03/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Ekologia

Zacznijmy od naszych lodówek

W Polsce co roku marnuje się niemal 9 mln ton żywności Na świecie co roku wyrzucamy 1,3 mld t jedzenia (FAO, maj 2011 r.). Stanowi to jedną trzecią produkowanej żywności. W typowym domu Europejczyka wyrzuca się 20-30% kupionego jedzenia, dwie trzecie nadawałoby się jeszcze do spożycia. W Polsce co roku marnuje się niemal 9 mln ton żywności. Dane Eurostatu sytuują nasz kraj na piątej pozycji wśród państw marnujących jedzenie w Unii Europejskiej, za Wielką Brytanią, Niemcami, Francją i Holandią. W odróżnieniu od tych krajów w Polsce za 73% zmarnowanych produktów żywnościowych odpowiedzialność ponosi branża spożywcza. Producenci i dystrybutorzy żywności utylizują ją na skalę masową. Co roku niszczonych jest w ten sposób 6,6 mln t. Wielu producentów i dystrybutorów woli swoje produkty zniszczyć, niż przekazać bankom żywności. Marek Borowski, prezes Federacji Polskich Banków Żywności, podaje przykład jednej z firm, która niedawno po trzech miesiącach zakończyła współpracę z bankami żywności, gdyż za przekazane produkty musiała zapłacić 2 mln zł podatku. Wolała oddawać swój towar do utylizacji. Przy przekazywaniu żywności na cele pomocowe jej producenci są zwolnieni z podatku VAT, dystrybutorzy już nie. Ministerstwo Finansów argumentuje,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Milicje rządzą w Trypolisie

W Libii może dojść do wojny wszystkich przeciwko wszystkim o władzę, ropę i miliardy Kaddafiego Każdej nocy w stolicy Libii słychać strzały. Trypolis podzieliły między siebie uzbrojone milicje. Bojownicy konfiskują domy, dręczą tysiące ludzi w więzieniach, porywają z ulic kobiety i grożą, że nie odejdą, dopóki nie dostaną miliardów z zagranicznych kont Kaddafiego. Rządząca Narodowa Rada Tymczasowa nie potrafi opanować sytuacji. Bogata w ropę, rozległa i rzadko zaludniona (5,5 mln mieszkańców) Libia po 43 latach reżimu pułkownika ma szanse na rozwój gospodarczy i dobrobyt. Ale nad krajem krąży widmo wojny domowej. Bojownicy żądają nagrody Trypolis zdobyły w sierpniu zeszłego roku milicje z zachodniej części Libii – z długo obleganej przez armię Kaddafiego Misraty, z Zintan oraz Berberowie z gór Nafuza, wzdłuż granicy z Tunezją. Oddziały podległe Narodowej Radzie Tymczasowej w Bengazi stały wtedy bezsilnie pod portowym miastem Brega, daleko od stolicy. Przywódcy i bojownicy milicji twierdzą, że ponieważ mieli największy udział w zwycięstwie, powinni zostać hojnie wynagrodzeni. W Trypolisie obecnie działa ok. 55 różnych milicji, które liczą ponad 30 tys. bojowników. Milicja z Zintan ma siedem brygad, po 150 ludzi każda. Jeszcze silniejsza jest milicja z Misraty, dysponująca potężnym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

IPN oskarża i sądzi

Rzadko mam okazję być jednocześnie mniejszością i większością. Mniejszością jestem w mediach, gdzie od wielu lat głos ludzi uznających słuszność wprowadzenia 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego jest praktycznie nieobecny. Nie, żebym nie chciał. Na takie oceny nie ma po prostu zapotrzebowania. Nie ma, bo jest tak jak przy innej okazji powiedział w „Tygodniku Powszechnym” prof. Karol Modzelewski: „nie ma cenzury, nie ma dyrygenta, ale jest chór, bo wszyscy trzymają w ręku te same nuty”. Proporcje wypowiedzi za decyzją gen Jaruzelskiego i WRON i przeciw niej od 20 lat są takie same. Czarno-białe. Ze zdecydowaną przewagą czarnego. Politycy i media nie szczędzą czarnej farby. IPN wymyśla coraz bardziej szalone formuły, by dopaść generałów, a większość społeczeństwa i tak wie swoje. Jestem częścią tej większości, która nie uległa propagandowej obróbce oskarżeń. I nie na przekór faktom, tylko właśnie w zgodzie z realiami i faktami z tamtego czasu. My pamiętamy, że wówczas egzamin z kwalifikacji politycznych i realnego patriotyzmu zdawali oprócz władz PZPR także Kościół i „Solidarność”. I że żadna z tych grup nie była monolitem. Bo w każdej byli pragmatycy i realiści, ale też jastrzębie i zwykli durnie. Mieszanka, jaką tworzyli, była bardziej wybuchowa od dziurawego kotła parowego. I by tę niezwykle niebezpieczną sytuację jakoś rozładować, trzeba było politycznego rozumu i odwagi. Ale także czegoś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Przemytnikom się opłaca

Rafa koralowa, khat, papierosy, medale. Prawie na wszystkim można zarabiać Na naszej wschodniej granicy rok zaczął się mocnym akcentem. W wieczór Trzech Króli, 6 stycznia, na dawnym polsko-litewskim przejściu w Budziskach celnicy zatrzymali łotewską ciężarówkę z transportem trzciny do Włoch. Samochód wzięto na rentgen, obraz na ekranie pokazywał, jakby coś jeszcze w tej trzcinie było, pies służbowy Gotam też zaczął ją obwąchiwać. W trzcinie tkwiło prawie 100 tys. paczek papierosów różnych marek, z rosyjską akcyzą. Sprzedano by je u nas za ponad milion złotych. Kierowca naturalnie twierdził, że o niczym nie wiedział, zatrzymano i jego, i ciężarówkę. To pierwszy wykryty w tym roku wielki przemyt papierosów. Mało w czym jesteśmy najlepsi w Europie, więc warto się pochwalić, że w 2010 r. (ubiegłoroczne wyniki są jeszcze podliczane) w Polsce zarekwirowano najwięcej przemycanych papierosów w Unii – aż 744 mln sztuk. Palmę pierwszeństwa odebraliśmy Wielkiej Brytanii, gdzie w 2008 r. ustanowiono rekord – prawie 1,8 mld sztuk przemycanych papierosów. Brytyjski sukces też jednak był dziełem Polaków, którzy w tym czasie jeszcze masowo ruszali do Anglii, wszyscy oczywiście z papierosami. Gdy w 2009 r. zmniejszyła się liczba rodaków jadących tam za pracą, to i ujawniony przemyt spadł do 700 mln sztuk.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Strefa euro na rozdrożu

Jeśli nie uda się poskromić światowych rynków finansowych, Unia Europejska nie rozwiąże swoich problemów Temat kłopotów strefy euro zszedł wprawdzie z pierwszych stron gazet i czołówek dzienników telewizyjnych, ale nie oznacza to, że politycy w czasie ostatniego szczytu w Brukseli (8-9 grudnia 2011 r.) znaleźli na nie panaceum. Do tego jeszcze daleko, zwłaszcza że nie wiadomo, czy w ogóle ono istnieje, z drugiej strony – likwidacja strefy euro jest niemożliwa bez poniesienia olbrzymich kosztów. Uzdrowienie światowych finansów wymaga okiełznania neoliberalizmu na rzecz zwykłego liberalizmu. Oznacza to potrzebę wypracowania i wprowadzenia ponadnarodowej kontroli światowych rynków finansowych. To, co obecnie proponuje Unia Europejska, byłoby cząstką globalnej kontroli. Bez niej globalny wolny rynek doprowadzi do kryzysu, jakiego świat jeszcze nie widział, przy którym kryzys z lat 1929–1933 będzie drobnym incydentem. Dlatego dyskusji o federalnym charakterze strefy euro na kontynencie towarzyszyć powinna dyskusja na forum światowym, która zastąpiłaby jałowe dysputy w ramach WTO czy innych tego typu instytucji. Trzeba bowiem najpierw poskromić światowe rynki finansowe. Utrzymanie strefy euro wymaga zasadniczych zmian instytucjonalnych, ponieważ dotychczasowymi metodami nie uda się przedłużyć jej żywota. Przyczyny są dwojakiego rodzaju. Część związana jest z genezą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Sekrety i dzieci biskupa Zavali

Znakomity duszpasterz archidiecezji Los Angeles przez lata prowadził podwójne życie Gabino Zavala, biskup pomocniczy archidiecezji Los Angeles, był bardzo lubiany przez wiernych. Obrońca ubogich i imigrantów, rzecznik wykluczonych, aktywista ruchu pokojowego cieszył się powszechnym szacunkiem. Niekiedy osobiście rozdawał potrzebującym mleko i chleb. Wielu parafian mówiło mu po imieniu. Uchodził za jednego z najwybitniejszych hierarchów w episkopacie Ameryki. A jednak papież odwołał go ze stanowiska. Niespodziewanie okazało się bowiem, że Zavala ma w innym stanie USA rodzinę – partnerkę i dwoje nastoletnich dzieci. Wielu mieszkańców archidiecezji doznało szoku, a w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się kolejna dyskusja o celibacie. 60-letni biskup pomocniczy na początku grudnia poinformował o swojej tajemnicy arcybiskupa Los Angeles, José Gómeza. Potem złożył na ręce papieża rezygnację z urzędu. Gómez czekał na decyzję Stolicy Apostolskiej. Biskup powinien pełnić swoje obowiązki do 75. roku życia, jednak art. 401 kodeksu prawa kanonicznego przewiduje, że może odejść w stan spoczynku wcześniej, jeśli jest chory albo jeśli istnieją inne ważne przyczyny, uniemożliwiające mu sprawowanie urzędu. Na ten właśnie artykuł powołał się papież Benedykt XVI, odwołując bp. Zavalę. Watykan nie wspomniał o podwójnym życiu duszpasterza z Los

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bez końca

Wypadek odebrał Stanisławowi Wojtasowi zdrowie, pracę i źródło utrzymania. Od ponad pięciu lat nie może się doczekać sprawiedliwości Stanisław Wojtas był cenionym w okolicach Limanowej budowlańcem, specjalistą od pieców. Był, bo już nie pracuje w zawodzie. Wszystko przez wypadek samochodowy. 1 lipca 2006 r. jechał swoim fordem transitem przez Mszanę Dolną, kiedy zauważył nadjeżdżające z przeciwka auto. Jaguar wpadł w poślizg i uderzył w bok dostawczaka. Wojtas z wypadku pamięta tylko tyle, że chciał go uniknąć. Momentu uderzenia sobie nie przypomina. Pogotowie natychmiast przewiozło go do szpitala. Miał potłuczoną głowę, klatkę piersiową i plecy. Na początku skarżył się tylko na bóle głowy i pleców, ale szóstego dnia pojawiły się jeszcze bóle w klatce piersiowej. Zdiagnozowano zawał. W sumie spędził w szpitalu 18 dni. Do tego doszły dwa turnusy w sanatoriach i orzeczenie o niezdolności do pracy, do której już nie wrócił. – Nawet na drabinę nie mogę wejść. A jak inaczej się dostać do komina, gdy się komuś montuje piec? – pyta rozgoryczony. Kierowcą jaguara okazał się ówczesny senator Franciszek Adamczyk. Przed Temidą niby wszyscy jesteśmy równi, ale w trakcie ciągnącej się szósty rok sprawy okazało się, że mniej chodzi o to, czy Adamczyk spowodował wypadek czy nie, niż o to, czy Wojtas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Bez wódeczki ani rusz- rozmowa z Karolem Okrasą

W tradycyjnej polskiej kuchni nie da się alkoholu uniknąć. Ale i na odwrót – polska wódka nie powinna występować sama Rozmawia Bronisław Tumiłowicz Odznaki „Bene Merito” przyznawane przez ministra spraw zagranicznych otrzymali za szerzenie polskości Karol Okrasa – gwiazda programów kulinarnych, szef kuchni restauracji Platter by Karol Okrasa, oraz Andrzej Szumowski, wiceprezes spółki Wyborowa SA. To znaczy, że nie ma polskiej kuchni bez polskiej wódki? – Można to tak rozumieć. W tradycyjnej polskiej kuchni nie da się uniknąć alkoholu. Ale i na odwrót – polska wódka nie powinna występować sama. Bez dobrych potraw spożywanie alkoholi nie przystoi. Dlatego prezes Andrzej Szumowski namówił mnie do zorganizowania warsztatów kulinarnych dla żon ambasadorów akredytowanych w Warszawie, by pokazać im nasze potrawy i typowe produkty kulinarne, a przy okazji opowiedzieć o historii i wypromować to, co mamy najlepszego. Liczymy, że dzięki temu programowi panie ambasadorowe staną się ambasadorkami polskiej kuchni, ze wszystkimi jej dodatkami. Śledzik czy śledź Czy nie należy też traktować alkoholu jako ochrony naszego układu trawiennego, zwłaszcza że tradycyjnie jemy dość tłusto? – Odrobina dobrego alkoholu pomaga w przyswajaniu tłuszczów i trawieniu ciężkich potraw, np. dziczyzny. Aperitif przed posiłkiem działa pobudzająco na żołądek. Do jednych potraw pasuje wódka,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Odskrobać damę?

Od wielu lat naukowcy spierają się, czy odsłonić wszystkie uroki portretu pięknej Cecilii, czy zostawić go, tak jak jest Nie wszyscy wiedzą, że jedyny obraz Leonarda da Vinci w polskich zbiorach, figurujący w każdej encyklopedii i przewodniku po Krakowie, czyli „Dama z gronostajem” (znana też jako „Dama z łasiczką”), wygląda dziś inaczej, niż gdy wyszedł w 1483 r. spod pędzla mistrza. Nie chodzi tutaj o ząb czasu, czyli uszkodzenia i przybrudzenia, a także pęknięcie w desce, na której został namalowany, ale o to, że w końcu XVIII w. został trochę zmieniony, być może w opinii ówczesnych „poprawiony”. Zamazano na czarno tło obrazu, które było jasnoszare i przechodzące ku brzegowi w błękit, domalowano młodej kobiecie, a Leonardowi prawdopodobnie pozowała 16-letnia piękność Cecilia Gallerani, korale i tasiemki przy rękawach, a także przepaskę na głowie i związanie kosmyków włosów, jakby zapięcie czepca pod brodą. Wykonujący te „retusze” artysta prawdopodobnie jeszcze poprawił coś na twarzy kobiety, może tylko uzupełnił ubytki farby, choć nie robił tego zgodnie z obecnymi zasadami konserwacji dzieł sztuki, bo taka dyscyplina wówczas nie istniała. Szkoła krakowska, szkoła warszawska Dzieła tego mistrza są bezcenne, nawet z dokonanymi na nich przeróbkami, jednak specjaliści, którzy dzięki dogłębnym badaniom obrazu wiedzą o nim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Dwa piwa na trzech – rozmowa z Tomáš Sedláček

Nie możemy już więcej się zadłużać, a ekonomia musi się wymyślić na nowo Tomáš Sedláček, czeski ekonomista Rozmawia Kuba Kapiszewski Co jest nie tak z gospodarką? – Coś podobnego do tego, o czym się mówi w mitach, starych i nowych: że stała się narzędziem bez duszy. Innymi słowy, pytanie nie brzmi, czy gospodarka działa czy nie, tylko czy działa w sposób, jakiego byśmy od niej oczekiwali. Odpowiedź na to pytanie jest trudna, żeby bowiem na nie odpowiedzieć, musielibyśmy najpierw być zorientowani, jak gospodarka ma działać. A jak chcemy, żeby działała? – Przede wszystkim chcemy, żeby była sprawiedliwa. Problem polega na tym, że musimy zacząć oceniać. Ekonomia, jak staram się pokazać w książce, od dawna jest oparta na wartościach, tyle że staramy się od tego uciec. Tytuł jest prowokacją, ponieważ ekonomia rzekomo nie powinna mówić o dobru i złu. Pierwsza reguła Fight Clubu (z filmu „Podziemny krąg” – przyp. red.) jest taka, że nie mówi się o Fight Clubie. Pierwsza zasada ekonomii jest taka, że nie mówi się o dobru i złu. Ale w rzeczywistości mówimy. Podobał mi się przykład z książki, dziennikarz pytający ekonomistę o inflację. „Jak jest wysoka? 4,2%. A to dobrze czy źle i jaka powinna być?”. – Albo przykład z Miltonem Friedmanem. Napisał, że ekonomia powinna

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.