45/2002

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Notes dyplomatyczny

Sprawa Jerzego Kranza, odwołanego przez ministra Cimoszewicza ambasadora, ma ciąg dalszy. Przypomnijmy: został on odwołany w ubiegłym miesiącu, jednym z głównych powodów tej decyzji był „letarg” placówki, ambasador miał spakować swoje rzeczy do końca roku, tak aby 15 stycznia 2003 r. zameldować się w Warszawie. Tymczasem życie szybko te ustalenia zweryfikowało. Kranz obudził się z letargu i błysnął inicjatywą, rozsyłając po niemieckich mediach pełne egzaltacji oświadczenie, że informacje o przyczynach jego odwołania szkalują jego dobre imię. I że w sprawach polityki polsko-niemieckiej decyzje podejmowane są w Warszawie, a nie w ambasadzie w Berlinie. Czyli jest świetnym ambasadorem, tylko minister Cimoszewicz wszystko knocił, a teraz oszalał, rezygnując z jego usług. Tym swoim oświadczeniem podał na tacy niemieckim mediom smakowity temat: polską aferę, kłótnie miedzy ambasadorem i jego ministrem, bałagan i oskarżenia. Czyli zrobił dokładnie to, z czym powinien zawsze walczyć: wywołał cykl publikacji pokazujących w złym świetle swój kraj. Więc reakcja Cimoszewicza była natychmiastowa: Kranz zjechać do Warszawy ma od razu. Kto go zastąpi? Tu wątpliwości są niewielkie – kandydatem numer jeden jest Andrzej Byrt, obecny wiceminister spraw zagranicznych. Byrt był już ambasadorem w Niemczech, miał tam świetne kontakty, także w sferach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Listopadowy Beskid Sądecki

To chyba ostatnia okazja, żeby przed zimą wyruszyć na górską wycieczkę. Proponujemy wyprawę w Beskid Sądecki. To dobre miejsce na kilkugodzinne trasy – niezbyt trudne, ale nie nudne. Startujemy w Żegiestowie, małej uzdrowiskowej wsi nad Popradem. Na tutejszej stacji zatrzymują się wszystkie pociągi, włącznie z ekspresami. Kilkaset metrów od stacji skręcamy w boczną asfaltową drogę prowadzącą w górę przez wieś. Po obu stronach, zwłaszcza po lewej, za potokiem stoją drewniane wille i pensjonaty, niektóre kilkudziesięcioletnie. Na końcu wsi wchodzimy na ścieżkę wiodąca przez bukowy las. Po ponad dwóch godzinach dochodzimy czarnym szlakiem na szczyt Pustej Wielkiej (1061 m). Upstrzona skałami Pusta Wielka to wspaniały punkt widokowy. Zwłaszcza jesienią, gdy powietrze jest przejrzyste, doskonale stąd widać panoramy Tatr i Pienin. Idziemy dalej szlakiem niebieskim. Na zboczu Jaworzynki przy kapliczce jest pierwsze skrzyżowanie szlaków: w prawo odchodzi żółty wiodący do Muszyny, z której też można zacząć wędrówkę. Po niecałej godzinie dochodzimy do małego schroniska – bacówki Nad Wierchomlą. Przedtem mijamy górną stację kolejki linowo-krzesełkowej ze wsi Wierchomla (najdłuższa – 1,6 tys. m długości – w Polsce czteroosobowa kolejka), ostatni odcinek to bezdrzewny grzbiet Długi Młaki (znowu widok na Tatry). Schronisko zbudowano w dawnym spichlerzu,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

CIA atakuje z nieba

Automatyczny samolot USA upolował domniemanych terrorystów Al Kaidy w Jemenie Po raz pierwszy w wojnie z terroryzmem bezzałogowy samolot USA typu Predator zaatakował cel poza Afganistanem. Przeciwpancerna rakieta Hellfire „ogień piekielny”) zamieniła w szczątki samochód mknący po jemeńskiej pustyni. W ataku tym zginął Kaid Sinian al-Harthi, podobno ojciec chrzestny Al Kaidy w Jemenie, wraz z pięcioma towarzyszami. „Ogień piekielny” spadł z nieba w niedzielę, 3 listopada, w prowincji Marib, 200 km na wschód od Sany, stolicy kraju. Miejscowi nomadowie twierdzili, że na krótko przed eksplozją nad pojazdem terrorystów pojawił się helikopter. Zaraz potem samochód pochłonęła kula płomieni i dymu. Siła wybuchu była potworna, być może eksplodowała przewożona w samochodzie amunicja. Zastępca sekretarza obrony USA, Paul Wolfowitz, mówił o „operacji taktycznej, zakończonej wielkim sukcesem”. Al-Harthi, używający pseudonimu Abu Ali, od miesięcy tropiony był przez służby specjalne USA jako inicjator zamachu na amerykański superniszczyciel „Cole” w Adenie w październiku 2000 r. Zginęło wtedy 17 marynarzy. Jak pisze dziennik „New York Times”, decyzję o ataku podjął pewien wysokiej rangi funkcjonariusz rządowy na mocy ogólnego upoważnienia danego CIA w ubiegłym roku przez prezydenta Busha. Amerykański przywódca pozwolił

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Peleton bez Mroza

Najlepsza polska zawodowa grupa kolarska została rozwiązana Już od jakiegoś czasu na rynku kolarskim wrzało. Co rusz napływały wieści o kolejnych rozwiązanych ekipach. I tak po Mapei, Team Nuernberger, Mercury i Matesica upadła polska grupa Mróz. A prawdopodobnie w najbliższym sezonie w kolarskim peletonie możemy nie zobaczyć jeszcze kilku uznanych ekip. – Wiadomość ta była dla nas i polskiego środowiska kolarskiego niezwykle smutna – mówi Wojciech Walkiewicz, prezes PZKol. – Grupa Mróz była bowiem prekursorem zawodowego kolarstwa w Polsce. Konieczność czy wybór? – Najkrócej mówiąc, o wszystkim zadecydowały pieniądze. To nie była pochopna decyzja – mówi Piotr Kosmala, dyrektor sportowy Mroza. – Bardzo długo rozmawialiśmy z Wojciechem Mrozem, sponsorem grupy, na temat jej dalszego funkcjonowania. Uznaliśmy, iż bez wsparcia dodatkowych sponsorów nie będziemy w stanie utrzymać grupy w drugiej dywizji UCI. Środków wystarczyłoby tylko na trzecią. Nie mogliśmy jednak odcinać kuponów od tego, co wspólnie wywalczyliśmy. Jedyną ewentualnością była doga do przodu. Na to, niestety, potrzebne były dodatkowe, już znacznie większe środki finansowe. Ze względu na prestiż grupy i jej wcześniejsze dokonania uznaliśmy, że na taką ewentualność nie możemy przystać. Okazuje się, iż aspekt finansowy nie był jedynym, który wpłynął na decyzje sponsora.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Murem za ruskimi

Barów mlecznych nie pokonały amerykańskie fast foody. Teraz ludzie nie pozwolili, by pokonał je budżet Jest ich w Polsce 142. Jeszcze są tanie jak barszcz. Nad leniwymi zawisło, że wyciągną kopytka. Jednak sejmowa Komisja Finansów Publicznych odstąpiła od ustawy budżetowej zabierającej barom mlecznym dotacje na przyszły rok. Pół porcji bez słoniny Przetrwały gospodarcze rewolucje i mimo że nie zdobią ich neony, barów nie pokonały amerykańsko-chińskie wynalazki serwowane w trzy minuty. Mógł je jednak pozamykać nielitościwy budżet. Nad barowymi obiadami za grosze zawisła katastrofa. Dotychczas, zgodnie z rozporządzeniem ministra finansów z 1991 roku, dotowano ogólnodostępne zakłady zbiorowego żywienia, serwujące potrawy nabiałowo-mleczno-jarskie. W 2002 r. rząd dołożył do barów 16 mln zł. Miały dostać jeszcze tylko w styczniu 3 mln zł za grudzień. Ludzie się zbuntowali. W warszawskim Barze Uniwersyteckim na Krakowskim Przedmieściu jest niezbyt intymnie. Kolejka wylewa się aż do drzwi, które kłapiąc nieustannie, buchają na zewnątrz ciepłą parą o pomidorowym zapachu. Na miejsca siedzące trzeba często czekać, ale można zjeść przy ścianie. Tu nikt się nie delektuje. – Najbardziej lubię, gdy obsługuje pan Adam, zawsze przyzwoicie przeleje barszczu po brzeg talerza – mówi Wojtek, student historii. – Studiuję

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Bush w roli wyborczej lokomotywy

Republikanie powinni dziękować… CNN, która z terrorystycznego zagrożenia uczyniła serial wzmagający poczucie zagrożenia Amerykanów Korespondencja z Nowego Jorku Nie wyniki ekonomiczne, nie korupcyjne skandale wielkich korporacji ocierające się o gabinet George’a Busha, nie rosnące koszty utrzymania, a potrzeba widzenia kraju potężnym mająca swe źródło w poczuciu zagrożenia po atakach terrorystycznych okazały się decydujące dla konstrukcji amerykańskiego Kongresu we zeszłotygodniowych wyborach. Republikanie zdobyli pełną kontrolę nad dwoma izbami parlamentu. W Izbie Reprezentantów uzyskali 226 miejsca, przy 204 demokratycznych, w Senacie – 51 miejsc, podczas gdy oponenci – 46. „Będziemy tworzyć historię” – zakomunikował rzecznik Białego Domu, Ari Fleisher. W Stanach Zjednoczonych są dwa rodzaje wyborów parlamentarnych. Te zbiegające się z elekcją prezydenta i te w połowie kadencji gospodarza Białego Domu. Jest żelazną regułą, że w wyborach śródkadencyjnych partia prezydencka traci. 5 listopada zdarzył się cud polityczny. Prezydent George Bush uzyskał pełnię władzy pozwalającą na spokojną realizację zamierzeń do końca kadencji oraz otwierającą znakomitą perspektywę skutecznej walki o następną kadencję z rywalem demokratów. Zapewne Alem Gore’em. Sukces przyszedł po niespotykanie kosztownej i intensywnej kampanii wyborczej. Kosztowała ponad miliard dol. Co do intensywności też nie miała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Oskarżam lekarzy

Przez osiem miesięcy ginekolodzy utrzymywali mnie w przekonaniu, że urodzę zdrowe dziecko. Kilkanaście dni przed porodem dowiedziałam się, że moja córeczka nie ma szans na samodzielne życie Codziennie gdy stoję nad grobem mojego dziecka, zastanawiam się, czy tak musiało być. Gdzie popełniłam błąd, dlaczego dostałam się w ręce niekompetentnych lekarzy. Mieszkam w jednej z największych aglomeracji w Polsce, a moją ciążę prowadzono jak w ciemnogrodzie. Miałam prawo do legalnej aborcji, która zaoszczędziłaby cierpień mnie, mojej rodzinie i tej małej kruszynce. Mojej Marysi nic już nie zwróci życia ani nie da drugiej szansy. Ale inne matki, będące w podobnej jak ja sytuacji, mogą zaoszczędzić sobie cierpień. Jeśli będą domagać się od lekarzy rzetelności. Dlatego ja, dziennikarka „Przeglądu”, piszę o sobie. Przed wyrokiem Nie planowaliśmy trzeciego dziecka. Był początek roku, dopiero kilka miesięcy wcześniej wróciłam do pracy po wychowywaniu drugiej córki. Właśnie skończyła dwa latka i absorbowała czas całej rodziny. Starsza córka uczyła się na drugim końcu Polski – wygrała stypendium międzynarodowego gimnazjum. Mąż był od kilku tygodni bezrobotny i bezskutecznie szukał pracy. I wtedy zorientowałam się, że zrobiliśmy sobie noworoczny prezent. 30 stycznia test ciążowy i wizyta u lekarza potwierdziły moje przypuszczenia. Ta data jest istotna dla

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Jak wygrać z Unią?

Hiszpania i Portugalia trzymają się do dziś podstawowej zasady: spory między rządem i opozycją nie mogą rzutować na stosunki z Brukselą „Kontakty z Unią Europejską to zbyt poważna sprawa, aby zostawiać ją wyłącznie rządowi”, twierdzą hiszpańscy działacze lokalni. Nie tylko wszystkie z 17 hiszpańskich regionów i prowincji autonomicznych utrzymują w Brukseli własne przedstawicielstwa dbające o ich interesy, ale od kilku lat również coraz więcej hiszpańskich miast i gmin wysyła na stałe lub tylko w delegację do władz Unii Europejskiej własnych ekspertów, aby pilotowali lokalne projekty, o których sfinansowanie wystąpili do Brukseli. Hiszpanie i Portugalczycy naśladują w tym Włochów – o nich mówi się pół żartem, pół serio, że wysłali do Brukseli wszystkich najbardziej cwanych neapolitańskich adwokatów, aby na miejscu pilnowali włoskich interesów. Hiszpanie zasłynęli w Unii Europejskiej jako skuteczni, dobrze przygotowani negocjatorzy, a renoma ta po akcesji utorowała im drogę do kluczowych stanowisk w Brukseli. Sposoby na Brukselę Manuel Marin, główny hiszpański negocjator trwających prawie sześć i pół roku rokowań akcesyjnych, zakończonych przystąpieniem Hiszpanii 1 stycznia 1986 r. do Wspólnoty, zdradził jakiś czas temu hiszpańskie metody forsowania oporu brukselskich urzędników. – Stosowaliśmy konsekwentnie trzy zasady – mówi ówczesny hiszpański sekretarz stanu ds. Wspólnoty

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Kolor polskiego patriotyzmu

Zapiski polityczne 6 listopada 2002 r. Lada moment ukaże się w księgarniach dwutomowa praca o wielkiej doniosłości historycznej, jednakże zagrożona licznymi zaprzeczeniami i potępieniami smutnych prawd, jakie zawiera. Mówię o „Studiach” i „Dokumentach” wydanych przez Instytut Pamięci Narodowej, jako plon dwuletniej pracy 30 historyków i prawników z IPN, PAN oraz Uniwersytetu w Białymstoku. Rzecz dotyczy masakry Żydów urządzonej zaraz po wejściu wojsk niemieckich na tereny zajęte dwa lata wcześniej przez bolszewików, którzy uciekając w popłochu z terenów dawnej Polski, też urządzili więźniom straszliwą rzeź. Okres wchodzenia armii niemieckiej przebyłem w rejonie opisywanym teraz z inicjatywy IPN, za którą należy się profesorowi Kieresowi i jego współpracownikom gorące podziękowanie, chociaż przypuszczam, iż spotkają ich także sążniste obelgi. Mieszkałem w tamtych stronach wiele miesięcy po cudownym wyjściu z więzienia w Białymstoku, gdzie oskarżony o szpiegostwo spędziłem lato i jesień 1940 roku, a liczyłem sobie wszystkiego 16 niepełnych lat życia. Potem wraz z matką i młodszym bratem ukrywaliśmy się właśnie w okolicach, gdzie dopuszczono się straszliwych zbrodni, teraz dokładnie opisywanych. Ogólnie mówiąc, są to tereny wokół Łomży, Białegostoku, Grajewa. Sprawa nie jest całkiem nowa. Po wojnie sądzono i skazano wiele osób

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Wyciekające tajemnice

Wyznać adwokatowi całą prawdę? Szeptać lekarzowi o wstydliwych przypadłościach? Coraz rzadziej możemy być pewni, że nasze sekrety nie zostaną ujawnione „By żyć szczęśliwie, żyjmy w ukryciu”, mówi maksyma. Ale nic nie mówi i nie słyszy tylko nieboszczyk. Lekarz Kowalskiego wie o jego impotencji, ksiądz przed świętami słucha o tym, że Nowak łamie szóste przykazanie, a adwokat dowiaduje się, czy jego klient zabił, czy nie zabił. Istniejemy w tysiącach głów pracowników rozmaitych instytucji, którzy rozwiązują nasze problemy. Czy nad powierzanymi im sekretami ktoś trzyma pieczę? Sceptycy mówią, że nie ma absolutnych tajemnic, etycy, że Polacy to paple. Według OBOP, w opinii zdecydowanej większości społeczeństwa lekarz, dziennikarz i adwokat to profesje, w których ochrona tajemnicy zawodowej jest niezbędna. Ale społeczne poczucie moralne w tej kwestii, etyka poszczególnych zawodów i ustawodawstwo nie zawsze idą w parze. Czy prawo ma prawo? Gdy Maria Tocka, reporterka łomżyńskich „Kontaktów”, znalazła na Podlasiu chłopca, który zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej, nie wiedziała, że trafi aż do Wojskowej Prokuratury Garnizonowej. – Tuż po ukazaniu się jego opowieści o walkach w Afganistanie zjawili się u mnie funkcjonariusze UOP z odbitym na ksero tekstem – wspomina. – Wszczęto postępowanie. „To sprawa wagi państwowej. Polskie prawo zakazuje służby w obcej armii. Trzeba ujawnić personalia bohatera”, wskazywali na odpowiednie paragrafy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.