29/2009

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony Jerzy Domański

Parytety – tak, ale…

Czy kobiety w Polsce są uciskaną mniejszością, jak ogłosiły uczestniczki Kongresu Kobiet, albo może uciskaną większością, jak sądzi Katarzyna Piekarska? A jeśli tak, to czy dobrym lekarstwem na ten ucisk jest wprowadzenie parytetów, czyli gwarantowanych 50% miejsc dla kobiet na listach wyborczych i w gremiach decyzyjnych? Środowiska lewicowe i feministyczne widzą w parytecie i cudowne, ozdrowieńcze lekarstwo, i bardzo nośne hasło na sztandary. Tyle że przeciwko parytetom wypowiedziała się również duża grupa kobiet o silnej pozycji zawodowej i poglądach prawicowych. Dostało się im za to od łamistrajków i „volkslist”, bo w takim stylu do debaty włączył się młody człowiek płci jak najbardziej męskiej. Lepiej więc posłuchać, co o tym pomyśle, w Europie ćwiczonym już m.in. w Belgii, Danii, Grecji i Niemczech, myślą same kobiety. Bo albo uznajemy, że ze względu na płeć są one dyskryminowane zawodowo i politycznie, albo dzielimy kobiety na bliskie nam ideowo, które są niesłusznie dyskryminowane, i na tę resztę, która ma to, na co zasługuje. Niestety, w tej debacie najwięcej jest hipokryzji. A szkoda, bo problem jest. I to bardzo poważny. Nikt więc nie może mieć monopolu na reprezentowanie poglądów kobiet, a więc i na walkę o ich prawa, bo mówimy tu przecież nie o jakiejś jednolitej grupie, ale o środowiskach niezwykle zróżnicowanych i często bardzo podzielonych z racji wykształcenia, doświadczenia czy poglądów politycznych i religijnych. Na szczęście nie ma w Polsce proroka, któremu większość

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

„Dziennik” -arze przepisują życiorysy

Żal mi publicystów „Dziennika”, którzy zmieniają CV gazety. Jej to nie pomoże, im pewnie nie zaszkodzi Publicyści „Dziennika” zmieniają CV gazety. Jej to nie pomoże, bo zgodnie z wolą wydawcy umrze jesienią, za to im pewnie nie zaszkodzi. W sukurs przyszła prof. Jadwiga Staniszkis, której w kwietniu poświęcono cały 16-kolumnowy sobotni dodatek „Europa”. W obszernym wstępniaku Robert Krasowski napisał: „Jest ona polskim inteligentem, który odpowiada na najważniejsze polskie pytania. Te z Mickiewicza, Sienkiewicza, Bobrzyńskiego, Brzozowskiego czy Dmowskiego”. Jadwiga Staniszkis, analizując media w Polsce, uznała „Dziennik” za najnowocześniejszą gazetę codzienną. Orzekła: „Jeśli umownie możemy powiedzieć, że ťGazeta WyborczaŤ jest ideowym odpowiednikiem sporów w XVII-wiecznej, a ťRzeczpospolitaŤ – w XVIII-wiecznej Europie, to ťDziennikŤ ulokował się od razu w fazie późniejszej: ponowoczesności przełomu XX i XXI wieku (…). ťDziennikŤ charakteryzowała swoista ambiwalencja, niechęć do wydawania sądów moralnych, postawienie na styl i instrumentalną racjonalność” („Dziennik” 11/12.07.2009 r.). Rybiński niczym Mołotow Jadwiga Staniszkis nie ilustruje swej opinii przykładami. Posłużę się więc kilkoma cytatami z „Dziennika” pochodzącymi ze stycznia 2007 r., by pokazać, na czym polega ponowoczesność tej gazety, jej niechęć do wydawania sądów moralnych, stawianie na styl i racjonalność. „W niedzielę 7 stycznia skończyła się III Rzeczpospolita”, triumfował na pierwszej stronie „Dziennika” Maciej Rybiński

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Firma Graś

Nikt nie wie, czym zajmuje się firma Agemark, w siedzibie której bezpłatnie mieszka minister i której wydatki są większe niż dochody Spółka Agemark w Zabierzowie nie ma telefonu. Nie ma też szyldu i na ogrodzeniu jej siedziby wisi napis „Uwaga zły pies”. W dniu mojego przyjazdu na terenie posiadłości stały dwa samochody, zacząłem więc krzyczeć, że ja do Agemarku, ale nikt nie wyszedł. Bramka była zamknięta na klucz. Poszedłem do Urzędu Gminy w Zabierzowie z prośbą o pomoc w skontaktowaniu się z działającą na ich terenie spółką Agemark, ale nikt o takiej firmie nie słyszał. W referacie zajmującym się działalnością gospodarczą patrzyli w komputer i nic nie znaleźli. W kolejnym gminnym biurze powiedziałem: „Chodzi mi o firmę prowadzoną przez Dagmarę i Pawła Grasiów”. „To czemu pan tak od razu nie mówisz?!” – usłyszałem i dostałem telefon do pani wiceprezes, żony ministra. Pani wiceprezes Dagmara Graś była ogromnie zaskoczona, że ktoś znalazł jej firmę, o której nie ma co pisać, bo ona nic nie robi. Odpowiedziałem, że właśnie mnie interesuje, dlaczego ta firma nic nie robi. Prosiła o zatelefonowanie wieczorem. W końcu odmówiła spotkania. Zatelefonowałem więc do ministra Grasia, członka zarządu Agemarku, powiedziałem mu, że nie mogę wejść do siedziby jego firmy w Zabierzowie z powodu złego psa i braku dzwonka, a pani wiceprezes nie chce się ze mną spotkać. – Nie ma takiego obowiązku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kalifornia sięga po marihuanę

Gubernator Schwarzenegger twardymi metodami próbuje ocalić finanse Złotego Stanu Nasz portfel jest pusty, nasz bank zamknięty i nie mamy kredytu. Potrzebujemy 12 mld dochodów rocznie, a dostajemy 1,8 mld – przyznał gubernator Kalifornii, były gwiazdor filmowy, Arnold Schwarzenegger, który ogłosił finansowy stan wyjątkowy i zamierza wprowadzić drastyczne oszczędności. Zamiast pieniędzmi spłaca niektóre należności bonami dłużnymi. Rozważa nawet legalizację marihuany w celu zwiększenia dochodów. Dziura budżetowa wynosi niewiarygodne 26,3 mld dol. John Chiang, zajmujący stanowisko najwyższego kontrolera kalifornijskich finansów, przyznał, że władze stanowe wydały w ciągu ostatniego roku 10,4 mld dol. więcej, niż uzyskały dochodów. W następstwie Kalifornia nie dysponuje już gotówką na spłatę bieżących należności. Sytuacja w Złotym Stanie (Golden State) budzi poważny niepokój w Waszyngtonie. Kalifornia jest bowiem nie tylko najludniejszym (ponad 36 mln mieszkańców), ale także najzamożniejszym stanem USA. Gdyby była niepodległym państwem, na liście najpotężniejszych gospodarek świata zajmowałaby ósmą pozycję. Chaos finansowy w Kalifornii oznacza zagrożenie dla ekonomii innych stanów, a także dla polityki prezydenta Obamy finansowego pobudzania gospodarki kraju. Przez lata ekonomia Kalifornii kwitła, do stanowych kas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Blog

Wyniesienie na kredyt

LICZNIK PREZYDENCKI Do końca kadencji „Prezydenta Swojego Brata” zostało 467 dni (już poniżej pięciuset). Kiedy Jerzy Buzek został premierem, przez wszystkie media toczyła się długo rzeka oblizujących go komentarzy. Nie dawało się tego słuchać ani oglądać. Wiadomo, jaki był finał. Coś podobnego powtarza się od kilku dni, może nie na tak wielką skalę, ale także już trudne do zniesienia. To bardzo dobrze, że Polak został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, bo sam ten fakt wynosi Polskę bardziej, niż mogłoby to zrobić przyznanie nam nawet bardzo ważnego komisarza. Tu akurat siła symbolu ma znaczenie praktyczne w postaci ogólnego zwiększenia pozycji naszego kraju. Ale to jest na razie awans na kredyt. Stało się coś, co bardzo mocno zobowiązuje, i to zobowiązanie, brzemienne w skutki, pozytywne lub negatywne, zależnie, jak zostanie spełnione, nałożone jest na Jerzego Buzka. Miał dobre pierwsze wejścia i został bardzo ciepło przyjęty. Teraz wszystko zależy od tego, jakim będzie przewodniczącym, jaką o sobie zgromadzi opinię podczas praktycznego pełnienia tego trudnego stanowiska. Z nim nie wiąże się wiele władzy w Unii Europejskiej, ale znacznie więcej w parlamencie. I od tego, jak Jerzy Buzek będzie tę władzę sprawował, będzie zależało

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Macedończyk made in Poland

60 lat temu zakończyła się jedna z najkrwawszych wojen na Bałkanach. Jej ślady znajdziecie tu, wśród nas Wojciech Śmieja Korespondencja ze Skopje Obcy głos pyta, jak się nazywam. „521” – odpowiadam, jak mnie nauczono. „Jak się nazywasz?!”. Głos staje się bardziej natarczywy. „521!” – mam już łzy w oczach, bo jestem dzieckiem i nie wiem, o co chodzi. Wezwany do wagonu Grek z politbiura tłumaczy polskiemu lekarzowi, że dzieci mają numery. Polak na to, że żadne dziecko nie wjedzie do Polski bez imienia. Zagroził, że sprawa dotrze do sekretarza partii, Zachariadisa. W końcu Grecy numery zabrali. Pan nawet nie wie, jakie to ważne: Polacy zwrócili nam imiona! Prof. Taszka Mamurovskiego spotkałem w Skopje. Choć jest Macedończykiem i mieszka w Macedonii, mówi, że do swej ojczyzny nie może wrócić już ponad 60 lat: – A przecież powiedzieli mi, że wyjeżdżam tylko na dwa miesiące! Gdybyście go spotkali, wyjaśniłby wam, że ta jego ojczyzna składa się z trzech części. Jedną z nich, ukochanym heimatem, jest Macedonia Egejska ze stolicą w Sołuniu, czyli greckich Tesalonikach; drugą, tą niepodległą, Macedonia Wardarska ze stolicą w Skopje. Najbardziej na wschodzie leży zaś Macedonia Piryńska, dziś w Bułgarii. Profesor pokazałby wam

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Trwają zabawy między min. Sikorskim a Kancelarią Prezydenta – co kto komu podpisze, a czego nie podpisze. To takie gry może i dla paru ważnych panów fajne i pasjonujące, kto kogo przetrzyma, tylko że dla ludzi w MSZ niszczące. Chłopcy, źle się bawicie… Bo jaki jest efekt tych przepychanek? Miała do Nowego Jorku pojechać pani Anna Fotyga. Wszystko było zaklepane, ten jej występ w Komisji Spraw Zagranicznych to był grom z jasnego nieba. A ponieważ miała wyjechać, w naszym przedstawicielstwie w Nowym Jorku był szum, ludzie pisali podania do Warszawy, że chcą wracać do kraju albo żeby ich przenieść gdzie indziej. Zmieniło się – pani Fotyga nie będzie naszym ambasadorem przy ONZ, minister przedłużył Andrzejowi Towpikowi misję o rok. I co? Ci sami ludzie piszą znów do centrali, że jednak nie chcą wracać, że chcieliby zostać jeszcze rok, żeby im przedłużyć. Jak żyć na takiej huśtawce? W samej centrali natomiast trwają zabawy finansowe. M.in. w wynajmowanie nieruchomości. W nowej strukturze to zadanie przypadło pełnomocnikowi ministra ds. inwestycji kluczowych. Więc chłopina się wciąga. W Nowym Jorku wynajęliśmy pomieszczenia biurowe dla misji. Pięknie! Tylko że wprowadzić się nie można, bo trwają prace adaptacyjne. A czynsz – kilkadziesiąt tysięcy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pracowite wakacje

W tym roku latem będzie pracować nawet 40% młodych Polaków, trzy razy więcej niż dziesięć lat temu „Mam 12 lat i szukam pracy na terenie Leszna. Praca która mnie interesuje, to roznoszenie ulotek lub praca w sadzie. Pilnie proszę o kontakt, tel. xxx”), „Mam 12 lat i szukam pracy w centrum Warszawy. Może to być wyprowadzanie psów itd., ale nie klikanie w łącza, bo mam wolnego neta”. „Mam 17 lat i mieszkam w Rybniku. Szukam pracy, dzięki której mogłabym choć trochę odciążyć finansowo rodziców. Mogłabym opiekować się osobami starszymi i dziećmi (z którymi jako wolontariuszka mam dobry kontakt)”. „Za miesiąc skończę 18 lat. Nie bój się mnie przyjąć, jestem naprawdę pracowitą osobą i lubię nowe wyzwania. Mogę pracować jako kelnerka, sprzedawczyni, a także potrafię sprzątać, przy zbiorach też sobie poradzę”. To tylko kilka z wielu tysięcy ofert pracy, jakie polskie nastolatki codziennie umieszczają w internecie. Młodzież i dzieci, już nawet od 12. roku życia, przekonują w dziesiątkach serwisów internetowych zajmujących się wyszukiwaniem pracy o swojej pracowitości, punktualności, zdradzając jednocześnie, że chcą pomóc finansowo rodzicom i dodatkowo zebrać pieniądze na wakacje. Z badań CBOS wynika, że w zeszłym roku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

PRL to też była Polska

Choć prawicowe elity III RP wciąż powołują się na ciągłość z II RP, wcale nie przeszkadza im, że dzisiejsza Polska ma granice PRL-owskie 22 lipca 1945 r. prezydent Krajowej Rady Narodowej Bolesław Bierut i prezes Rady Ministrów Edward Osóbka-Morawski podpisali ustawę, która uchyliła obowiązującą od 1937 r. ustawę o Święcie Niepodległości (11 listopada) i wprowadziła nowe święto: „Celem upamiętnienia po wsze czasy Niepodległego i Demokratycznego Państwa Polskiego – dzień 22 lipca, jako dzień powstania Suwerennej władzy Narodu Polskiego, stanowić będzie Narodowe Święto Odrodzenia Polski”. „Wsze czasy” trwały niespełna 45 lat. W kwietniu 1990 r. prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Wojciech Jaruzelski podpisał uchwaloną przez tzw. Sejm kontraktowy ustawę o zniesieniu 22 lipca jako Narodowego Święta Odrodzenia Polski. Równocześnie Wojciech Jaruzelski złożył podpis pod ustawą o przywróceniu Narodowego Święta Trzeciego Maja. Świętowanie 11 listopada przywrócił jeszcze Sejm PRL ustawą z 14 lutego 1989 r. o Narodowym Święcie Niepodległości. Usunięciu święta 22 Lipca, co było formą odcięcia się od PRL, oraz przywróceniu – w ramach podkreślania ciągłości z II RP – dawnych świąt towarzyszyły stosowne zmiany w ustawie o dniach wolnych od pracy z… 18 stycznia 1951 r. podpisanej przez prezydenta

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Dlaczego Polak nieustannie klnie „jak szewc”?

Prof. Jerzy Bobryk, Instytut Psychologii PAN, psycholingwistyka Głównym czynnikiem są wzory przedstawiane w mediach, które widzowie naśladują. W filmach krajowych i zagranicznych nieustannie używa się przekleństw, a ludzie to mechanicznie powtarzają. Kiedyś nawet słowo „dupa” było w mediach wykropkowywane. Dziś przeklinanie uzyskało znaczne przyzwolenie społeczne. Nie sądzę, by taka postawa świadczyła o wzrastającym zadowoleniu z życia i szczęściu Polaków, to raczej objaw frustracji. Przeklinają nawet dziewczęta, mało kto zresztą powstrzymuje się z ordynarnymi przekleństwami w obecności kobiet, co jeszcze niedawno czyniono nawet w środowiskach patologicznych. Werbalnie więc wszyscy staliśmy się patologiczni. Jestem za tym, by pokazywać inne wzory wysławiania się, a zwyczaj przeklinania potępiać. Kazimiera Szczuka, krytyczka literacka Nie wiem, czy u nas klnie się więcej niż gdzie indziej. Czy inne nacje się od tego uchroniły? Marek Koterski, reżyser filmowy W amerykańskim kinie bluzgają jak najęci, nawet się u nas tego wszystkiego nie tłumaczy, więc nie sądzę, byśmy jakoś szczególnie odbiegali od normy. Dlaczego tak się dzieje? Może wynika to z poziomu agresji albo bezradności w wypowiadaniu własnych uczuć. Faktem jest, że w kwestii słownictwa idziemy na skróty, lista słów stała się uboższa i rzeczywiście klniemy. Jednak nie podejmuję się tego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.