01/2004

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Notes dyplomatyczny

Ponieważ mamy tydzień przedświąteczny, MSZ nie pracuje. Podobnie zresztą jak większość polskich urzędów. Ministerstwo nie pracuje, bo odbywają się spotkania wigilijne. To jest nowy świecki zwyczaj, obecny w MSZ od roku 1989. Wcześniej, za PRL-u, było tak, że Wigilii nie obchodzono, za to świętowano Nowy Rok. O 10.00 minister składał życzenia zastępcom i dyrektorom, o 11.00 rozpoczynały się spotkania w departamentach. Tak było przyjęte, MSZ-owscy urzędnicy demonstrowali swój ateizm, nawet jeśli co poniektórzy z nich byli wierzący. Zresztą w tym względzie niewiele się zmieniło, dziś zamiast Nowego Roku obchodzona jest Wigilia, łamanie się opłatkiem, a urzędnicy demonstrują wiarę, nawet jeżeli są niewierzący. W tym roku MSZ-owska Wigilia wypadła w poniedziałek. To efekt kalendarza: we wtorek jest posiedzenie rządu, po którym minister Cimoszewicz udaje się na urlop, więc czas na spotkania i życzenia jest tylko w pierwszym dniu tygodnia. Zresztą na urlop jedzie nie tylko on – bo i wiceministrowie Truszczyński, Zaleski i Załucki. Na świąteczno-noworoczną przerwę zostaną w MSZ wiceminister Rotfeld i dwaj nowi podsekretarze stanu: Najar i Wolski… Ale wracając do Wigilii – patrząc z dołu, jest ona zawsze organizowana na szczeblu departamentu (szczebel wyżej, do wiceministra lub ministra, chodzą tylko dyrektorzy). Są więc chipsy i orzeszki, parę butelek wina

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

W każdym kątku po dzieciątku

Gmina Słopnice szczyci się największym przyrostem naturalnym w Polsce W tym samym punkcie, otoczonym płotem, żyją od pokoleń. Dokładnie tu, na miejscu murowanego domu, jeszcze 20 lat temu stała licha chałupa, ojcowizna Zofii Golińskiej. A wcześniej chatynka z glinianą podłogą, gdzie wśród dziesięciorga rodzeństwa urodziła się jej matka, Stanisława, której przekazano domostwo. I wcześniej… Piętrowy dom wolno rośnie w górę drewnianymi schodami. Góra czeka na dzieci. Dokończy to, które zostanie przy ojcach. A jak zostanie więcej niż jedno, podzielą ziemię na mniejsze poletka i postawiają nowe domy. Tak w Słopnicach było zawsze. – Jest dla kogo robić – Zofia Golińska spogląda na swoją siódemkę. – Trzeba łożyć i w pracy nie ustawać. Żeby tylko wyuczyć, wypuścić, dać wędkę, żeby poszły w świat rozumne. Niby zwyczajną podlimanowską gminę, z domkami wzdłuż ulicy, ojczyzna powinna nosić na ramionach. Z wdzięczności dla słopnickich matek, których nie „ucywilizowały” jeszcze kolorowe magazyny, krzyczące o kobiecych karierach. Matki ze Słopnic znają swoje powołanie. Tu rodzina jest dorobkiem, nie majątki, dlatego wieś od lat szczyci się jednym z największych wskaźników przyrostu naturalnego w kraju (w 2002 r., na tysiąc mieszkańców, w skali kraju wynosił on -0,1,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Blog

Parobki Leppera

Przybieżeli mu do żłobu. Adorować, zwiastować jego narodziny. Władcy. Bieży stadko dziennikarskie. Sfora z kolorowych gazet. Duże zdjęcia, duże tytuły, małe artykuły. Takie rozszerzone podpisy pod zdjęcia większe lub mniejsze. Sfora zajadła na establiszment, zwłaszcza polityczny. Na nową klasę panującą. Na parlament. Bo skoro parlament ma tak niskie notowania, to nawet koza dziennikarska może nań skoczyć. A co dopiero brytany dziennikarskie. Warczące na parlamentarzystów, że za dużo zarabiają. Że nie siedzą na sali plenarnej, bo siedzą na posiedzeniach komisji, że nie siedzą na posiedzeniach komisji, bo siedzą na plenarnych, że nie spotykają się ze społeczeństwem, bo siedzą w Sejmie, że dają się lobbować, że nie dają się lobbować tym, którym powinni się dawać, że uchwalają za dużo, że uchwalają za mało, że robią dobrze biznesmenom, że robią źle biznesmenom, że nie szanują ludu pracującego miast i wsi, że idą na populizm i ludowi schlebiają, że smarkają, źle się ubierają i w ogóle cały ten parlament należałoby najlepiej obcieńkować albo posłać do wszystkich rokit, bo wtedy rządy ludzi uczciwych, ludzi twardej ręki. Bo to się teraz ludowi spracowanemu, ciężko pracującemu bardzo podoba. Lubi lud to walenie w establiszment, w te „chore demokracje” i nawet złotówkę na gazety wyda. Bieży do żłobu stadko polityczne. Już, już prawie są. Już, już. Tak już, że już przyszłe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Krajobraz po Saddamie

Pojmanie Husajna nie przyniesie Amerykanom korzyści Iracki dyktator Saddam Husajn poddał się bez walki. Miał pistolet i dwa kałasznikowy, ale nie sięgnął po broń. Amerykańscy żołnierze wywlekli go z podziemnej kryjówki w okolicach Tikritu jak szczura. W ciasnej norze znaleziono brudną bieliznę, nieumyte naczynia, kiełbaski i batoniki. Nie było tam jednak broni masowej zagłady czy notesu z numerem telefonu bin Ladena. Brudny, zarośnięty, zmęczony despota, który ongiś uważał się za nowego Saladyna i budził trwogę na całym Bliskim Wschodzie, nie mógł upaść niżej. 66-letni Husajn został pokazany w telewizji w chwili, gdy amerykański lekarz pobiera mu z ust próbkę śliny. Watykański kardynał Renato Martino wyraził współczucie dla obalonego prezydenta, którego potraktowano, „jak gdyby był krową”. W Bagdadzie i na ulicach Basry szyici demonstrowali swą radość z żałosnego losu Saddama. W Faludży, Ramadi i Mosulu mieszkańcy wystąpili w jego obronie. Doszło do zamieszek. Amerykańscy żołnierze otworzyli ogień, zabijając siedmiu manifestantów. W centrum Faludży trzeba było rozmieścić 30 ciężkich czołgów Abrams i 300 amerykańskich żołnierzy. „Nie możemy pozwolić, aby ludzie chodzili, całując portrety Saddama”, tłumaczył te środki ostrożności ppłk Steven Russel. Prezydent George W. Bush triumfuje. Jako pogromca „rzeźnika

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Zdążył przed Kulikowem

Z dużym zgorszeniem patrzyłem na kolejne wybryki młodych republikanów, którzy w dniu rocznicy stanu wojennego pajacowali przed willą Prezydenta Jaruzelskiego na Mokotowie. Głuptaki, nie zdają sobie sprawy z oczywistego dla wielu ludzi w Polsce faktu, iż sporo z tych pajaców nigdy by zapewne się nie urodziło, gdyby nie właśnie stan wojenny, który uratował życie ich rodziców, a te świeczki, które z głupawymi minami palą na ul. Ikara, musiałyby płonąć na niezliczonych grobach solidarnościowców poległych od sowieckich kul. Wróciłem świeżo z Rosji i tam spotkałem ludzi, którzy niejedno mi opowiedzieli o możliwym przebiegu interwencji sowieckiej, gdyż pełnili w tym czasie „stosowne” funkcje kontrolno-obserwacyjne na terenie państwa polskiego. Nie mamy i – jak sądzę – wcale nie chcemy mieć prawdziwej historii przełomu ustrojowego z lat 80. Nasi utytułowani profesorskimi zaszczytami autorzy opisujący tamte lata to raczej eseiści polityczni o prawicowych poglądach i minimalnej dociekliwości historycznej. Nie należę do wielbicieli stanu wojennego, gdyż omal nie przypłaciłem go życiem. Kosztowały mnie te igraszki polityczne Polaków dość drogo, gdyż doznałem na dziedzińcu więzienia w Białołęce zawału serca i gdyby nie życzliwa pomoc prowadzonego wraz ze mną Stefana Kawalca i pewnego strażnika więziennego pewnie bym tam, na tym dziedzińcu, pozostał aż do czasu usunięcia moich zwłok. Strażnik odebrał mi ciężki bagaż, który musiałem dźwigać

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bieg po koloratki

W 2003 roku do seminariów w Polsce zgłosiło się 1438 kandydatów. Tylu powołań nie było nigdzie na świecie Sutanna i habit nie dają już automatycznie punktów preferencyjnych, jak to było w Polsce jeszcze 10 lat temu. – Duchowny ma u nas wciąż wyższe notowania niż w USA czy we Francji. Ale jeśli ktoś dzisiaj w naszym kraju „idzie na księdza”, licząc na wysoki status społeczny, bardzo się zdziwi – mówi młody jezuita Artur Demkowicz, który studiuje w warszawskim Bobolanum, a jakiś czas uczył się w Dallas. „Stary, czy cię pogięło?!”, tak byli koledzy Marcina Durasiewicza, z którymi pracował w warsztacie samochodowym w Radomiu, zareagowali na wieść, że wstąpił do seminarium. Nie wszyscy przyjęli to w ten sposób. Któryś z dawnych kumpli skomentował: „Jak chcesz, stary, ustawić się i mieć kasę, to dobrze wybrałeś!”. Młodzież gremialnie wstępuje do seminariów. Jedną z przyczyn może być obserwowany w Europie nawrót duchowości. Wobec zalewu konsumpcyjnego materializmu ludzie poszukują duchowego spełnienia. Mają do czynienia z mnogością propozycji, łącznie z New Age. Połowa z tych, którzy rozpoczynają naukę w seminariach, odchodzi. Czasami nie tylko z uczelni, ale i z Kościoła. Ksiądz na tle społeczeństwa Takiej liczby powołań do kapłaństwa nie odnotowano w żadnym kraju katolickim świata. Według danych Konferencji Rektoratów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Apokalipsa

Przyszłość naszego świata, zwłaszcza polityczna, nie daje się przewidzieć nawet w perspektywie kilkudziesięciu lat. Natomiast przyszłość mierzona milionami lat może już być dosyć dokładnie oszacowana. Amerykański uczony Jeffrey Kargel wraz ze swoim zespołem dokonał komputerowej symulacji dziejów Ziemi, aż do jej całkowitej i nieuniknionej zagłady, oddalonej o siedem i pół miliarda lat od naszych dni. Nadzwyczaj poważne i groźne dla wszelkiego życia przemiany nastąpią na Ziemi znacznie wcześniej. Jak nam wiadomo dzięki postępom geologii, losami stałych lądów zarządza tak zwana tektonika płyt. Całkowita nieruchomość wszystkich kontynentów jest tylko złudzeniem, spowodowanym krótkością życia ludzkiego, jak również naszej cywilizacji. Poszczególne płyty kontynentalne są w samej rzeczy zanurzone w magmie, nagrzewanej aż do roztopienia przez radioaktywność ziemskiego wnętrza i zachowują się zgodnie z prawami hydrodynamiki. Im głębiej są takie płyty zanurzone, tym wyższe mogą na nich powstawać góry. Zachodzi to w przypadku Himalajów, ponieważ na południową część kontynentu azjatyckiego napiera płyta zmierzająca z południa, od równika. Z kolei obie Ameryki oddalają się od Eurazji w tempie prawie dokładnie odpowiadającym szybkości, z jaką rosną nam paznokcie. Równocześnie kontynent afrykański posuwa się na północ i za pięćdziesiąt milionów lat zlikwiduje, ponieważ

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Nauczyłem się w życiu nie pękać

Antoni Piechniczek: – Najważniejsze, że byłem tym pierwszym, który powiedział piłkarzom „nie” Raz wywalczył trzecie miejsce na świecie, dwa razy awansował z polską reprezentacją do finałów mistrzostw świata. Drugi obok Kazimierza Górskiego najwybitniejszy polski szkoleniowiec w historii futbolu. Ślązak, który ani nie obnosi się ze swą śląskością, ani nie ma z jej powodu kompleksów. Mieszkał razem z dziadkami i matką w kamienicy przy Wrocławskiej w Chorzowie Batorym, gdzie asfalt wylano dopiero wtedy, gdy do miejscowej huty miał przyjechać Władysław Gomułka. Na pierwszą komunię dostał od mamy „Trylogię”, a od proboszcza „Pana Tadeusza”. Jako dzieciak prosił, żeby go ktoś wprowadził na mecz ukochanego Ruchu. Celebruje święta, jego dzieci chodziły na roraty i majowe. Był piłkarzem, skończył w stolicy AWF, ale wrócił w swoje strony. Żaden inny polski szkoleniowiec nie może mu dorównać wynikami, biorąc pod uwagę pracę z reprezentacją w kraju i za granicą. W ostatnich wyborach został radnym Sejmiku Śląskiego. Nie jestem szowinistą Nigdy nie był ulubieńcem mediów ze stolicy. Nie był człowiekiem warszawki, sprawnie poruszającym się po salonach, mającym swoją grupę zaufanych dziennikarzy. Mógł czytać „Traktat o dobrej robocie” Kotarbińskiego i udowadniać tę robotę w praktyce, ale nie wszystkim pasował, tak jak i dzisiaj nie wszystkim pasuje. Wielkie nagonki przeżył przynajmniej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Prezenty

Okres gwiazdkowy jest czasem prezentów. Nie mówię tu o prezentach, które w rodzinach kładziemy sobie pod choinką, bo z tym jest kiepsko. Mimo że wielkie magazyny już w listopadzie udekorowały się na święta, a wielkie firmy wydały miliony złotych na wtykane nam przy każdej okazji druki reklamowe, namawiające do świątecznego kupowania, w „świątyniach konsumpcji” – jak nazywa je w swojej książce „Magiczny świat konsumpcji” George Ritzer (warto kupić pod choinkę co inteligentniejszym znajomym!) – nastrój panuje raczej smętny, a ekspedientki z nostalgią wspominają te tłumy, które odwiedzały ich sklepy dwa albo trzy lata temu. Nie ma się czemu dziwić. Przecież nawet tu muszą docierać jakieś echa faktów, o których czytamy w gazetach, a więc chociażby wzrostu liczby rodzin żyjących poniżej progu ubóstwa, a także spadku wartości złotówki wobec euro, co sprawia, że obiektywnie mamy teraz mniej pieniędzy w kieszeni. Ale mówmy o prezentach wielkich, które przed Bożym Narodzeniem otrzymały państwa, rządy, politycy. Niewątpliwie największy prezent otrzymał przed Gwiazdką prezydent George Bush i jego administracja, w postaci schwytania w Iraku Saddama Husajna. Krytycy amerykańskiej „wojny z terroryzmem” co jakiś czas podśmiewali się w żywe oczy, że pomimo dwóch wojen i tysięcy ofiar nie udało się pojmać dwóch

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

W sztuce nie ma miejsca na moralność

Od młodości lubię literaturę erotyczną. Wbrew pozorom jest to bardzo trudna literatura Mario Vargas Llosa – Napisał pan wiele książek zaangażowanych w sprawy społeczne, ma pan opinię pisarza zaangażowanego. Jednak w ostatnich latach przed sprawy społeczne w pana twórczości wysuwa się erotyka. – Być może, z wiekiem proporcje moich zainteresowań się odwróciły… Choć od młodości lubię literaturę erotyczną. Wbrew pozorom, jest to bardzo trudna literatura – to znaczy dobra literatura erotyczna. – Czyli jaka? – Nieopisująca zbyt szczegółowo scen seksualnych, nieocierająca się o wulgarność, pozwalająca uruchomić wyobraźnię, tworząca specyficzną erotyczną atmosferę. Niemonotonna, unikająca powtórzeń. I wiarygodna. – O pana najnowszej powieści „Raj tuż za rogiem”, której jednym z bohaterów jest malarz Paul Gaugin, poszukiwacz przygód erotycznych, krytycy napisali, że „rozbuchany seks jest dla niego źródłem siły witalnej i twórczej inspiracji”. W przypadku tej książki pierwszy warunek – by nie opisywać seksu zbyt szczegółowo – nie został spełniony. – Ale to jest uzasadnione. Czytałem wiele książek o Gauginie, on naprawdę był uzależniony od seksu. Możliwe, że dzisiaj nazwano by go seksoholikiem. Pozwoliłem sobie na śmiałe opisy, aby oddać wiarygodność tej – autentycznej przecież – postaci. –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.