39/2007

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Najazd PiS-jonarzy

Główną troską Urbańskiego jest to, żeby program podobał się Jarosławowi Kaczyńskiemu Nie oszukujmy się, obecny stan mediów publicznych to nie jest efekt przypadku, lecz świadomej gry. Ich przejęcie było pierwszą akcją PiS po wyborach, ustawę zmieniającą skład Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przeprowadzono przez Sejm w trybie ekspresowym, tak żeby zdążyć jeszcze przed końcem roku 2005. Potem prezesem TVP został Bronisław Wildstein, decyzja o tej nominacji zapadła po jego rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim. Wildstein miał zrobić „porządek” w TVP i zrobił, wyrzucając dziennikarzy i dyrektorów programów. I pilnując, by nie było emisji tak niesłusznych filmów jak „Stawka większa niż życie” czy „Czterej pancerni i pies”. Jarosław Kaczyński dał, Jarosław Kaczyński wziął. Szef PiS uznał w pewnym momencie, że Wildstein nie spełnia jego oczekiwań, więc Rada Nadzorcza TVP wymieniła go na Andrzeja Urbańskiego. Prezes obiecuje Urbański był z Kaczyńskimi jeszcze w czasach PC, był wtedy m. in. redaktorem naczelnym „Expressu Wieczornego”, który to tytuł partia ta otrzymała od Komisji Likwidacyjnej RSW. Potem miał długi polityczny flirt z liberałami, by ostatecznie znaleźć się u boku Lecha Kaczyńskiego i przygotować go do batalii o fotel prezydenta Warszawy w wyborach samorządowych w 2002 roku. A trzy lata później do batalii o prezydenturę Rzeczypospolitej.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Kogo boi się Kaczyński

Agora, TVN, Polsat solą w oku liderów PiS Bez echa minęła zapowiedź pozwu o ochronę dóbr osobistych wydającej „Gazetę Wyborczą” spółki Agora przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu. Premier w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” stwierdził, iż „związki finansowe Agory z układem oligarchicznym w Polsce też istnieją”, co wzburzyło reprezentującego interesy prawne spółki mecenasa Piotra Rogowskiego. Podobnie rzecz się ma z przeciekami na temat niejasnych związków właścicieli: Polsatu – Zygmunta Solorza oraz ITI – Jana Wejcherta i Mariusza Waltera ze służbami specjalnymi PRL. O których podobno ma być obszernie w drugiej części raportu z likwidacji WSI przygotowanej przez Antoniego Macierewicza. Z rozmów, które prowadziłem z politykami Prawa i Sprawiedliwości, wynika, że kierownictwo partii i rządu bardzo interesuje się historią i dniem dzisiejszym finansów największych polskich koncernów medialnych, upatrując w tym „miękkie podbrzusze” prasowych i telewizyjnych „oligarchów”. Idź za pieniądzem 11 września br. radio RMF FM podało, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego bada okoliczności wydania koncesji dla telewizji Polsat. – Przekazałam dokumenty dotyczące Polsatu z 1994 r. To były notatki UOP. Uznałam, że zawierają interesujące informacje z uwagi na bezpieczeństwo państwa. Jedna z nich podważała podstawy finansowe działalności Zygmunta Solorza, a druga mówiła, że dysponuje on pieniędzmi mafii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Dyplomatyka i łowy

Tak jak było do przewidzenia, po rozwiązaniu Sejmu bez poczekania na możliwość powołania komisji śledczych i rozliczenia rządu z dwóch lat sprawowania władzy, w szczególności z posługiwania się służbami specjalnymi i prokuraturą do bieżącej walki politycznej, inicjatywę przejęło PiS. Nic też dziwnego, że w sondażach nie ustępuje ono Platformie i jeśli nawet przegra wybory, to nieznacznie. Na tyle nieznacznie, że PO swoje hasło odsunięcia PiS od władzy zmuszona będzie realizować w koalicji z… PiS. A jak wygra PiS (czego wykluczyć nie można, co więcej, jest to niestety dość prawdopodobne)? Tak czy owak grozi nam koalicja PO-PiS lub PiS-PO. Platforma wyjdzie na tym jak Zabłocki na mydle, ponieważ PiS – jak już pokazało w tej skróconej kadencji – jest polityczną modliszką, skutecznie zjadającą partnera. Platforma chwali się sukcesami: a to przeszedł do niej i z jej list startować będzie Bogdan Borusewicz (zwany w zależności od orientacji politycznej nazywających „Bombą” lub „Zmokniętym kapiszonem”), a to poseł Mężydło, a to nawet sam Radek Sikorski, który – jak się okazuje – swego czasu nie był w Afganistanie jako korespondent, jak dotąd sądzono, ale jako wojownik czynnie dający odpór armii sowieckiej. Nie przełożyło się to na procenty poparcia. Tymczasem do parlamentu nie kandyduje Jan Rokita.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Blog

Knebel na media!

Za najważniejsze wydarzenie ostatnich dni uważam to, co stało się w Polsacie. Ono ze względu na perspektywę, którą ukrywa, jest ważniejsze niż polityczne pląsy małżeństwa Rokitów czy dziwadła Millera pokąsanego przez pychę i żądzę zemsty. Najpierw jednak kilka zdań o nich właśnie. Wycofanie się Rokity Platformie nie zaszkodziło, o czym świadczą dwa sondaże popularności PO przeprowadzone po jego decyzji. Przypuszczam, że Rokita liczył, że sondaże będą gorsze i pokażą jego wyborczą wagę, i zapewne bardzo się nimi zmartwił. Platforma teraz wie, że pozbyła się nie tyle perły, co kuli u nogi. Oby potrafiła to wykorzystać, stając się anty-PiS, a nie PiS inaczej, partią Polski Zachodu, w zdecydowanej opozycji do wciskanego nam tu ze Wschodu putinizmu, partią, która obroni Polskę przed skuciem w PiS-owskie obrączki, która zapobiegnie zmarnotrawieniu obecnej świetnej koniunktury, będącej skutkiem wejścia do Unii Europejskiej, i która zapobiegnie postawieniu Polski, tak czy inaczej, poza Unią, bo do tego doprowadzi polityka Kaczyńskich. Miller uległ demonom, które tkwią w nim od dawna i które zniszczyły największą szansę, jaką dostał w roku 2001. Te demony to pycha i zemsta, jej siostrzenica. Po roku 2001 tak się mścił na prawicy, tak odzyskiwał III RP dla dawnych towarzyszy i tak bronił Polski Ludowej, że walnie dopomógł pojawieniu się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Targujmy się!

Zamiast rezygnować z zakupów, lepiej powalczyć o niższą cenę O tym, że targowanie może się opłacać bardziej niż oszczędzanie, Damian Rożek, trener biznesowy z Warszawy, przekonał się podczas budowy domu. Lista materiałów do kupienia była naprawdę długa, a koszty wysokie. Damian, który sam pracuje w handlu, doskonale wie, że takich pieniędzy nie wydaje się bez walki. – Pojechałem do Leroy Merlin i poprosiłem o rozmowę z kierownikiem sklepu – opowiada Rożek. – Powiedziałem, że chcę u niego wydać pół miliona złotych i zapytałem, jakie zniżki ma mi do zaoferowania. Kierownik okazał się otwarty na negocjacje. Zamiast jednego upustu zaproponował oddzielne rabaty na poszczególne produkty. W niektórych wypadkach sięgnęły one nawet 45% ceny wyjściowej. W ten sposób Damian wytargował dużo ponad 40 tys. zł zł. Jeżeli nie budujemy domu, sumy uzyskane dzięki targowaniu nie będą tak spektakularne. Ale nadal możemy obniżyć nasze roczne wydatki o 5-10%, bo taka jest przeważnie elastyczność cen i sprzedawców. Targować możemy się wszędzie: w sklepach z ubraniami i butami, meblami, sprzętem RTV i AGD, u jubilera, w biurach podróży, w bankach. Nawet w kantorach można ustalać kursy wymiany walut. – W Polsce nie ma urzędu ustalającego ceny. Tylko w niektórych dziedzinach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Polityka ocalenia

Tadeusz Sobolewski napisał w „Gazecie Wyborczej”, że film Andrzeja Wajdy „Katyń” „zobaczą wszyscy” Polacy. Skoro zobaczą go wszyscy, to każdy też będzie mógł na własną rękę uformować o nim swoją opinię. Na warszawskiej premierze w Teatrze Wielkim jakiś poruszony do głębi widz po zakończeniu projekcji wstał i odmówił „Ojcze nasz”, na tej samej premierze obecny na sali znany amerykański aktor filmowy zasnął po pierwszym kwadransie i ocknął się dopiero przy tej modlitwie. Jak widać więc, głosy są podzielone. Im dłużej obcujemy z twórczością Andrzeja Wajdy, tym wyraźniej widać, że jest to twórca elegijny. Interesuje go nie tyle tragedia, ile koniec, schyłek. „Kanał”, a także „Popiół i diament” były opowieściami o schyłku i końcu epopei konspiracyjnej, zamkniętej tragicznie. „Katyń”, podobnie zresztą jak „Lotna”, jest opowieścią o tragicznym końcu Polski przedwrześniowej, ucieleśnionej w osobach zamordowanych oficerów. Podobnie zamkniętą przecież kartę historii powojennej opisuje „Człowiek z marmuru”. Nie jest to żaden zarzut, lecz po prostu stwierdzenie faktu. Nie jest też zapewne intencją reżysera, że obrazowane przez niego klimaty rymują się nieoczekiwanie z „polityką historyczną” Kaczyńskich i już sam fakt, że premiera „Katynia” wmontowana została zręcznie w rozkręcającą się kampanię wyborczą i wyznaczona na 17

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Supertajny atak lotniczy

Izraelski nalot na tajemniczy obiekt w Syrii to poważne ostrzeżenie dla Iranu Na Bliskim Wschodzie zapachniało wojną. Izraelskie samoloty obróciły w perzynę tajemniczy obiekt w Syrii, podobno skład materiałów lub urządzeń nuklearnych. Była to najbardziej spektakularna akcja izraelskiego lotnictwa od czasu zbombardowania irackiego reaktora atomowego w Osiraku pod Bagdadem w 1981 r. Władze w Damaszku zapowiedziały odwet. Armia państwa żydowskiego w stanie najwyższego pogotowia czeka na północnej granicy. Sytuacja jest tak napięta, że Izraelczycy nie odpowiedzieli na rakietowy atak palestyński ze Strefy Gazy, w wyniku którego zostało rannych ok. 70 izraelskich żołnierzy. Wszystkie siły potrzebne są na granicy syryjskiej. Nalot został przeprowadzony 6 września. Władze izraelskie zablokowały na ten temat wszelkie informacje. Wprowadzono wojskową cenzurę bezprecedensową nawet jak na miejscowe warunki. Premier Ehud Barak wyraził uznanie dla odwagi swych wywiadowców i żołnierzy, stwierdził jednak, że Izrael nie zawsze może pokazywać swoje karty. Także Damaszek nie mówi wiele. Zgodnie z oficjalną wersją syryjską, samoloty izraelskie zostały wykryte i ostrzelane z broni przeciwlotniczej, tak że musiały zawrócić, odrzuciwszy dodatkowe zbiorniki paliwa i amunicję. Wiadomo jednak, że wydarzenia rozegrały się inaczej i zaskakujący atak lotniczy zakończył się sukcesem. Według brytyjskiego dziennika

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Komsomołka wśród Kaczorów

Cwaniara czy zadymiara? Nelly Rokita potrafi zrobić wokół siebie szum. Z jej wpadek śmieją się wszyscy Od paru dni jest na ustach tysięcy osób. Zadymiara czy cwana sztuka? Nelly Arnold-Rokita. Urodziła się w Czelabińsku. Dzieciństwo spędziła we Frunze w Kirgizji. Mówi, że rodzice, Niemcy, znaleźli się tam z powodu prześladowań politycznych. Nie mówi, czy była biedna, czy bogata, wiadomo jednak, że ten gnębiony i prześladowany przez władze sowieckie ojciec był… dyrektorem „przedsiębiorstwa transportowo-naprawczego”. Podobnie prześladowany był jej brat, którego skazano na trzy lata więzienia za „działalność antypaństwową”. Nie dostał „czapy”, nie zaginął bez wieści… Matki nie wspomina w żadnym z udzielonych wywiadów. Raz mówi, że rodzice pracowali zawodowo, raz, że „pochodzi z rodziny farmerskiej”. Do 11. roku życia wierzyła w socjalizm. Była komsomołką. Nosiła mundurek i chustę, miała notatnik, w którym zapisywała, co mówią koledzy i koleżanki, by potem donieść właściwym ludziom. Wysyłano ją do kościoła, żeby sprawdziła, które dzieci chodzą na mszę. Jako jedyna mogła włączać patefon, który odtwarzał głos Lenina. Była opiekunką jego pomnika. Pewnego dnia podobno przejrzała na oczy. Do 19. roku życia mieszkała we Frunze z otwartymi oczami. Wypędzeni… do zgniłego kapitalizmu Mówi, że w 1977 r. zostali zmuszeni do emigracji. Rodzice jako prześladowani antykomuniści,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Lepper oskarża Kaczyńskiego o wyprowadzenie pieniędzy z Fundacji Prasowej Solidarności na partię. Dlaczego Kaczyński nie chce wytoczyć mu procesu?

Julia Pitera, posłanka PO Był w tej sprawie proces w 1994 r., ale sąd to umorzył, jednak wina była stwierdzona. Staram się właśnie o to, by otrzymać ten wyrok. Drugi wątek sprawy to pożyczka dla PC i zwrot pieniędzy, który wygląda dziwnie. Dziwna jest umowa spłaty pożyczki, w której zastosowano skomplikowany, nienormalny proceder, że nie zwraca się gotówki. Trzecia kwestia to oskarżenie rzucane przez Andrzeja Leppera. Niedobrze, że osoba, wobec której były jakieś podejrzenia, teraz sama wymachuje papierami, bo to jest mało wiarygodne. Chciałabym, aby nie było problemów przejrzystości w kwestii finansowania partii ani wątpliwości, czy pożyczka została spłacona, czy była zarejestrowana w Urzędzie Skarbowym itd. Oczywiście w sprawach skarbowych istnieje dosyć krótki, pięcioletni okres przedawnienia, dlatego właśnie sąd umorzył postępowanie i dlatego Jarosław Kaczyński, który ma tego świadomość, mówi o odgrzewanych kotletach. Zbigniew Siemiątkowski, były szef UOP Myślę, że gdyby Jarosław Kaczyński czuł się mocny w tej sprawie, skorzystałby z tzw. trybu wyborczego, który doprowadziłby do wyjaśnienia sprawy w ciągu 48 godzin, i wtedy na Lepperze ciążyłby obowiązek udowodnienia, że ma rację. Ale pewnie z jakichś względów może się obawiać opinii publicznej, a także ewentualnych świadków z afery FOZZ, dowodów byłych oficerów WSI itd. Woli więc z pogardą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Platynowa akcja posła Zbrzyznego

Jak zablokowano wyprowadzenie przez liderów PiS miliardów złotych z kombinatu miedziowego Gdy zbliżał się termin zwyczajnego walnego zgromadzenia akcjonariuszy KGHM, które jak co roku miało dzielić zysk, nic nie zapowiadało gigantycznego skoku na kasę tej firmy, zaplanowanego przez liderów PiS. Było co dzielić, bo w 2006 r. dzięki korzystnym cenom na światowych rynkach zysk netto KGHM na wydobyciu i przerobie miedzi wyniósł 3,4 mld zł, o prawie miliard więcej niż rok wcześniej. Przed walnym zgromadzeniem zwołanym na 30 maja zarząd, zgodnie z prawem, zaproponował podział zysku. Na dywidendę dla akcjonariuszy przeznaczono 40% (1,4 mld zł), a pozostałe 60% zysku miało pozostać w firmie na konieczne inwestycje (eksploatacja nowych obszarów złóż miedzi). Akcjonariusze to głównie skarb państwa (właściciel 42% akcji), rozmaite fundusze inwestycyjne i osoby prywatne. Jedną akcję ma pos. Ryszard Zbrzyzny, szef związku zawodowego pracowników przemysłu miedziowego – i jak się okazuje, była to akcja już nie złota, ale platynowa, bo jako akcjonariusz Zbrzyzny mógł wziąć udział w walnym zgromadzeniu i przeciwstawić się działaniom na szkodę KGHM. Zabierzemy wszystko Podział zysku zaproponowany przez zarząd zaakceptowała rada nadzorcza (zdominowana przez przedstawicieli PiS-owskiego Ministerstwa Skarbu). Ale 30 maja

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.