07/2008

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kultura

Nagi gest Kozakiewicza

Anita Lipnicka i John Porter Wyżej razem nie podskoczymy. Co mogliśmy zrobić w duecie, zrobiliśmy – Smutno wam? John Porter: – Dlaczego? Bierzemy życie takim, jakie jest. Raz słońce, raz deszcz. Anita Lipnicka: – Dziś, gdy rozmawiamy, jest akurat deszcz. Ale czy smutno? – Pytam o smutek, bo wasza najnowsza, pożegnalna płyta „Goodbye”, która lada dzień trafi do sklepów, jest właśnie taka trochę deszczowa, nostalgiczna. A już czytam w serwisach plotkarskich, że rozstajecie się jako para, a nie jako duet artystyczny. JP: – No tak, to jest bardzo „inteligentny” sposób odbierania naszej współpracy przez kolorowe gazety, które nie wiedzą, o czym piszą. Prawda jest oczywiście taka, że przestajemy nagrywać pod szyldem Lipnicka/Porter. Teraz zamierzamy iść osobnymi ścieżkami. Jednak bynajmniej nie w życiu prywatnym. AL: – Zresztą początkowo nasza współpraca miała polegać na jednorazowym projekcie, który nazwaliśmy „Nieprzyzwoite piosenki”. Jakoś się to przeciągnęło i trwało pięć lat. Teraz doszliśmy do wniosku, że czas, aby powrócić do solowych sytuacji. Dlatego właśnie „Goodbye”, bo żegnamy się w tym składzie. Na to się składa wiele przyczyn. Począwszy od tej prozaicznej – jak zorganizować się rodzinnie i logistycznie, żeby nasze dziecko nie było bez opieki, gdy razem znikamy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Blog

Pałki i tyłki późnego PRL

Minęła 30. rocznica założenia Towarzystwa Kursów Naukowych, pod którego skrzydłami działał Latający Uniwersytet. To były wykłady i seminaria, całkiem jawne, ogłaszane w prasie podziemnej, z podawaniem imienia i nazwiska wykładowcy i z adresem, gdzie wykład czy seminarium miały się odbywać. Byłem wśród członków założycieli TKN, co oznacza, że znalazłem się w gronie osób, które podpisały deklarację założycielską. Chcę się oderwać od bieżącej kotłowaniny politycznej, bo prawdę mówiąc, nie mam pomysłu na wpis z nią związany. Więc postanowiłem powspominać i rocznica TKN jest dobrą okazją. Podpisanie deklaracji dosyć szybko kosztowało mnie, któreś już z kolei, wyrzucenie z pracy. Tym razem z ORGBUD, branżowego instytutu zajmującego się ekonomiką budownictwa. Partia albo bezpieka dały polecenie, pan dyrektor posłusznie je wykonał, a przyklepał szef reżimowych związków zawodowych. Ku mojemu osłupieniu zobaczyłem go ostatniego sierpnia 1980 r. w stoczni jako wysłannika prymasa Wyszyńskiego. To ci miał prymas rękę do ludzi! Ale nie o nim chcę pisać, tylko o dwóch śmieszno-ponurych wydarzeniach związanych z TKN, które pokazują klimat tamtego czasu i mogą być ciekawe dla ludzi młodych. Miałem prowadzić w moim mieszkaniu na Czerniakowskiej seminarium o polityce gospodarczej PRL, a mieszkaliśmy w 10-piętrowym bloku. Na dwie godziny przed seminarium dzwonek do drzwi i wchodzi bezpieka. To nie była

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

KTT w Klubie Księgarza

Tłumy czytelników i przyjaciół Krzysztofa Teodora Toeplitza zebrały się w miniony poniedziałek w warszawskim Klubie Księgarza, gdzie nasz wybitny Autor obchodził 75. urodziny. Największą atrakcją wieczoru była prezentacja przez samego Jubilata nigdy jeszcze niepublikowanych dzienników, które prowadzi niemal od początku swej działalności publicystycznej. Po przeczytaniu kilku pikantnych i zabawnych fragmentów, dotyczących nie tylko życia zawodowego, ale także obserwacji obyczajowo-towarzyskich, KTT (zamknąwszy zapisane po brzegi zeszyty w specjalnej drewnianej skrzynce) stwierdził: – Sprawą wydania moich dzienników zajmie się kiedyś moja żona, jednak nie za mojego życia. Wiesław Uchański, szef Iskier, wydawcy książek KTT, i Jerzy Domański, redaktor naczelny „Przeglądu”, pod szyldem którego odbywał się jubileuszowy wieczór, podkreślali wyjątkową pozycję znakomitego pisarza i felietonisty w dzisiejszym krajobrazie medialno-politycznym. – Jesteśmy dumni, że to właśnie na naszych łamach Krzysztof Teodor Toeplitz kontynuuje swoją sławną „Kuchnię polską” – stwierdził Domański. O KTT mówił też nasz redakcyjny kolega Przemysław Szubartowicz: – Dziś obchodzimy potrójny jubileusz: osobisty redaktora Toeplitza, polskiej krytyki kulturalnej i powojennej polskiej felietonistyki. To dziwne, że na przykład polska lewica nie chce dziś słuchać jego przestróg i rad. Być może dobrze by na tym wyszła. Gratulacje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Alles vorbei

Przed niedawnym czasem mój ulubiony „Przegląd” ujawnił kłopotliwy fakt z mego życiorysu, jakim jest nieuchronny upływ czasu, który, zdaniem „Przeglądu”, uczynił mnie „jubilatem”. „Jubilat” to jest taki facet, któremu przyrasta liczba wykorzystanych lat życia, z drugiej jednak strony tych lat życia mu także ubywa, o czym mówi się mniej, zostawiając to na głowie „jubilata”. Oprócz „Przeglądu” moją metryką zainteresował się zresztą także ZUS i oficjalnym pismem przyznał mi „dodatek pielęgnacyjny” w wysokości 153 zł. Poczułem się znacznie lepiej jako obiekt społecznej pielęgnacji, ale z drugiej strony, kto i co zechce mi pielęgnować za jedne 153 zł miesięcznie? Aby się więc w tym wszystkim połapać, postanowiłem choćby na chwilę uciec za najbliższą granicę, to znaczy do Berlina. Dawniej, gdy jeżdżenie było towarem limitowanym, każdy wyjazd za granicę, nawet najbliższą, był wystarczającym pretekstem do pisania reportaży, wygłaszania odczytów i nieustannego opowiadania znajomym o zagranicznych dziwach. Dziś jesteśmy narodem globtrotterów i na każdej zagranicznej ulicy słyszy się naszą mowę ojczystą, zwłaszcza w jej zgrzebnym wydaniu ludowym. Gdy zaś zwróciłem się po niemiecku do pewnego pana, czytającego uważnie „Der Spiegel”, odparł mi po polsku: „Gazeta nic nie znaczy”, wstał i odszedł. Mimo to jednak nie mogę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Osobliwy panteon

Na Ukrainie coraz bardziej nobilituje się zbrodniarzy OUN-UPA Pomarańczowi na Ukrainie, ku zakłopotaniu ich niedawnych polskich entuzjastów, brunatnieją coraz bardziej. Mimo desperackich protestów społeczeństwa środkowej i wschodniej Ukrainy kompletują dość osobliwy panteon „bohaterów” i „wartości”. Zaliczyli do niego zbrodniarzy, którzy mają na rękach krew tysięcy bezbronnych ludzi. Na czołowych miejscach znaleźli się w „panteonie” przywódcy polityczni i dowódcy OUN-UPA, wśród nich Mykoła Łebed’ „Ruban” (1909-1998). Należał on do największych zbrodniarzy II wojny światowej, dorównujących Adolfowi Eichmannowi. Był zastępcą i następcą Stefana Bandery oraz faktycznym przywódcą OUN-UPA–SB-SKW (Samoobronne Kuszczowe Widdiły), które dokonywały masakry ludności polskiej, ukraińskiej, Żydów, Rosjan, Czechów. Był on – jak dowiódł dr hab. Wiktor Poliszczuk – architektem ludobójstwa. W II RP on i Bandera, za terroryzm oraz udział w zabójstwie ministra Bronisława Pierackiego w 1934 r., zostali dwa lata później skazani na karę śmierci, zamienioną na dożywocie. W 1939 r. obaj, jak wielu innych terrorystów OUN, opuszczają więzienia i kontynuują już oficjalnie współpracę z hitlerowcami, wymierzoną przeciwko ludności polskiej. W listopadzie 1939 r. z inicjatywy Łebedia gestapo i SS założyły szkołę policyjną w Zakopanem, która działała do marca 1940 r. Komendantem i selekcjonerem szkolnej sotni (słuchaczy) był Łebed’, komendantem niemieckim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Zakładnicy Unii

Jedyną alternatywą dla niepodległości Kosowa byłby podział tej prowincji, ale na to nie chcą się zgodzić Albańczycy Kwestia niepodległości Kosowa nie jest pytaniem „czy”, ale „kiedy”, co oznacza, że w najbliższym czasie na mapie Europy pojawi się nowe państwo. „Obecnie czekamy na ťzielone światłoŤ ze strony zarówno USA, jak i UE w sprawie ogłoszenia niepodległości Kosowa” mówi jeden z doradców premiera Hasima Thaciego. Kiedy niepodległość? Przyszłość Kosowa jest w dużej mierze uzależniona od stanowiska UE, która nadal nie mówi jednym głosem i nie jest gotowa do przejęcia odpowiedzialności za sytuację polityczną w prowincji, mimo że podjęła już decyzję o wysłaniu misji mającej nadzorować jej niepodległość. UE musi „najpierw stworzyć konstytucję dla nowego państwa, odpowiednie ustawy regulujące funkcjonowanie suwerennego Kosowa”, podkreślają pracownicy przyszłej misji. Istotne jest przy tym znalezienie sposobu na anulowanie prawa wprowadzonego dotychczas przez oenezetowską misję w Kosowie UNMIK (United Nations Mission in Kosovo), co w sytuacji braku możliwości uzyskania nowej legitymizacji na podstawie mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ przyczynia się do szeregu problemów praktycznych. Przykładem może być choćby sprawa paszportów. Obecnie większość Albańczyków w prowincji ma paszport UNMIK. W momencie przejęcia misji przez UE będzie ona dysponować paszportem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tunel księdza Maja

Blisko miliard złotych może nas kosztować fantazja architektoniczna proboszcza św. Katarzyny Do końca lutego władze Warszawy mają podjąć decyzję o wyborze wariantu udrożnienia jednej z ważnych arterii stolicy, Doliny Służewieckiej, która prowadzi do Trasy Siekierkowskiej przez Wisłę do prawobrzeżnej części miasta. Rejon ten jest permanentnie zakorkowany od 2002 r., od kiedy zbudowano most Siekierkowski. Mimo że trasa jest szeroka i ma cztery do sześciu pasów ruchu w obie strony, to liczne skrzyżowania ze światłami powodują, że przez dłuższą część dnia jedzie się tutaj w żółwim tempie albo wręcz stoi. Poprzednie władze miasta nie mogły się zdecydować na budowę bezkolizyjnych skrzyżowań, chętnie natomiast zlecały analizy, które pochłonęły już setki tysięcy złotych. Decyzja na dniach Na szczęście po sześciu latach kosztownych przymiarek będzie wreszcie decyzja o wprowadzeniu inwestycji do realizacji, wszystko jednak wskazuje na to, że zwycięży wariant najdroższy z możliwych, połączony z budową prawie kilometrowego tunelu pod Doliną Służewiecką. Głównym promotorem wyboru tej koncepcji jest proboszcz parafii św. Katarzyny, Józef Maj. Zobaczył on szansę promocji służewieckiej świątyni, schowanie bowiem ruchu kołowego pod ziemię umożliwiłoby organizowanie na wolnej przestrzeni uroczystości religijnych i patriotycznych z dużym rozmachem, w czym zresztą parafia św. Katarzyny specjalizuje się od lat.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Grzech króla grzechem nie jest

Janusz Kaczmarek demaskuje Kaczyńskiego, Ziobrę i posłusznych dziennikarzy. Swojej winy nie widzi Jestem świeżo po lekturze zwierzeń Janusza Kaczmarka. Prawnika, prokuratora, polityka, człowieka ważnego w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Człowieka ważnego w państwie PiS, pełniącego funkcję i prokuratora krajowego, i ministra spraw wewnętrznych i administracji. Człowieka, który był na szczycie władzy. Wiedział i widział, na czym polega rządzenie i co może władza. Po tej zadziwiającej lekturze przypomniały mi się jasełka wystawiane w przykościelnej sali parafialnej i to, co do króla Heroda mówił diabeł, namawiając go do rzezi niewiniątek. Sens tego był mniej więcej taki: „Nie wahaj się królu Herodzie. Grzech króla nie jest grzechem. Zbrodniami nie są zbrodnie. Czyn zrodzony z nienawiści sławy rozbrzmiewa echem, jeśli niesie korzyści. Kto potężny ten czysty”. Czy to ma jakiś związek z „Ceną władzy”, bo taki tytuł ma wywiad z Kaczmarkiem? Czy Kaczmarek i jego koledzy z rządu PiS znali tekst tych jasałek? Po cytatach ze spowiedzi Kaczmarka poznamy odpowiedź. O premierze i jego Ziobrze „Premier nigdy nie ukrywał, że dąży do władzy, a minister Ziobro był posłusznym narzędziem, które pozwalało ten cel osiągnąć”. „Kończymy naradę, już wychodzimy i wówczas Zbigniew Ziobro mówi do Jarosława Kaczyńskiego: „Panie premierze, jest pan najlepszym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Co z tą lewicą?

LIBERUM VETO Polska lewica przeżywa dziś ewidentny kryzys, a niektórzy wieszczą jej rychły kres. I tak w publicystycznym programie TVP Info (18.01) redaktor naczelny propisowskiego „Wprost”, mefistopodobny Stanisław Janecki, orzekł, że polską scenę polityczną zawłaszczą bez reszty dwie konkurencyjne partie prawicowe, jak stało się to w Irlandii. Pomyśleć, że twórca i obecny właściciel „Wprost”, Marek Król, był jednym z ostatnich sekretarzy KC PZPR. I na dodatek TW. Ilu też takich „towarzyszy” pracowało na obecną zapaść lewicy! Grzegorz Napieralski słusznie wskazał („Przegląd” nr 4), że Polska pod wieloma względami różni się zasadniczo od Zielonej Wyspy. Choćby dlatego trudno przypuszczać, aby nasza scena polityczna upodobniła się do irlandzkiej. Czekamy chyba na innego Godota (Beckett był zanglicyzowanym Irlandczykiem). Ale nie tylko dlatego sądzę, że autentyczna, społecznie wrażliwa, umiarkowana lewica jest nam potrzebna jak antybiotyk przy infekcji bakteryjnej. Prof. Bogdan Wojciszke, psycholog społeczny, badający poglądy i nastroje Polaków, stwierdził w arcyciekawym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (19-20.01), że społeczeństwo polskie jako jedyne „nie potrafi wyprodukować porządku, który uznałoby za prawomocny”. W rezultacie Polacy notorycznie nie uznają władzy za „swoją”. Prof. Wojciszke przypuszcza, że istotnym powodem tego stanu rzeczy może

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Aborcja w czasach Chrystusa

Ani w Starym Testamencie, ani w Nowym nie ma żadnego potępienia antykoncepcji czy zabiegów przerywania ciąży powszechnie stosowanych w Ziemi Świętej W roku 1933 Bolesław Skarżyński, późniejszy profesor biochemii w krakowskiej Akademii Medycznej, jako pierwszy w świecie wykrył w roślinach substancję mającą własności estrogenu, żeńskiego hormonu płciowego, regulującego procesy zapłodnienia. Byłem jego asystentem i pamiętam, jak w swych fascynujących wykładach twierdził, że „już stare baby o tym wiedziały”. Oczywiście miał rację, ale w czasach nowożytnych odwieczna wiedza herbalistyczna starożytnych lekarzy i średniowiecznych znachorek została niemal całkiem zapomniana. Aż do czasu opublikowania pracy Skarżyńskiego w „Biuletynie Polskiej Akademii Umiejętności” (Ser. B, p. 347, 1933) i w „Nature” (vol. 131, p. 766, 1933) świat nauki uważał, że hormony płciowe produkowane są tylko przez zwierzęta. Dopiero w latach 60. lawina prac naukowych potwierdziła odkrycie Skarżyńskiego. Bogata antyczna literatura wskazuje, że przed dwoma tysiącami lat w basenie Morza Śródziemnego wiedza o roślinnych środkach poronnych i antykoncepcyjnych była znacznie szersza niż we współczesnej Europie. Ta dawna wiedza przetrwała do dziś w Indiach, Chinach, Mongolii, Indonezji i innych krajach, ale nie w Europie, gdzie pod koniec renesansu zepchnięto ją do poziomu przesądów. Również herbarze średniowieczne pełne były informacji o ziołach zapewniających bezpłodność.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.