia Miry                   Stanisławskiej-Meysztowicz, która przeniosła do Polski akcję “Sprzątanie Świata”. Mira udowodniła, że niemożliwe jest możliwe:           zmobilizowała mi­liony Polaków do zadba­nia o swoje otoczenie. W świetle prowadzo­nych obecnie badań nau­kowych okazuje się, że dioksyny emitowane do środowiska są niezwykle to­ksyczne dla ludzi i zwierząt. W 1949 r. po raz pierwszy wystąpiły masowe zachoro­wania w postaci nie gojących się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Szczęśliwa trzynastka

Internet to najbardziej ekologiczny sposób dystrybucji informacji Rozmowa z Marcinem Stoczkiewiczem, koordynatorem krajowym Polskiej Zielonej Sieci Polską Zielona Sieć po­wstała, by każdy z nas miał dostęp do informacji o sta­nie środowiska i mógł wpły­wać na dotyczące go decy­zję. Czy tworząc sieć wzoro­waliście się na doświadcze­niach innych państw? – Podobne sieci organizacji pozarzą­dowych, zajmujących się informacją ekologiczną, istnieją w Holandii i w Niemczech. Od momentu rozpoczę­cia publicznej kampanii, dotyczącej “Konwencji o dostępie do informacji, udziale społeczeństwa w podejmowaniu decyzji oraz dostępie do sprawiedliwości w sprawach dotyczących środowiska”, w wielu państwach, szczególnie Europy Północnej, powstają podobne sieci. Te państwa przetarły ścieżkę. A jak było u nas? – Pierwszym koordynatorem Pol­skiej Zielonej Sieci został Holender, Ernst Jan Stroes, który prowadził jej politykę według wzorców holender­skich. Sieć utworzyły silne organizacje ekologiczne, mocno zakotwiczone w, regionach, znające lokalne potrzeby ekologiczne i mające siedziby w naj­większych miastach Polski. Obecnie do PZS należy dziesięć organizacji. Mamy biura w Warszawie, Krakowie, Wrocła­wiu, Gliwicach, Gdańsku, Szczecinie, Łodzi, Poznaniu, Lublinie i Białymsto­ku. Status organizacji partnerskich po­siadają: Biuro Wspierania Lobbingu Ekologicznego i Instytut na Rzecz Eko-rozwoju, Centrum Prawa Ekologiczne­go, organizacje eksperckie. PZS skupia polskie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Zorby już nie tańczą

Nawet po filozoficznych studiach ciągnie ich do hodowania kóz. Taka jest natura Greka bieszczadzkiego Na pierwszy rzut oka zabudowania wyglądają na nie zamieszkane. Jednak, gdy przejechać przez podworski park, na odartych z tynku ścianach pojawiają się niezdarne graffiti. To dzieci gospo­darza zostawiły tu swój ślad. Na powitanie wychodzi Nikos Manolopulos. Obdarzony egzotyczną uro­dą, o twarzy wysmaganej wiatrem. Sprana koszula, sportowe buty, przetar­te na wylot w kilku miejscach. Jest Po­lakiem greckiego pochodzenia. Ojciec był Grekiem, matka Polką. Przedstawia swoich współlokatorów: 52 kurczęta, dwa psy, rybki, trzy koty oraz 200 owczych matek i 70 do­rosłych kóz pasących się, jeśli nie ma śniegu, wraz z młodymi na łące. Nikosowi tych zwierząt jeszcze za mało. Teraz jednak potrzeba mu pienię­dzy na remont. Gospodarstwo zarabia na siebie jedynie sprzedażą koziego se­ra i żywca baraniego. Szczęśliwy właściciel 50 hektarów pól i lasów przez połowę roku skazany jest na biedę. O tej porze roku popada już w długi. Dopiero wiosną zaczną się lepsze czasy. Stado wyjdzie na łąki. Na­bierze sił, otrząśnie się z chorób. Słońce, najlepszy lekarz – potrafi czynić cuda… Nikos nie marnuje czasu – opowiada­jąc, równocześnie wyrabia fetę (słony, kozi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Eko-informacje

-Waszyngtoński Worldwatch Institute ostrzega, ze boom go­spodarczy w USA i innych krajach wysoko rozwiniętych przesłania świadomość zagrożeń dla środowiska naturalnego naszej planety. Jako główne zagrożenia ekologiczne instytut wymienia: kurczącą się powierzchnię lasów, erozję gruntów uprawnych, zmniejszające się zasoby ryb w morzach i oceanach, wymieranie gatunków fauny, niszczenie raf koralowych, a także ocieplanie się klimatu. Zafascynowani rozwojem informacyjnych sektorów gospodarki, które stworzyły miliony no­wych miejsc pracy zdajemy się gubić z pola widzenia pogarszające się zdrowie Ziemi. Błędem byłoby mylić energię świata wirtualnego z coraz gorszym stanem rzeczywistego świata – oświadczył jeden z autorów raportu,  Lester Brown. – Legwany z należących do Ekwadoru Wysp Galapagos w niesprzyjających warunkach klimatycznych regulują swoi wzrost tak by dostosować się do okresowych niedoborów pożywienia. Informuje o tym amerykańskie czasopismo naukowe „Nature”. W toku regularnych pomiarów małych legwanów (do roku życia) zaobserwowano, że w latach 1982-83, 1987-88, 1992-93, 1997-98 gady te osiągały długość średnio o 6,8 centyme­tra mniejszą niż zwykle. Zmniejszały wiec rozmiary swego szkieletu i ciała niemal o 20 procent. Uczeni powiązali to zjawisko, dotychczas nie znane z obserwacji zwierząt, z okresowym wystę­powaniem prądu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

BSE – uśpiona śmierć

Czy epidemia choroby wściekłych krów zabije miliony ludzi? Nawa nieuleczalna i zawsze śmier­telna choroba zagraża ludzkości. Nie­wykluczone, że już w 2002 roku za­cznie się wielka epidemia. “Jest cał­kiem możliwe, że jej ofiarą padną setki tysięcy a może nawet miliony”, stwier­dził naczelny lekarz Wielkiej Brytanii, Liam Donaldson. Zagrożeni są ci, którzy w latach 80. spożywali móżdżki cielęce, befsztyki i inne dania z wołowiny. Zarazki wy­wołujące BSE, czyli gąbczaste zwyro­dnienie mózgu, potocznie zwane chorobą wściekłych krów, czyhały bowiem w mięsie zarażonego bydła, zapewne wyłącznie brytyjskiego. Zarazki te to priony, tajemnicze białkowe struktury, nie będące ani bakteriami, ani wirusa­mi, znajdujące się na pograniczu mate­rii ożywionej i nieożywionej. Za ich odkrycie prof. Stanley Prusiner z Uni­wersytetu Kalifornijskiego w San Fran­cisco otrzymał w 1997 r. Nagrodę No­bla. “Zdrowe” priony znajdują się w mózgu i być może eliminują zabu­rzenia snu. Kiedy jednak pojawiają się priony “jadowite”, rozpoczynają diabelską reakcję łańcu­chową – atakują priony “normalne” i zmuszają je do przyjęcia swego kształtu. Jest to forma harmonijki czy wachlarza – białka ulegają “pomar­szczeniu”. Jak wiadomo, chociażby z architektury, powyższy kształt jest bardzo mocny i już się nie zmienia. Kiedy utworzy się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Spalać czy składować?

Rozpoczynamy wydawanie wkładki ekologicznej. Przygotowuje ją ten sam zespół, który robił „Przegląd Ekologiczny” w dawnym ”PT”. Starym i nowym Czytelnikom obiecujemy dużo ciekawych i ważnych dla ochrony środowiska tekstów. WARSZAWA, 7 lutego 2000 r. NR 1 Usypywane od dziesięcioleci hałdy odpadów zasłaniają nam drogę do wspólnej Europy Zanim nas przyjmą do Unii Europejskiej. musimy spełnić co najmniej ele­mentarne wymagania tzw. ramowej dyrektywy odpadowej (75/442/EEC) oraz zmienionych zapisów tejże dyrektywy. 91/156/EEC. Niedługo będą obowiązywały powstające właśnie inne przepisy unijne, a m.in. wymóg zmniejszenia o 25 proc. odpadów ulegających biodegradacji (do 2002 r.), czy zakaz składo­wania odpadów surowych, a także dy­rektywy w sprawie spalarni odpadów komunalnych. W naszej stolicy budowa zakładu obróbki cieplnej odpadów wlecze się już kilka lat.    O tym, że kie­dyś była w Warszawie spalarnia odpadów, wiedzą specjaliści i historycy. Ale za to wzdłuż i wszerz kraju nie milkną protesty, gdy ktoś ośmieli się wysunąć projekt budowy spalarni. Ledwie ucichło echo sporów wiosennych z 1999 r., jak długo – i za ile – będzie można wywozić warszawskie odpady na składowisko w Łubnej w gminie Góra Kalwaria, a już w pierwszych dniach stycznia 2000 r. kolejna odsłona dramatu. Mieszkańcy z okolic składowiska blokują

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Anatomia świetlnego widma

Pioruny kuliste przenikają przez ściany, siadają na kominach, pozostając dla naukowców tajemnicą Pioruny kuliste, świetlne sfery poja­wiające się bardzo rzadko podczas bu­rzy, “siadające” na kominach i przecho­dzące przez szyby, od wieków fascyno­wały ludzkość. Fizycy nie potrafią jed­nak wyjaśnić istoty tego zjawiska: W lutym z nową hipotezą wystąpili na­ukowcy z Nowej Zelandii. Ich zda­niem, pioruny kuliste powstają w wyni­ku uderzenia “zwykłego” pioruna o ziemię, a składają się z mikroskopij­nych cząsteczek krzemu. Zaledwie co setny mieszkaniec Zie­mi ma okazję zaobserwować ten feno­men natury. Do jednego z najbardziej spektakularnych przypadków pojawie­nia się pioruna kulistego doszło 25 marca 1963 r. na pokładzie amerykań­skiego samolotu Eastern Airlines, lecącego do Waszyngtonu. Nad Manhatta­nem panowała burzliwa pogoda, mimo to wielu pasażerów drzemało. “Nagle kabinę rozświetliło jaskrawe światło, maszyną wstrząsnęło wyładowanie elektryczne. Do metalowego kadłuba odrzutowca wtargnęły pioruny kuliste”, wspominał Brytyjczyk, Roger Jennison, profesor elektroniki, uczestnik te­go niesamowitego wydarzenia. Wtedy z kokpitu wydostała się ognista kula wielkości melona, która wolno, na wy­sokości pół metra, przemieszczała się między fotelami. Dotarła do toalet i tam eksplodowała. Incydent ten został opi­sany na łamach renomowanego czaso­pisma naukowego “Nature”. Jeszcze bardziej zadziwiający feno­men

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Śmierć wzorowego więźnia

Spędził 24 lata w celi śmierci, zdobył dwa dyplomy, lecz nie uniknął egzekucji W wieku 23 lat Billy George Hughes zabił policjanta w Teksasie. Skazany na karę śmierci dziesięć razy odwoływał się od wyroku. Tak minęło prawie ćwierć wieku. W tym czasie Hughes zdobył wyższe wykształcenie, wyko­nywał rysunki i pocztówki dla różnych organizacji. Stał się całkowicie innym człowiekiem, uchodził za przykład do końca zresocjalizowanego więźnia. Właśnie odbywał korespondencyjny kurs alfabetu Braille’a, zorganizowany przez Bibliotekę Kongresu Stanów Zjednoczonych, gdy wyznaczono      ko­lejny termin egzekucji. Hughes złożył apelację do Sądu Naj­wyższego USA, lecz tym razem jego prośba została odrzucona. Wieczorem w poniedziałek, 25 stycznia 2000 roku, skazaniec został zaprowadzony do ko­mory śmierci. Skórzanymi pasami i kajdankami przywiązano go do meta­lowego łoża. Obok stał automat mający wstrzyknąć więźniowi dawkę trucizny. Billy Hughes wypowiedział jeszcze swe ostatnie słowa: “Oddałbym 24 lata, które spędziłem w więzieniu, gdyby przywróciło to życie policjantowi Mar­kowi Frederickówi”. Następnie dodał, patrząc w stronę grupki przeciwników kary śmierci, obserwujących egzekucję przez okno: “Właśnie pozbawiany jest życia niewinny człowiek. Nie rezy­gnujcie, nie poddawajcie się. A teraz jestem gotowy, strażniku”. “Za chwilę zobaczysz

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Same szwagry

Oskarżony o kradzież samochodów wójt skupił w swoich rękach całą władzę. Nikt nie ośmielił mu się przeciwstawić Od Przytyka do Odrzywołu, z Klwowem pośrodku jak stolicą, na przestrze­ni ponad 30 kilometrów rozciąga się największy w Polsce teren uprawy pa­pryki. Duże, wielohektarowe nawet plantacje. Wprawdzie od pięciu lat ce­ny zbytu stoją w miejscu, a ceny środ­ków produkcji nieustannie rosną, ale ciągle jeszcze można wyżyć. Tu ludzie umieją liczyć i kalkulować. Na przy­kład Zalewski wybrzydza, a Łomża mu basuje, że w ub. roku cena spadowego jabłka wynosiła aż 90 groszy. Stanow­czo za dużo. Lepiej, żeby była o poło­wę niższa, bo dawałoby to upragnioną -stabilizację.                      . Moi rozmówcy są zwolennikami ła­du. W każdym aspekcie – gospodar­czym, politycznym i moralnym, Tym bardziej, że te . dziedziny zazębiają się i to czasem bardzo paskudnie. Ot, zazę­biło się w Klwowie mocno wszystko z powodu niejakiego Mietka Wójcika, byłego wójta. Policja wyprowadziła go w biały dzień z urzędu w kajdankach. POGWAŁCONA RACJA STANU Interesanci odeszli tego dnia z kwit­kiem. Łomża, który ma umysł teoretyzujący, mówi, że wójt skupił w swoich rękach bardzo dużo władzy, całą wła­ściwie. A to dlatego głównie, że nikt nie wiedział, jak to naprawdę jest z ty­mi samorządami. Żaden radny się nie sprzeciwił, kiedy Wójcik

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Padnij do kolan

Radzą jej sąsiadki: Nie o mężu – mordercy teraz myśl, lecz o sobie i dzieciach. Ona na to odpowiada, ze Kulawemu ślubowała… Cisza. Ani piania kogutów, ani skrzypienia drzwi, nawet dymu z komi­na znamionującego obecność człowie­ka. Na podwórzu mocno zniszczony, dawno nie używany wózek inwalidzki. Do domu wchodzi się przez nie domy­kające się drzwi. W izbie, która Kula­wemu przez kilka ostatnich lat służyła za podręczny warsztat, prawie żadnych sprzętów, codziennego użytku, tylko stół z wyłamaną nogą, a przy nim czwórka młodszych dzieci. Niedziela. Troje starszych poszło do kościoła. Do niedawna Kulawy chodził po wolności, pracował, zarabiając jak mógł i potrafił na utrzymanie rodziny. Gdy wodery pękły i przepuszczały wo­dę, szwankował palnik w butli gazowej lub instalacja w samochodzie, był Ku­lawy na każde zawołanie: uczynny, rozmowny, drogo nie brał. Nie, abso­lutnie nie robił złego wrażenia: brzyd­kie słowo nigdy nie wyszło z ust, z po­zostawionego do naprawy samochodu nigdy nie zginęły pieniądze, drogi sprzęt wędkarski, radiomagnetofon. Czy wiedząc, że Kulawy był wcześniej siedmiokrotnie karany za kradzieże, pobicia, nielegalne posiadanie broni, szłabym do niego sama tą urwaną nagle przy domu dróżką? Wiedząc, że wydo­bytym z przepastnych kieszeni robo­czych spodni scyzorykiem zabije pew­nej nocy własnego teścia? Wśród papierów, które

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.