39/2007

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Slamsy są dla wszystkich

W ciągu 20 lat 91 mln mieszkańców Ameryki Łacińskiej utraciło status niższej klasy średniej i stało się „nowobiednymi” Co piąty mieszkaniec Rio, jednego z najpiękniejszych miast świata, żyje w lepiankach i ruderach, z których składają się ludzkie mrowiska wciśnięte między piękne, zamożne dzielnice. Największą z nich jest fawela Rocinho (wym. Rosiniu). Liczy 150 tys. mieszkańców i ma strukturę podobną do innych. Od dość szerokiej drogi, która pnie się stromo w górę, odchodzą w obie strony dziesiątki i dziesiątki wąskich uliczek, które nikną wśród zarośli pokrywających zbocze i wyłaniają się znowu daleko na nagich grzbietach gór. Ludzi z interioru szukających sposobu na przeżycie w wielkim mieście wciąż przybywa, więc na kwadratach domków kleconych z cegieł rozbiórkowych i odpadków budowlanych dobudowuje się kolejne piętra, nieraz dwa, a nawet trzy i cztery, choć domki te nie mają fundamentów. Podniecająca groza nędzy Pięciomilionowe Rio, które w okresie karnawałowego szaleństwa tanecznych defilad w rytmie samby przyciąga tłumy z całego świata, oferuje cudzoziemcom również ekstremalne emocje: zwiedzanie faweli. Gdy znajdzie się grupka ciekawych Francuzów lub Niemców, na tyle żądnych wrażeń, by zapuścić się w labirynt ciasnych uliczek-korytarzy jednej z 750 faweli Rio de Janeiro, przewodnik

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Polski potencjał idzie w cholerę

Tępię głupotę i widzę, że inni też starają się to robić. Ale martwi mnie to, że przy tym tyle się psuje Jurek Owsiak – (ur. 6 października 1953 r. w Gdańsku) działacz społeczny, dziennikarz radiowy i telewizyjny, założyciel i prezes Zarządu Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Główny pomysłodawca i realizator corocznego Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, twórca jednej z największych cyklicznych imprez muzycznych, Przystanku Woodstock, witrażysta, ma uprawnienia psychoterapeuty. Wkrótce na platformie „n” rusza pod jego kierownictwem kanał telewizyjny OTV, czyli Owsiak TV. – Spadł ci kamień z serca, że Roman Giertych nie jest już i zapewne więcej nie będzie ministrem edukacji? – Tak jak chyba cała Polska z ulgą przyjąłem fakt, że wraz z jego odejściem prawdopodobnie skończyły się w oświacie niespodziewane i niekontrolowane ruchy. Cały problem z Giertychem polegał na tym, że ministerstwo, którym kierował, traktował jak swój folwark. Trudno było jego pomysły oceniać pod względem przydatności, ponieważ to były szaleństwa: pstryk, i wyciągał z rękawa jakieś asy, które, jak mieliśmy okazję się przekonać, niczego dobrego nie przyniosły. – Pytam o to, bo byłeś jednym z ostrzejszych krytyków Giertycha jako ministra. – No, ale problem już nie istnieje. Nie jestem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Polityk nie bocian

Przylatują i odlatują. Nie bociany, które już chyba docierają do Afryki, ale politycy. Mniej przywiązani do gniazd niż te ptaki. Wędrują po partiach i listach wyborczych. Idealistów te wędrówki oburzają. Ale większość obserwatorów tylko śmieszą. Powstają przecież takie dziwolągi kadrowe, że branie ich na poważnie nie ma najmniejszego sensu. A w ogóle to skoro sami politycy się nie szanują, to na co liczą u wyborców? Za miesiąc nie będzie śladu po tych listach. A wstyd i sromota zostaną na długo! Myślę tu też o politykach lewicy, którzy pokazują, jak kończyć nie należy. Od wielu lat hołduję zasadzie, że przeciwnika nie należy szukać po lewej stronie. Ta formacja, jeśli ma mieć historyczny sens i dobre perspektywy, musi być wielobarwna i przyciągać indywidualności. A spór trzeba wieść o pryncypia, bo to chleb powszedni każdej żywej i ambitnej struktury. A co z ambicjami ludzi? Przecież w polityce tych ambicji jest więcej niż gdziekolwiek. Zgoda. Toż to istny ocean namiętności, skrywanych pragnień, egoizmu i narcyzmu. Jak z tych chodzących bomb zrobić drużynę? Jak zbudować prawdziwy zespół? Skuteczny politycznie i silnie zintegrowany wokół liderów. To tak trudne zadanie, że mało komu się udaje. Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba działać w atmosferze klęski, braku wyników i narastających pretensji. A w takiej sytuacji SLD był dwa lata temu. Zmiana kierownictwa w tej partii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Czekanie na miłość

Od dłuższego czasu włóczył się to tu, to tam. Wiedział już na pewno, że każdy musi mieć swoje miejsce na ziemi. Z dobrą kobietą. Z domem i tym wszystkim, co daje ciepło Zobaczył ją jakiś czas temu. Włóczył się bez celu i przyczyny, gdy nieoczekiwanie pojawiła się na rogu uliczki. Małej, krętej, prowadzącej do kilku szeregowców ukrytych za kratami i nowo posadzonymi drzewami. Miał wrażenie, że zna wszystkich mieszkańców Generalskiej. Widział, jak rano wyprowadzają samochody, czasem, czemu bardzo się dziwił, biegają w dresach, robiąc niezgrabne przysiady, wymachy rąk i nóg. Za chwilę pachnący nieswoim ciałem, w wyprasowanych garniturach i kostiumach, pędzili gdzieś do centrum. Wracali o zmierzchu. Światła z okien i unoszące się nad dzielnicą zapachy świadczyły o dobrobycie tej części miasta. Krążył tu stale. Ale jej nie pamiętał. A może dopiero się wprowadziła? Widział, jak szła. Około czterdziestki, z blond kokiem, w czerwonym kaszmirowym płaszczu, na wysokich obcasach. Na przekór ubraniu niewesoła, nieco przygarbiona, z torebką niedbale przerzuconą przez ramię, ze śmieszną siateczką z koralików na zakupy. Przyglądał się jej z daleka. Rozpoznawał jej uczucia. Odnajdywał je w chodzie, spojrzeniu i zapachu. Człowiek skrzywdzony łatwo staje się łupem. * Nie spostrzegła go. Tego dnia była głucha na wszystko, co działo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Pamiętnik IV Rzepy

21.09 Nie mam ja farta w tym roku. Wymyśliłem razem z przyjaciółmi, że przedłużymy sobie wakacje, licząc na to, że w Chorwacji pogoda musi być i że mimo wszystko w kraju nie za wiele się wydarzy. Więc leżeliśmy do wczoraj pod palmami, jedząc oliwki i kalmary z grilla, popijając to wszystko dobrym białym winem, tłumacząc sobie, że wybory, jak to wybory, nic specjalnie nie zmienią, bo jak ktoś mądrze powiedział czy napisał, wybory nowe, ale wybór ten sam. Potem zaczęły dochodzić do nas wieści, że Radek Sikorski przeszedł do PO, Nelly Rokita do PiS, Rokita do diabła, Zbigniew Religa z Zytą Gilowską też się zapisali do partii, że Tomasz Lis odszedł z Polsatu, że powoli już nie wiadomo, kto jest gdzie, dlaczego i po co. To mnie jeszcze nie brało. Myślałem, że uda mi się utrzymać ciekawość na wodzy. Ale kiedy wczoraj otrzymałem w ciągu kilkunastu minut wiadomości, że Partia Kobiet wydała goły kalendarz, że Leszek Miller wstąpił do Samoobrony, Zbigniew Wrzodak też, za chwilę, że być może i Tymochowicz, za moment, że Olejniczak oświadczył, że Lepper zakłada partię gwałtu, zacząłem pakować rzeczy i powiedziałem: – Róbta, co chceta, ja wracam. – Po co? – zapytali zaskoczeni przyjaciele. – Żeby zobaczyć Millera i Wrzodaka w jednym szeregu. To będzie dopiero partia.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Jeden z długoletnich pracowników MSZ podczas towarzyskiego spotkania usłyszał takie pytanie: – Panowie, mówią, że Anna Fotyga odwołuje z placówek dyplomatów „po Moskwie”, że wycina tych od Geremka, że zwalnia. A kogo wysyła w ich miejsce? Jakie są jej kadry? Jakie? A takie: Pani Joanna Kluzik-Rostkowska, minister pracy, ma jeden niewątpliwy sukces – znalazła pracę dla swojego męża, Dariusza Rostkowskiego, dziennikarza zajmującego się turystyką. Pan Rostkowski został bowiem dyplomatą, i to od razu wicedyrektorem Departamentu Promocji. Zresztą to stanowisko wicedyrektorskie, jak się mówi w MSZ, jest tylko początkiem jego kariery, bo niebawem ma zastąpić wieloletnią szefową tego departamentu – Agnieszkę Wielowieyską. I to on będzie promował Polskę i wydawał na to grube miliony. Gdzie nabył wiedzę, jak to robić? Życiorys pana Rostkowskiego podpowiada, że nigdzie. Był w swoim życiu redaktorem naczelnym pisma „Voyage”, sekretarzem redakcji pisma „Moje Podróże” (a może „Wasze Podróże”?), współpracował przy publikacji pt. „100 cudów natury na świecie”. Ostatnio pracował w Polskiej Agencji Prasowej. No i podpisywał się pod różnymi petycjami na temat lustracji. Żeby była. Jednym słowem, spec od wczasów za granicą i lustrator. I jak to komentować? Wielką radość w MSZ sprawiła przy tej okazji wkładka wyborcza PiS zamieszczona

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Bajka o Jasiu i Nel

Z prof. Kazimierzem Pospiszylem, psychologiem i psychopatologiem rozmawia Waldemar Piasecki. Rokitowie nie mogą żyć bez podziwu ze strony innych, sądząc, że podziwiający nie potrafią bez nich żyć. Tak myśli wiele osób o wybujałym narcyzmie – Panie profesorze, wydarzeniem sceny politycznej stał się show w wykonaniu Nelly Rokity, żony znanego polityka Jana Rokity. Według oficjalnej wersji wydarzeń, zrobiła ona kawał i zgłosiła się na ochotnika do pracy w kancelarii prezydenta Kaczyńskiego, politycznego przeciwnika swego męża, nie mogła bowiem znieść, jak męża traktuje jego kolega, Donald Tusk, przewodniczący Platformy Obywatelskiej. Doprowadziła tym samym do wycofania się Rokity z udziału w wyborach, co ten zrobił z… miłości do żony. Moim zdaniem, jest pan, jako jeden z najbardziej znanych polskich psychologów, w tym autor „Psychologii kobiety”, bardziej niż politycy i publicyści predestynowany do rozpoznania przypadku Nelly Rokity. – Rokiciny… Trzymając się polskiej tradycji językowej, tak powinno brzmieć jej nazwisko po mężu. – Skoro już przy kwestiach nazwiskowych, to jej rodowe nazwisko brzmi Arnold. Jeden z krakowskich satyryków żartował, że skoro jej mąż dodawał do swego imienia Jan także „Maria” (którego wbrew pozorom nie otrzymał na chrzcie), to ona może śmiało

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kapitalizm kocha katastrofy

Nowa książka Naomi Klein to bezpardonowa rozprawa z neoliberalizmem gospodarczym Kapitalizm generuje światowe katastrofy, aby przemodelować przerażone społeczeństwa według zasad radykalnego neoliberalizmu. Prokorporacyjne rządy prowadzą globalną krucjatę, mającą na celu uwolnienie rynków. Taka jest teza nowej książki Naomi Klein, kanadyjskiej publicystki i ikony Nowej Lewicy. Prawie 750-stronicowa praca ukazała się jednocześnie w siedmiu krajach i w ośmiu językach. Wcześniej jej treść była trzymana w tajemnicy, podobnie jak treść kolejnych tomów przygód Harry’ego Pottera. Książka nosi charakterystyczny tytuł: „The Shock Doctrine: The Rise of Disaster Capitalism” („Doktryna szoku: Narodziny kapitalizmu katastrof”). Siedem lat temu Naomi Klein opublikowała książkę „No Logo”, która od razu stała się biblią antyglobalistów. Porównywano ją nawet do „Kapitału” Karola Marksa. Autorka, piętnująca nadużycia wielkich korporacji, została okrzyknięta prorokinią Nowej Lewicy. Dlatego z niecierpliwością czekano na jej kolejną pracę. 37-letnia bojowa publicystka nie zawiodła swoich zwolenników. Za pozbawionego skrupułów wroga uznała neoliberalnych ekonomistów, wywodzących się ze sławnej Chicago School. Zdaniem Klein, Milton Friedman zmarły w ubiegłym roku noblista i czołowy ideolog szkoły z Chicago, to „potwór” i sprawca niezliczonych nieszczęść, które

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

La Doncella – Panna z Lodu

Miała tylko 15 lat, gdy Inkowie złożyli ją w ofierze na szczycie wulkanu Wystawa w Muzeum Wysokich Gór w argentyńskim mieście Salta wzbudziła sensację. Po raz pierwszy pokazano bowiem doskonale zachowaną mumię indiańskiej dziewczyny złożonej na ofiarę bogom. „To zdumiewające. Ona wygląda, jakby miała za chwilę obudzić się i przemówić”, szepczą do siebie zwiedzający. A przecież La Doncella (Panna, Dziewica), jak nazwano inkaską piękność, skonała przed pięcioma wiekami. Zmarła na wysokości 6,7 tys. m, na ośnieżonym szczycie wulkanu Llullaillaco (w północno-zachodniej Argentynie w pobliżu granicy z Chile). Zamarzła, smagana lodowatym wichrem, śmiertelnie znużona wielodniową wędrówką. Nie poszła samotnie na spotkanie śmierci. Wraz z nią poświęcono bogom sześcioletnią dziewczynkę oraz siedmioletniego chłopca. Trzy mumie zostały nazwane Dziećmi z Llullaillaco. Ale na wystawie pokazano tylko Doncellę, i to dopiero po ośmiu latach. Andyjscy Indianie stanowczo bowiem protestowali przeciwko traktowaniu swych przodków jak eksponatów muzealnych. Starsi wieszczyli, że zniszczenie komór ofiarnych Inków może wywołać gniew bóstw. „Ta wystawa to wielki błąd. Zmarłym należy się szacunek”, twierdził Miguel Suarez, przywódca szczepów z doliny Calchaquies. Gabriel Miremont, założyciel i dyrektor muzeum, uznał, że w argumentach tych jest wiele racji. Wystawę otwarto po cichu,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Brudy zamiatamy pod dywan

Pracownica Kancelarii Sejmu zaczęła głośno mówić o zauważonych nieprawidłowościach. Zwolniono ją z pracy Byłam w Domu Dziecka, więc wychowywał mnie skarb państwa – mówi Małgorzata Siedlarska. – Może dlatego mam taką potrzebę uczciwości i sprawiedliwości, bo byłam i jestem uczciwa i nieprzekupna. Wiem, że gdybym dała się przekupić, nadal byłabym pracownikiem Kancelarii Sejmu. Nie oczekiwałam od pracodawcy wdzięczności, ale poczucia przyzwoitości i elementarnej sprawiedliwości. Fikcyjne prace, nieobecni pracownicy, kupowanie faktur Dom Poselski, znany z wielu zdjęć, opowiadań i anegdot, to w istocie pokaźny kombinat hotelowy. Ma sześć pięter, 400 pokoi. Pierwsze piętro przeznaczone jest dla tzw. VIP-ów, czyli marszałków Sejmu i Senatu, wicemarszałków i ważnych gości polskiego parlamentu. Tutaj jeszcze w ubiegłym roku pracowała jako starsza pokojowa Małgorzata Siedlarska. Sumiennie wykonywała swoje obowiązki, otrzymywała nagrody i wyróżnienia aż do momentu, gdy dostrzegła szereg nieprawidłowości w swoim otoczeniu. Sprawy z początku mogły wydawać się banalne. Oto naczelniczka wydziału usług hotelowych Domu Poselskiego, Hanna M., co najmniej od dziesięciu lat faworyzowała swoją siostrę, również zatrudnioną jako pokojowa, a dyskryminowała pracowników, których darzyła mniejszą sympatią. Przełożeni naczelniczki albo nie wiedzieli o hotelowym nepotyzmie, albo nie chcieli wiedzieć. Kiedy jednak pracownicy przedstawili

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.