48/2011

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Kłamstwem w oburzonych

Manipulacje mediów, akcje policji i aresztowania mają stłumić ruch amerykańskich demonstrujących W Stanach Zjednoczonych establishment najwidoczniej postanowił stłumić ruch oburzonych. Policja przystąpiła do akcji, zapełniły się areszty, media głównego nurtu prowadzą kampanię oszczerstw. Demonstrantom pozostał tylko jeden wielki obóz namiotowy – przed ratuszem w Los Angeles. Ale aktywiści się nie poddają. Chcą w różny sposób protestować także zimą. Ruch oburzonych czy też okupujących narodził się 17 września, w dniu, który w USA jest świętem konstytucji. Protestujący próbowali okupować nowojorską Wall Street. Kiedy powstrzymała ich policja, urządzili obóz namiotowy w pobliskim parku Zuccotti, który nazwali Parkiem Wolności, na wzór kairskiego placu Tahrir. Oburzeni występują przeciwko wszechwładzy banków i wielkich korporacji, oskarżają rządzących o to, że są narzędziem wąskiej grupy najbogatszych. Uważają się za reprezentantów 99% społeczeństwa, zwykłych ludzi, w czasach kryzysu często z trudem walczących o przetrwanie. Mówi się więc także o ruchu „99 procent”. Juan Cortes, jeden z oburzonych, powiedział dziennikarzom: „Przyszedłem tu, ponieważ jestem jedną z ofiar banków. Banki zabrały mi dom. Teraz chcę, abyśmy połączyli siły z tymi, którzy nie mają pracy, i razem podjęli akcję przeciwko bankom. Chcę, aby oddały

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Kosmiczny bałagan

 Wokół Ziemi krąży ponad 22 tys. odpadów i części różnych konstrukcji Działalność człowieka na przestrzeni jego dziejów zapisała się nie tylko osiągnięciami w postaci wielkich budowli na Ziemi, nowoczesnych konstrukcji pływających i latających w biosferze okołoziemskiej oraz w kosmosie, lecz także milionami ton odpadów stanowiących zagrożenie, ale i potencjalne surowce wtórne. Każdy człowiek w zależności od poziomu egzystencji i zamożności kraju w ciągu całego życia wytwarza od kilkunastu do kilkuset ton odpadów. Co roku powstaje na naszym globie 19-23 mld t odpadów przemysłowych oraz 1,5-1,9 mld t odpadów komunalnych, w tym – według ostrożnych ocen – ok. 400-500 mln t odpadów niebezpiecznych. Na powierzchni Ziemi zalega ponad 20 mld t tych odpadów, a kilka miliardów wtłoczono w wyrobiska pogórnicze i naturalne szczeliny pod ziemią. W sumie odpady zajmują według szacunków ok. 180-210 tys. km kw. Jak wykazały badania składowisk odpadów, odcieki z nich skażają powierzchnie parokrotnie większe od tych, które zajmują. Dotyczy to zwłaszcza składowisk powstałych w XX w. i wcześniej, kiedy nie były one jeszcze skutecznie izolowane od środowiska. Odrębne i zupełnie nowe problemy zrodziły badania kosmosu. Pierwsze odpady kosmiczne pojawiły się w 1957 r., gdy satelity wysłał najpierw

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Autorski rząd nie wystarczy

Autorski rząd premiera Tuska najlepiej prezentuje się na wspólnej fotografii. Na starcie dobre i to. Oby jednak miła powierzchowność ministrów, dobrze ponad średnią krajową, nie zamknęła listy zalet tej ekipy. Rządu tak wyraźnie partyjnego, że tylko ludzie ze środka PO mogą rozumieć racje kryjące się za tymi nominacjami. Autorski rząd oznacza też, że premier ponosi większą niż zwykle odpowiedzialność za efekty rządzenia swoich wybrańców. Nawet wtedy, gdy uważa własnych ministrów tylko za zderzaki. Bo gdyby nawet kierować się jego terminologią, to samochód z wymienionym zderzakiem nie zyskuje przecież na wartości. Po tak wysokiej wygranej PO i z tak mocnym mandatem poparcia premier może bardzo dużo. Ale tylko do czasu, gdy jego decyzje rozminą się z oczekiwaniami społecznymi. A to Tusk rozumie lepiej od innych polityków. Wie, że ci sami, którzy krzyczeli o braku reform i domagali się ich więcej, dziś już protestują przeciwko potencjalnym skutkom zapowiedzianych zmian. A to dopiero początek narzekania, bo nikt nie chce płacić ceny za kryzys. Największy opór stawiają nie najbiedniejsi, bo ci nie mają twardych i zdeterminowanych obrońców, ale ci, którzy do kryzysu doprowadzili. Instytucje finansowe i banki. Politycy chodzą wokół nich na palcach. Mrucząc pod nosem, że trzeba tam radykalnych zmian. Siłę tych instytucji, mimo chorego systemu, w którym tkwią, najlepiej widać po tym mruczeniu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Karawan idzie dalej

Psy szczekają, karawana idzie dalej. Jakie psy? Różne. Jaka znów karawana? To już raczej karawan! Lepsza jest moja wersja: Psy szczekają, a karawan idzie dalej. W dobie kryzysu partyjnego to chyba lepiej oddaje obecną sytuację. SLD-owski karawan oszczekiwany z różnych stron wlecze się noga za nogą, choć ma nowego mistrza ceremonii, który już kilka razy kończył, ale znów zaczyna. Niezmordowanie próbuje. Przebrał się w nowe, czarne szaty ze srebrnym szamerunkiem, które chyba zaprojektowała Ewa Minge. Nowy image ma sprawić zmartwychwstanie zwłok, leżących tradycyjnie w pudełku albo w modnej dziś urnie, w postaci proszku. Elektorat, czyli żałobnicy, czekają, co z tego wyniknie. Choć lewica nie powinna wierzyć w zmartwychpowstanie, to jednak jej zwolennicy czekają na cud boski lub baśniowy. Do tego potrzebny byłby młody ideowy królewicz, co to pocałuje martwą królewnę leżącą w szklanej trumience, a wtedy ona zatrzepocze lewicowymi rzęsami, rozchyli lewicowe wargi i wypowie hasło, które porwie za sobą lud. Bo zawsze chodzi o lud. A już zwłaszcza przed wyborami. Jak mawiał, unosząc szklaneczkę z wódką, nieodżałowanej pamięci poeta Broniewski: Ja zawsze z lodem, a lud ze mną. A może: Ja zawsze z lodem, a lód ze mną. Drugi partyjny karawan czeka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Historia lukrem pisana

Europosłowi Jackowi Kurskiemu, który wygłosił w TVN tezę, że lewica nie miała nic wspólnego z odzyskaniem przez Polskę niepodległości 11 listopada zgromadzeni pod warszawskim pomnikiem Romana Dmowskiego odśpiewali „My, Pierwsza Brygada”, co można określić jako chichot historii. Uczczono bowiem przywódcę obozu narodowego pieśnią jego śmiertelnych wrogów – piłsudczyków. Świadczy to o całkowitej nieznajomości historii, utrwalanej przez rocznicowe debaty poświęcone odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. Można w nich znaleźć stwierdzenie, że przy narodzinach II Rzeczypospolitej zaistniał swoisty treuga Dei, czyli pokój boży zakazujący starć pomiędzy głównymi obozami politycznymi w Polsce, którym patronowali Piłsudski i Dmowski. Byłoby to świadectwem wielkiej dojrzałości ówczesnych elit politycznych, lecz niestety rzeczywistość była odmienna. Gdy wczesnym rankiem 10 listopada 1918 r. Piłsudski wysiadł na warszawskim dworcu ze specjalnego pociągu z Berlina, po ponadrocznym uwięzieniu w Magdeburgu, był pod wrażeniem rewolucji w Berlinie, ale niewiele wiedział o sytuacji w Polsce. Na peronie oczekiwali go książę Zdzisław Lubomirski, jeden z trzech członków skompromitowanej Rady Regencyjnej, i Adam Koc z grupką członków Polskiej Organizacji Wojskowej. To wówczas Piłsudski dokonał ważnego wyboru politycznego – przyjął zaproszenie na śniadanie do rezydencji księcia na ulicy Frascati, pozostawiając towarzyszącego mu Kazimierza Sosnkowskiego pod opieką peowiaków. Członkowie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Trałowanie – rozmowa z Andrzejem Kratiukiem

Na korytarzu pan prokurator powiedział, że wszystko zależy od moich zeznań. I możemy być kwita. Tylko coś ciekawego chcieliby usłyszeć Andrzej Kratiuk,  prezes Rady Fundacji Jolanty Kwaśniewskiej „Porozumienie Bez Barier” Rozmawia Robert Walenciak Gdy w 2005 r. stanął pan przed komisją orlenowską jako świadek, zdawał pan sobie sprawę, że wplątuje się w wielkie kłopoty? – Nie, żadną miarą. Choć oczywiście problemy były – Roman Giertych udzielał publicznie wywiadów i mówił w nich, że, po pierwsze, moja kancelaria prawnicza jest nieprawidłowo zarejestrowana w sądzie. A po drugie, że przepływały przez nią miliony złotych z Orlenu na fundację Jolanty Kwaśniewskiej. I co pan na to? – Zwróciłem się do Orlenu, żebyśmy złożyli wspólne oświadczenie, że obroty między nami są zerowe. Że nie ma ich i nigdy nie było. Ale to nie pomogło. Dzień przed Wigilią do mojej kancelarii wkroczyło 14 funkcjonariuszy ABW z postanowieniem podpisanym przez prokuratora Marka Wełnę o jej przeszukaniu i zabraniu dokumentacji świadczącej o obrotach między Orlenem a fundacją Jolanty Kwaśniewskiej. Na postanowieniu wpisano, że dzieje się to w ramach śledztwa przeciwko Pawłowi Kaliciakowi, do dziś kompletnie mi nieznanemu, w sprawie prania brudnych pieniędzy. Zawinił w Trzebini Gdzie był związek między panem Kaliciakiem a kancelarią? – Zapytałem panią prokurator Zdrojkowską z Płocka, która współpracowała z Markiem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Co nas kręci, co nas podnieca

Lista tematów z pierwszych stron gazet jest zaskakująco podobna do zagadnień, o których najczęściej plotkujemy Na forach internetowych mężczyźni zżymają się, że kobiety to materialistki, które na faceta patrzą przez pryzmat portfela. Niecieszące się uznaniem płci brzydkiej zachowania nie dziwią psychologa ewolucyjnego, który widzi w tym jedynie zabezpieczenie interesów przyszłego potomstwa. Skóra, fura i komóra jako gwaranty reprodukcyjnego sukcesu. Jakkolwiek analogia pomiędzy przebiegłym myśliwym a przedsiębiorcą z sukcesami jest jasna – w różnych epokach inaczej przejawia się zaradność – to ambicją psychologów ewolucyjnych jest wytłumaczenie naszych zachowań i fenomenów kulturowych. Także tych, które na pierwszy rzut oka nie łączą się ani z reprodukcyjnym sukcesem, ani z przetrwaniem najsilniejszych. Adaptacyjna funkcja plotek i sensacji Dlaczego kogoś z Toronto miałaby interesować informacja o tym, że kobieta w Tajlandii popełniła samobójstwo, skacząc do dołu pełnego krokodyli? Dlaczego skażenie bakteriami Escherichia coli hamburgerów McDonalda w Wielkiej Brytanii interesuje kogoś po drugiej stronie oceanu? Jak się okazuje, takie informacje cieszą się niesłabnącą popularnością bez względu na epokę i miejsce, w których żyjemy. Psycholodzy ewolucyjni wzięli pod lupę 736 artykułów opublikowanych w prasie od 1700 do 2001 r., w tak różnych zakątkach świata jak Australia, Bangladesz, Kanada, Anglia,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Wszystko dla lidera

Refleksje po przegranych wyborach Przez przypadek wziąłem udział w ostatnich wyborach do Sejmu. Tym przypadkiem była złożona mi przez SLD na krótko przed zamknięciem list propozycja kandydowania na drugim miejscu w Katowicach. Otrzymałem ją dlatego, że poważnie zachorował mój poprzednik. Szanse na sukces wyborczy można było zawrzeć w powiedzeniu: na dwoje babka wróżyła; przy powodzeniu SLD (dwucyfrowy wynik w głosowaniu) wchodziłem do Sejmu, wynik jednocyfrowy nie dawał mi żadnych szans, chyba że w rywalizacji pokonałbym lidera listy wyborczej, miejscowego barona SLD, który przygotowania do swej kampanii zaczął na długo przed jej oficjalnym rozpoczęciem. W Sojuszu panował entuzjazm, nastroje były więcej niż optymistyczne. Wynik SLD szacowano w przybliżeniu na 15%. Grzegorz Napieralski nie ukrywał oczekiwania na stanowisko wicepremiera w rządzie koalicyjnym z Platformą, a kilku ludzi z jego najbliższego otoczenia – na wysokie pozycje w administracji rządowej. Pod koniec sierpnia na ogólnopolskiej konwencji wyborczej SLD panowała nieskrywana wiara w zwycięstwo, które dawał wynik lepszy od uzyskanego przez Napieralskiego w wyborach prezydenckich. Wśród mówców przeważali młodzi chłopcy i dziewczyny, którzy nie szczędzili słuchaczom przechwałek i dywagacji. Program „Jutro bez obaw” miał się okazać jedynie słuszny i skuteczny, gwarantujący sukces wyborczy. Przygotowały go rzekomo „najtęższe głowy” obozu lewicowego. Słuchałem tych wystąpień

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Filmowe opowieści

Amerykański sen nawet w oczach Polaków przestał być atrakcyjny. Po wojnach w Iraku i w Afganistanie, niewiele mających wspólnego z obroną praw człowieka i demokracji, po fatalnej realizacji tzw. offsetu przy zakupie wciąż psujących się F-16, w końcu po bankructwie nie tylko amerykańskich banków, ale całego modelu gospodarczego amerykańskie marzenie uleciało bardzo szybko. To wszystko jest powszechnie znane. Trudniej wyobrazić sobie codzienność życia zwykłych Amerykanów. Obrazki z pejzażu społeczeństwa amerykańskiego można było zobaczyć na American Film Festival, zorganizowanym po raz drugi we Wrocławiu przez Romana Gutka. Jak powiedział Todd Solondz, którego filmy również były tam pokazywane, amerykańskie marzenie zbyt często zamienia się w amerykański koszmar. Jego najnowszy film „Czarny koń”, nagrodzony we Wrocławiu, pokazuje w krzywym zwierciadle społeczeństwo egoistów, samotników, neurotyków, kompletnie wyalienowanych ludzi żyjących pod presją sukcesu i uczestniczących w grze pozorów. Nie ma tam miejsca dla outsiderów, choć tak naprawdę większość uczestników tej codziennej maskarady należy do przegranych. Główny bohater, zanurzony w samotnej egzystencji, pogardzany przez otoczenie, żyjący w toksycznej rodzinie, w oskarżycielskim monologu wyrzuca z siebie pretensje do całego systemu, który tłamsi ludzi takich jak on. Atmosfera filmu, którego akcja rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, dość mocno

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Menedżerowie na haju

Trawka odpręża ich, gdy skończą zarządzać, prowadzić rozmowy handlowe, dotrzymywać terminów. Nie chcą za nią trafić do więzienia Wisława Szymborska, Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Jimmy Carter, Javier Solana, Mario Vargas Llosa, Sting, Yoko Ono, Bernardo Bertolucci – podpisali list postulujący odejście od karania za posiadanie narkotyków na własny użytek i zwiększenie środków na profilaktykę. Odczytano go na posiedzeniu brytyjskiej Izby Lordów, która debatowała na temat zmian w polityce narkotykowej. W Polsce 9 grudnia wejdzie w życie kolejna nowelizacja Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Posiadanie narkotyków nadal będzie nielegalne, ale osoby mające je na własny użytek, zamiast posyłać do więzienia, będzie można skierować na reedukację lub leczenie. Coraz liczniejsze są jednak głosy, aby z karania za posiadanie narkotyków w ogóle zrezygnować. Według szacunków Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, co najmniej raz w roku po narkotyki sięgnęło 2,8 mln Polaków. Pierwsza trawka Ciepłe wrześniowe popołudnie, początek lat 80. 18-letni Krzysiek jak co dzień spotyka się po pracy z kolegami. Chłopcy robią skręta, w tle leci Bob Marley. – Palisz? – A co to jest? – No trawa, chcesz? Wtedy po raz pierwszy poczuł smak marihuany. I nawet interwencja milicjantów – bo było za głośno –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.