Wyciekające tajemnice

Wyciekające tajemnice

Wyznać adwokatowi całą prawdę? Szeptać lekarzowi o wstydliwych przypadłościach? Coraz rzadziej możemy być pewni, że nasze sekrety nie zostaną ujawnione

„By żyć szczęśliwie, żyjmy w ukryciu”, mówi maksyma. Ale nic nie mówi i nie słyszy tylko nieboszczyk. Lekarz Kowalskiego wie o jego impotencji, ksiądz przed świętami słucha o tym, że Nowak łamie szóste przykazanie, a adwokat dowiaduje się, czy jego klient zabił, czy nie zabił.
Istniejemy w tysiącach głów pracowników rozmaitych instytucji, którzy rozwiązują nasze problemy. Czy nad powierzanymi im sekretami ktoś trzyma pieczę? Sceptycy mówią, że nie ma absolutnych tajemnic, etycy, że Polacy to paple. Według OBOP, w opinii zdecydowanej większości społeczeństwa lekarz, dziennikarz i adwokat to profesje, w których ochrona tajemnicy zawodowej jest niezbędna. Ale społeczne poczucie moralne w tej kwestii, etyka poszczególnych zawodów i ustawodawstwo nie zawsze idą w parze.

Czy prawo ma prawo?

Gdy Maria Tocka, reporterka łomżyńskich „Kontaktów”, znalazła na Podlasiu chłopca, który zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej, nie wiedziała, że trafi aż do Wojskowej Prokuratury Garnizonowej. – Tuż po ukazaniu się jego opowieści o walkach w Afganistanie zjawili się u mnie funkcjonariusze UOP z odbitym na ksero tekstem – wspomina. – Wszczęto postępowanie. „To sprawa wagi państwowej. Polskie prawo zakazuje służby w obcej armii. Trzeba ujawnić personalia bohatera”, wskazywali na odpowiednie paragrafy, które usprawiedliwiały złamanie danej chłopakowi obietnicy.
Lekarz, adwokat, dziennikarz „pracują” z wartościami tak szczególnymi jak człowiek, jego prawo do godności. Tu bezwzględna ochrona cudzego sekretu jest najważniejszym punktem etycznego kodeksu i jedyną receptą na zdobycie zaufania. Ale „uchylanie rąbka” ułatwia czasem prawo, ustalając rejestr tajemnic, które wolno ujawnić.
Wewnętrzna niezgodność ustawodawstwa w tym zakresie z zasadami etyki zawodowej to temat drażliwy. Koronnym argumentem organów ścigania domagających się ujawnienia tajemnicy jest tzw. dobro wymiaru sprawiedliwości. Konflikt między prawem prasowym, adwokackim i lekarskim a prokuraturami przybiera ostatnio na sile. Sprzyja temu powszechne poczucie zagrożenia przestępczością zorganizowaną, korupcją czy chorobami cywilizacyjnymi. Zdaniem przedstawicieli tych środowisk zawodowych, obecny stan prawny rodzi obawy o należyte sprawowanie powinności.
Andrzej Goszczyński, dyrektor Obserwatorium Wolności Mediów, twierdzi, że działania organów ścigania naruszają ich wolność. – Zbyt często wzywa się reportera na spytki – tłumaczy. – Wątpliwe jest chociażby powszechne wykorzystywanie jako materiałów dowodowych roboczych nagrań telewizji z rozmaitych demonstracji. A to już wygodnictwo sądów, bo w ten sposób najłatwiej zakończyć sprawę. I choć w większości przypadków jest nielegalne, bywa niestety skuteczne.
– Winię za to nieświadomość ludzką w zakresie, co należy, a co tylko można – mówi prof. Bogdan Michalski z Instytutu Dziennikarstwa UW. – Reporterzy uważają, że jeśli oni nie mają pojęcia o przepisach, to i sąd nie może tego od nich wymagać. A gdyby dobrze znali art. 180 kpk, nie próbowano by robić z nich przedłużenia policji. Przecież niemożliwy byłby reportaż interwencyjny czy kryminalny bez ochrony milczenia.
A jednak „zaproszenie” do procesu przeżył niejeden autor tekstów o szulerach, kieszonkowcach i narkomanach. – Gdy pisałem artykuł o specyficznych hobbystach – opowiada Michalski – pewna pani wyznała, że jej mąż jest kolekcjonerem batów, które wykorzystuje, kładąc nieszczęsną na kozioł. Byli już po rozwodzie. Potem on miał kolejny rozwód, a mnie namawiano do zeznań.
Na dociekliwy wymiar sprawiedliwości, który omija etyczne reguły gry, ostatnimi czasy najbardziej narzekają adwokaci. – Sądy lekką ręką zwalniają ich z milczenia, zwłaszcza w sprawach przestępczości zorganizowanej i afer podatkowych, których ostatnio sporo – mówi Łukasz Czajkowski, prawnik. – Choć od zwolnienia z tajemnicy przysługuje zażalenie, instancje odwoławcze są również bezwzględne. W Prawie o Adwokaturze jest zapis: „o ile przepisy szczegółowe nie stanowią inaczej” – prokuratury rozszerzają go nierzadko według własnego uznania.
A co na to sumienie? – Tajemnica jest tajemnicą – tłumaczy Stanisław Godlewski, adwokat, też wzywany do zeznań przeciw klientowi proszącemu o poradę podatkową. – Nie interesuje mnie, czy rozmawiam z handlarzem papierosami, czy mafiozo. Nie zacieram przecież śladów przestępstwa. Ludzie muszą nam ufać. Jeśli ktoś nie może unieść sekretu, nie musi prowadzić sprawy. Tu liczy się nie tylko wiedza w zakresie przepisów, ale i postawa.
Ale postawę czasem modeluje prawo, ustalając wyjątki od milczenia. Środowisko psychologów, których tajemnica była do niedawna niemal równoznaczna z klauzulą sumienia, jest oburzone nowelizacją z 1998 i 1999 r. – Dziś i oni mogą być brani na spytki – ostrzega Ryszard Taradejna, były dyrektor Departamentu Spraw Obywatelskich w MSWiA. – Czytajmy prawo, jeśli nie chcemy sobie zaszkodzić. Niewiele osób wie, że ustawa zwalnia psychologa z sekretu, gdy jego pacjent ubiega się o pracę z dostępem do tajemnicy państwowej. Wystarczy, że przedstawiciele właściwych służb pokażą stosowny dokument. A przecież to narusza podstawy zaufania do tak ważnej sfery medycyny, która zbiera informacje bynajmniej nie o tym, że boli mnie ręka. Wiedząc o tej furtce, na pewno nie obnażę się przed terapeutą.

Etos regulowany?

Dziennikarz waha się, czy ujawnić niepochlebne informacje o kandydacie na stanowisko wysokiego urzędnika (takich przypadków polityka zna wiele). Psychiatra, który leczy prywatnie policjanta, nie wie, czy wyjawić jego pracodawcy, że nie powinien nosić broni (w Krakowie zdarzył się wypadek, że funkcjonariusz zabił kolegę za to, że tamten kopnął mu kota).
Jak daleko od bezwzględności do absurdu, oportunizmu moralnego powiernika? Kto zobowiązany jest do milczenia po grób? Co z milczenia może zwolnić? Na czym polega uczciwość wobec własnej profesji w sytuacjach szczególnych? Dylemat: dobro jednostki czy ogółu jest stary jak grecka tragedia. Jak więc rozstrzygać niepewności? Prawem, etyką czy po prostu postawą?
– Jako psycholog mogę zastanowić się, co jest wartością: dyskrecja czy zagrożenie życia. Ale tu też rodzą się rozterki – mówi ks. dr hab. Marian Stepulak, psycholog z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, autor książki „Tajemnica zawodowa w relacjach osobowych”. – Przecież zawieram kontrakt terapeutyczny z pacjentem. Jeżeli przychodzi do mnie dziecko, a ja się zobowiązuję do milczenia przed rodzicami, popełniam błąd w sztuce. Ale jeśli się zobowiążę do sekretu przed kobietą, która systematycznie zjawia się pobita? – W tej profesji obowiązuje przecież milczenie nawet na temat tego, co człowiek sobie uświadomi – dodaje dr Tadeusz Maria Zielonka, autor licznych publikacji na temat tajemnicy zawodowej lekarza.
– To delikatny problem – rozkłada ręce ks. prof. Andrzej Szostek, etyk z KUL. – Są sekrety, których wyjawienie jest pożądane, np. padaczka u tramwajarza. Są też sekrety krzywdzące, ocierające się o cudzy dramat.
Życie trudno skodyfikować, stąd moralne dylematy. – Prawo często nie idzie w parze z etyką – ocenia dr Zielonka. – Może jeszcze nie wymagać tego, co wymaga już bezwzględny etos. Zdarza się i odwrotnie. Jedno jest pewne: z każdego punktu widzenia tajemnica zawodowa jako powinność absolutna jest nie do przyjęcia.

Czy kodeksy nas chronią?

Gdy Sebastiana K. przyjęto do giżyckiego szpitala, przyznał się personelowi, że jest nosicielem wirusa HIV. No i na karcie gorączkowej przy łóżku wykaligrafowano czerwonym flamastrem „HIV”. – On wyjawił swój sekret, bo nie chciał krzywdzić innych – matka chłopca ma żal. – Gdy zobaczył drukowany napis, wpadł w szał, wezwano psychologa. Lekarze tłumaczyli mi, że nikt nie czyta informacji na poręczy, że chodziło o dobro innych, że przepraszają. Ale na osiedlu wszyscy na mnie patrzyli.
Przez dwa lata pani Zofia ukrywała chorobę syna nawet przed mężem, teraz wie o niej całe miasto. – Sprawa została umorzona wobec stwierdzenia znikomej szkodliwości czynu – wyjaśnia zastępca prokuratora rejonowego w Giżycku, Jan Wądłowski. – To, co zrobiła dyrektorka szpitala, nie nosi znamion przestępstwa z uwagi na jej pobudki.
– Nikt ze mną nie dyskutował. Trudno cokolwiek wygrać, będąc matką narkomana – urywa pani Zofia.
Czy prawo strzeże tajemnic? W rejestrach sądowych wyroki w sprawach o zdradę cudzego sekretu stanowią znikomy procent, a jeśli nawet są, mają charakter raczej symboliczny, kończą się co najwyżej na upomnieniach lub w najgorszym przypadku naganach. Niewiele jest też przepisów, które karę w ogóle przewidują. Przestępstwa związane z etosem publicznego zaufania wciąż jeszcze traktuje się jako niewinne: nieumyślność, niewiedza, mała szkodliwość – padają najczęściej argumenty. – Kto tak naprawdę nadzoruje i monitoruje prawno-etyczne aspekty sprawowania zawodu? Jak często tajemnica przecieka? – pyta dr Zielonka. – Kogo usunięto z zawodu za jej ujawnienie?
Kto zatem ma pilnować? Rady Adwokackie? Reaktywowane ostatnio Izby Lekarskie? Samorządy zawodowe nie reagują ostracyzmem na nadużycia swoich członków. Przecież nie mają w tym interesu. Poszkodowany nierzadko nawet nie ma prawa strony, bo posiedzenia samorządów są zwykle niejawne. Odpowiedzialność dyscyplinarna okazuje się więc żadna.
A tajemnic zawodowych jest niemal tyle, ile ludzkich problemów. Z czego jednak większość nie zdaje sobie sprawy. Elektryk, który naprawia nam instalację, widzi nasze M3 wzdłuż i wszerz, kierowca słucha rozmów niemal z alkowy, kominiarz, dama „obsługująca” erotycznie w salonie masażu relaksacyjnego… Czy te sekreciki da się upilnować?
– Dyskrecji może strzec wiele regulacji – tłumaczy Ryszard Taradejna. – By jednak z nich korzystać, trzeba je po prostu znać. Istotną zmianę w tym zakresie wprowadził od 1 września 1998 r. nowy kodeks karny, który przewiduje odpowiedzialność za ujawnienie – wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu zobowiązaniu – jakiejkolwiek tajemnicy. Ale musimy wiedzieć, co chcemy chronić. Jeżeli słynny polityk po cichutku kończy kurs obsługi krów dojnych, a wyborcy niekoniecznie muszą mieć podziw dla podobnych namiętności, wystarczy podpisać z drugą stroną zobowiązanie do zachowania tajemnicy (art. 266 kpk), a jej upublicznienie będzie podlegać karze (grzywny lub ograniczenia wolności). Wiedząc to, śmiało możemy nawet wymodelować sobie buty u szewca, aby zatuszować kalectwo i nikt się o nim nie dowie, jeśli o to zadbamy.

Narodowe gadulstwo

„Żeby się para w gębie nie zagrzała”, mawiał Zagłoba, największa papla w naszej literaturze. Szeptanie na ucho w niezwykłej konfidencji z zastrzeżeniem: „Tylko tobie mówię” to rozpowszechniony zwyczaj. Nie należymy do narodów dyskretnych, a sensacyjne tajemnice poliszynela w rodzaju „nikt nie zdradził, a wszyscy wiedzą” są wciąż naszą przywarą. Stary system długie lata odbierał nam intymność, spełniając rolę dzisiejszego Wielkiego Brata. Zmuszał do paplania, bo na tej podstawie nagradzano lub karano. – Nasz brak poszanowania prywatności to m.in. pokłosie tamtego myślenia – konkluduje prof. Zbigniew Zaleski, dziekan Wydziału Nauk Społecznych KUL, autor książki „Psychologia własności i prywatności”. – Kiedyś władza miała swoje prawa, by wejść nam w życie z buciorami. Stare nawyki nie umierają szybko. Dziś poluje się na prywatność, bo człowiek odarty z niej jest słaby. Interesuje nas, kto skorzystał z banku spermy, kto z kredytu, kto u jakiego lekarza się leczy. Za tą wiedzą stoją często finansowe korzyści. Wykrada się pomysły, bazy danych, uprawia szantaż. – Istnieje olbrzymia przepaść między ustawodawstwem, które nie odbiega od europejskiego, a polską obyczajowością – ocenia dr Zielonka. – To wciąż dwa odległe światy. Ale najczęściej rzecz wynika nie ze złej woli, a z powierzchownej lub żadnej znajomości prawa. W Polsce rozpowszechniony jest zwyczaj dyskutowania o rokowaniach i chorobie bardziej z rodziną niż z pacjentem, bez pytania go o zgodę. Wywiady zbiera się od chorych na wieloosobowej sali, lekarz opowiada o przypadłościach Kowalskiego kolegom, nie zważając na to, czy konsultuje, czy tylko plotkuje. A pielęgniarki klepią niemal wszystko u cioci na imieninach, nie zdając sobie sprawy, że nawet ujawnienie informacji o ciąży może dziś spowodować utratę pracy. Kto pozwala na modne obecnie informowanie opinii publicznej o chorobach swych sławnych pacjentów? Ustawowe „pozamykanie biurek” też nic tu nie da, bo nikt w praktyce nie zastanawia się, kto może przeglądać historię choroby. – Kiedyś przyszedł do mnie staruszek na badania – opowiada lekarka z mokotowskiej przychodni. – Prosił, żeby nic nie mówić synowej, bo to będzie dla niej argument, by go posłać do domu „szczęśliwej starości”. Była oburzona, kiedy powołałam się na tajemnicę zawodową.
– Jako naród odznaczamy się wiejską bezmyślnością w sprawach poszanowania osoby – mówi prof. Zbigniew Szawarski, etyk z Uniwersytetu Warszawskiego. – W Anglii nie można nawet wysyłać faksu z danymi pacjenta. To tabu. U nas natomiast nikt nie patrzy, czy to wyniki badań genetycznych, czy diagnoza psychiatry. A przecież po drugiej stronie zamiast konsultanta może stać sekretarka, goniec albo sprzątaczka. Podobnie w banku, gdzie przy okienku jeden petent tłoczy się na drugim, a nie wiadomo, jakie kto ma intencje.
– Wracam często pociągiem z rozmaitych konferencji psychologów – dodaje ks. Stepulak. – W przedziałach kolejowych można się wiele dowiedzieć o intymnych przypadłościach pacjentów.
Lista bezmyślnych zachowań jest długa. Czasem szkodzimy samym sobie. Ot, chociażby przedsiębiorstwa. – W większości z nich ochrona składa się z kilku panów na emeryturze, sprawdzających w bramie przepustki i wydających klucze – ocenia Ryszard Taradejna. – Tajność jest dla właścicieli firm wciąż pojęciem abstrakcyjnym. – A czego można u mnie szukać? – mówi jeden z prezesów małego zakładu przetwórstwa owoców i warzyw. – Technologii produkcji wina z siarką? Sekretarki wynoszą na dyskietkach, co im się podoba, a w gazecie informujemy wszystkich, w jakim systemie komputerowym pracujemy, gdy dajemy ogłoszenie o wakacie. Ile służbowych tajemnic kryją czasem osobiste komputery lub papierki walające się po szufladach biurek?
O szacunku dla sekretu nikt oprócz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego chyba w Polsce nie myśli.

W konfesjonał jak w studnię

Ponoć grób, studnia i spowiadający ksiądz to jedyni milczący powiernicy. Można polemizować, czy tajemnica spowiedzi wynika ze sprawowania zawodu. Trudno przełożyć sakramentalną bezwzględność na język sądownictwa. Tu zdrada jest najwyższym rodzajem świętokradztwa, podlega karze wymierzanej przez Stolicę Apostolską, niezależnie od tego, czy sekret z konfesjonału ujawniono celowo, czy niechcący.
Księża nawet się skarżą, że niektórzy grzesznicy spowiedzią zamykają im usta, idąc do konfesjonału w obawie, że ktoś zechce przesłuchać duchownego jako członka parafii.
Niewierzący zarzucają Kościołowi, że zapewniając dyskrecję złodziejom i mordercom, chroni winnych, bo jedyne, co może zrobić kapłan, to nie zapukać w konfesjonał. – To pieczęć sakramentalna. Ustanowiły ją Katechizm Kościoła Katolickiego i tradycja – tłumaczy ksiądz prof. Andrzej Szostek. – Nawet najszlachetniejsze pobudki nie zwalniają duchownego z sekretu.
Tajemnica spowiedzi jest bezwzględna, dlatego dylematy z nią związane czasem ocierają się o dramat. – Kiedyś szeptała mi dziewczynka, że przyrodni brat ją dotyka – zwierza się proszący o anonimowość ksiądz z małej parafii w powiecie chełmskim. – Jąkając się, nieporadnie szukała słów, żeby opisać grzech, który traktowała jak swój. W jej niedorosłym słowniku jeszcze ich nie było. Zaciskałem pięści pod sutanną, bo konfesjonałem zasznurowała mi usta. Mam poczucie winy, że przez bezwzględność sakramentu ochraniam zboczeńca? Ale to dziecko zwierzyło się Bogu, nie mamie. Ja jestem pośrednikiem.
– Konfesjonał to nie miejsce na terapię – rozkłada ręce ks. Stepulak. – Choć czasem cierpimy naprawdę, ta posługa nie dopuszcza wyjątków. Gdybym poznał sekret poza sakramentem…
Nawet sąd honoruje sacrum, zakazując przepytywać księży jako świadków. Gdyby wręcz zechcieli zeznawać, nie mogą stanowić dowodu w sprawie.
Choć wiedza z konfesjonału kusi. Jacek P., szpitalny kapelan, nie zapomni długich rozmów z umierającym Arkadiuszem Z., policjantem postrzelonym podczas pościgu przez kolegę z patrolu. Wzywany przez warszawski sąd rejonowy milczał, pozostawiając prokuraturze nierozwiązaną zagadkę.

Sekret do dyskusji

Dyskusja poświęcona tajemnicy zawodowej powraca co jakiś czas. Potrzeba tworzenia kodeksów etycznych jest zwykle wprost proporcjonalna do upadku obyczajów. Z jednej strony, przyczyną jest kryzys moralności, z drugiej, walka o posiadanie informacji w czasach konkurencji, komercjalizacji, potrzeby szybkiego dorobienia się (od sprzedawania informacji o zgonach począwszy) i niebezpieczeństw związanych z terrorem. – Wgląd w ludzkie sekrety jest czasem za duży. Ale czy tajemnicę można absolutyzować? – pyta prof. Adam Zieliński, b. rzecznik praw obywatelskich. – Ten tort musi być pokrojony na kawałki stosownie do specyfiki poszczególnych profesji. Patrząc przez pryzmat ostatnich wydarzeń, widzę potrzebę długiej dyskusji na temat praw do intymności. To będzie trudna dyskusja, bo dotyka coraz częściej problemów tajności, ludzkich, nie zawsze bezpiecznych intencji. Jak rozwiązać konflikt między wielką wartością, jaką jest informacja o człowieku, a uchronieniem się przed pułapkami, które zastawia człowiek mający do tej intymności prawo? Trzeba ją szanować, ale nie można absolutną bezwzględnością zagrażać.
Trudno zdefiniować, gdzie są granice prywatności w obliczu zagrożenia dla grupy. Nie przypadkiem społeczeństwo ma obawy, czy chronić pewne sekrety. Najmniej optuje się za bezwzględnością tajemnicy adwokackiej. Zapewne niemałą rolę odgrywa tu strach przed osłanianiem przestępczości zorganizowanej. Poza tym mniej ufa się palestrze po tym, jak mieszając się w poważne afery ostatnich lat, pokalała swój etos.
Z drugiej strony, trudno ustalać, dyskutować i regulować. Łapczywość na sekrety jest po prostu wpisana w ludzką naturę. Zachodzimy w głowę, za co sąsiad kupił takie auto, ale sami nie puścimy pary z ust, że wzięliśmy duży kredyt. – Wszyscy lubią wszystko wiedzieć, choć nie każdy zdaje sobie sprawę, że mówiąc o innych, mówimy po prostu o sobie – dodaje dr Izabela Krejtz, pracownik Instytutu Psychologii PAN i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Paplanie jest formą komunikowania się, służy podtrzymywaniu kontaktów lub eliminowaniu przeciwników.
Etycy zapewniają, że choć każdy ma swoje sekreciki, wszyscy boimy się ośmieszenia, porównań i kary. Naprawdę nikt nie jest oryginalny.


Kto jest zobowiązany do dyskrecji?
Tajemnice, których przestrzegania domaga się prawo:
przedsiębiorstwa, handlowa, bankowa, maklerska, statystyczna, kontroli państwowej, wynalazcza, autorska, adwokacka, radcowska, notarialna, komornika sądowego, doradcy podatkowego, biegłego rewidenta, rzeczoznawców majątkowych, pośredników w obrocie nieruchomościami, funduszy inwestycyjnych, ksiąg rachunkowych, postępowania antymonopolowego, lekarska, skarbowa, pomocy społecznej, postępowania celnego, dziennikarska, spowiedzi, geologiczna i geodezyjna, służby więziennej oraz żołnierzy zawodowych.
Prawo chroni również m.in.: tajemnice akt stanu cywilnego, korespondencji i telekomunikacji, świadka koronnego, osób przebywających w zakładach karnych i detektywów.
(za Ryszardem i Małgorzatą Taradejnami: „Tajemnica państwowa i inne tajemnice chroniące interesy państwa i obywateli”)


Tajemnica w kodeksie
* Problem tajemnic reguluje w Polsce ponad 100 ustaw.
* Art. 180 kpk mówi, że osoby obowiązane do zachowania tajemnicy adwokackiej, lekarskiej lub dziennikarskiej mogą być przesłuchane co do faktów objętych tą tajemnicą tylko wtedy, gdy jest to niezbędne dla dobra wymiaru sprawiedliwości, a okoliczność nie może być ustalona na podstawie innego dowodu;
* Od 1 września 1998 r. obowiązuje nowy kodeks karny, który przewiduje odpowiedzialność karną we wszystkich przypadkach, gdy w ustawie zapisano wymóg dochowania tajemnicy, a nie przewidziano kary za jej złamanie.


Sekret w definicji
Marian Stepulak w książce „Tajemnica zawodowa w relacjach osobowych” wyróżnia cztery stopnie sekretu:
1. Przyrzeczony – psycholog dowiedział się już o tajemnicy, ale obiecuje dyskrecję.
2. Powierzony – penitent, zanim zacznie się zwierzać, prosi o dochowanie sekretu. To właściwa definicja tajemnicy zawodowej.
3. Naturalny – wszyscy do niej jesteśmy zobowiązani, jeśli złamanie tabu narusza czyjeś dobro.
4. Roztropnościowy – gdy radzimy koledze: „Uważaj, nie pożyczaj Zdzichowi pieniędzy”.


„Cokolwiek podczas spełniania obowiązków zawodu mojego, a nawet poza obrębem czynności lekarskich, w życiu ludzkim zobaczyłbym lub usłyszał, co rozgłaszanym być nie potrzebuje, przechowam w milczeniu, nigdy nikomu nie wydając tego”.
(z przysięgi Hipokratesa)

 

 

Wydanie: 2002, 45/2002

Kategorie: Obserwacje
Tagi: Edyta Gietka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy