03/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Bańka apteczna może pęknąć

W Polsce na jedną aptekę przypada 2800 mieszkańców, w krajach UE – średnio ok. 4000 Leki refundowane wszędzie w tej samej cenie oraz zakaz reklamy aptek i ich działalności. Rynek aptek w Polsce musi się zmienić. Nowa ustawa chce ograniczyć przyrost placówek. Czy skorzysta na tym pacjent? Dużo za dużo Są dwa kryteria określające odpowiednią gęstość sieci aptek. Pierwsze wskazuje liczbę mieszkańców przypadającą na jedną aptekę, drugie – odległość między poszczególnymi placówkami. W Polsce używa się w zasadzie tylko pierwszego. Liczba mieszkańców przypadających na aptekę jest jedną z najniższych w Europie – w 2010 r. wynosiła 2,8 tys. mieszkańców, podczas gdy w krajach Unii Europejskiej średnia wynosi ok. 4 tys. i jest w zgodzie z przepisami unijnymi, które mówią o liczbie od 3 tys. do 5 tys. mieszkańców na jedną aptekę. Żeby spełnić to kryterium, należałoby w Polsce zlikwidować co trzecią placówkę. Przed liberalizacją przepisów dotyczącą zakładania aptek ostrzegała kilka lat temu Naczelna Izba Aptekarska. Ale jej postulat 5 tys. mieszkańców na jedną aptekę okazał się niewykonalny, bo rozmieszczenie ludności w Polsce różni się od tego w krajach europejskich, gdzie zdecydowana większość obywateli mieszka w dużych ośrodkach miejskich. NIA z pomysłu się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Zmartwychwstanie Warszawy

Odbudowa stolicy była nie mniej narodowa niż powstania: kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe czy warszawskie. Marmurowa tablica na fasadzie kamienicy Simonettich przypomina: „Rynek Starego Miasta. Pomnik kultury narodowej i walk rewolucyjnych ludu Warszawy, zwalony w gruzy przez faszystowskich okupantów w 1944 r., rząd Polski Ludowej z ruin podźwignął i narodowi przywrócił w latach 1951-1953”. Odbudowa Warszawy była możliwa jedynie pod warunkiem, że pozostanie ona stolicą Polski, siedzibą władz państwowych. Tylko stołeczność gwarantowała zgromadzenie gigantycznych środków materialnych i organizacyjnych, pozwalających na podźwignięcie miasta z ruin. Choć 3 stycznia 1945 r. Krajowa Rada Narodowa – na jej czele stał prezydent Bolesław Bierut – podjęła uchwałę o pozostawieniu Warszawy stolicą Polski, a 13 stycznia podobną decyzję przyjął Rząd Tymczasowy Rzeczypospolitej Polskiej kierowany przez Edwarda Osóbkę-Morawskiego, sprawa nie była wcale przesądzona. Przystanek Łódź Zrujnowana Warszawa miała konkurentkę – Łódź. To duże miasto, położone centralnie w zaplanowanym kształcie terytorialnym powojennej Polski, kusiło członków rządu lubelskiego – poza robotniczym rodowodem – ważnymi względami praktycznymi. Jeszcze przed wyzwoleniem Łodzi (19 stycznia 1945 r.) było oczywiste, że znajdą się tu setki wolnych gmachów nadających się na siedziby urzędów centralnych i tysiące

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Sikorski za wiele spraw był krytykowany, ale potrafił załatwiać dla MSZ pieniądze. No to chyba na jaw wyszła wielka tajemnica min. Sikorskiego. Otóż tak się złożyło, że Radosław Sikorski w czasie swojej kariery rządowej zbierał różne opinie, za wiele spraw był krytykowany, ale w jednej wszyscy mówili zgodnym chórem – potrafił załatwiać dla MSZ pieniądze. Jak to robił? To chyba już wiadomo, bo kilku ludzi w ministerstwie przyjrzało się projektowi budżetu, który MSZ przyjęło na rok 2012. I widać tam, jak wiele zależy od zręcznego poumieszczania różnych sum w odpowiednich rubrykach. I tak w roku 2011 Sikorskiemu udało się zwiększyć budżet ministerstwa, szermując argumentem, że potrzebne są pieniądze na prezydencję. No dobrze, prezydencja skończona, ale nigdzie nie widać, by z tego powodu uszczuplone były środki transferowane do ministerstwa. A przecież wiadomo, że w Brukseli, w naszej placówce przy UE, nie będziemy potrzebowali 300 urzędników, tylko o połowę mniej. Ale na ten temat MSZ milczy. Znaczy się, po cichutku, metodą zasiedzenia, zostawia sobie na stałe kwotę, którą dostało na zasadzie dodatku. Inną metodą były opowieści, że trzeba mieć większe pieniądze, bo MSZ musi się unowocześnić. Więc dokonano zakupu – ale sumy raz przyznane widnieją w budżecie na kolejny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Raport o spółdzielczości

Z młodymi i dla młodych – Międzynarodowy Rok Spółdzielczości

Spółdzielnie skutecznie opierają się światowemu kryzysowi Organizacja Narodów Zjednoczonych proklamowała rok 2012 Międzynarodowym Rokiem Spółdzielczości. Celem obchodów jest przybliżenie wszystkim mieszkańcom Ziemi ogromnej roli spółdzielni wszelkich typów w rozwoju społeczno-ekonomicznym i promowanie spółdzielczego modelu przedsiębiorstwa, który tak skutecznie opiera się światowemu kryzysowi. Oficjalna inauguracja obchodów odbyła się 31 października 2011 r. w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, natomiast polska spółdzielczość rozpoczęła ów rok uroczystą galą pod przyjętym dla MRS 2012 hasłem „Spółdzielnie budują lepszy świat” w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, 10 stycznia 2012 r. Patronat nad obchodami roku objął prezydent Bronisław Komorowski. 12 stycznia odbyła się w Brukseli inauguracja obchodów MRS 2012 w Europie. Spółdzielnia  jak Orkiestra Krajowa Rada Spółdzielcza przygotowała na ten rok wiele działań promocyjnych we wszystkich środowiskach, ale ze szczególnym uwzględnieniem młodzieży. Wiąże się to ze 150-leciem istnienia spółdzielczości na ziemiach polskich. Mimo tak długiej historii i ogromnego dorobku na losach i pozycji polskiej spółdzielczości ciążą ciągle lata PRL oraz przyspieszonej transformacji ustrojowej i gospodarczej. Nie można było od tych problemów  się uwolnić nawet w podniosłej atmosferze polskiej inauguracji Międzynarodowego Roku Spółdzielczości. Przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego KRS, dr Jerzy Jankowski,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Między słowami

„Prostych słów się boi największy nawet twardziel, proste słowa z gardła nie chcą wyjść najbardziej”, to fragment piosenki T.Love „Ajrisz”. Spuśćmy zasłonę miłosierdzia na styl, Muniek Staszczyk napisał, jak napisał, ale oddajmy mu sprawiedliwość – trafił człowiek w sedno. Bo trzeba być prawdziwym twardzielem, albo twardzielką, żeby jasno i konkretnie mówić o najprostszych emocjach, odczuciach i potrzebach. Teorię mamy opanowaną, znamy zasady „komunikatu ja”, pewnie niektórzy uczestniczyli w warsztatach porozumienia bez przemocy i wiedzą, czy posługują się językiem żyrafy czy szakala. Tylko z jakichś powodów nadal mamy opory przed powiedzeniem wyraźnie i na dodatek patrząc w oczy: nie wiem, nie umiem, boję się, mam dość, mam żal, ale też: kocham cię, tęsknię, tak, potrzebuję, jest mi dobrze, cieszę się – na początek wystarczy. Trudne słowa to wcale nie te najdłuższe ani nie najtrudniejsze do wymówienia. Ani te, których znaczenia szukamy po słownikach. Także nie te, których używamy, żeby się popisać czy dodać powagi wypowiedzi. Trudne słowa więzną w gardle i nijak nie mogą utorować sobie drogi. Wiadomo, o co chodzi, każdy zresztą ma swój „indeks słów zakazanych”, których unika w bezpośredniej konfrontacji z innymi ludźmi, zwłaszcza z bliskimi. Nasza graficzka Agata Chmielewska, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie,  przedstawiła wybrane, te sprawiające

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Dlaczego Polacy wciąż nie mają elektronicznych kart ubezpieczenia zdrowotnego?

Krzysztof Łanda, lekarz, ekspert, prezes i fundator Watch Health Care (www.korektorzdrowia.pl) To pytanie proszę zadać byłemu prezesowi NFZ Andrzejowi Sośnierzowi oraz Ludwikowi Dornowi. Proszę mi wierzyć, że problem jest poważny, skoro nawet największemu zwolennikowi i ojcowi RUM nie udało się wprowadzić systemu. Od siebie powiem dosadnie: aby wprowadzić RUM, musi być interwencja i osobiste zaangażowanie premiera rządu – choćby nie wiem kto to był, musi być jego/jej wsparcie. Bez tego nie uda się przełamać blokad. Drugą przyczyną jest brak właściwego nadzoru Ministerstwa Zdrowia nad centrum informatyzacji. „Wybór” takich, a nie innych ludzi, którzy mają tę informatyzację planować i wdrażać, jest, moim zdaniem, gwarancją, że taki system w ochronie zdrowia nie powstanie, a wokół działalności centrum jeszcze nie raz pojawi się „przykry zapach”. Andrzej Sośnierz, w latach 2006-2007 prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, lekarz i polityk (PJN), miał proces w związku z wprowadzaniem kart czipowych w Śląskiej Kasie Chorych, został uniewinniony Zbyt wielu ludzi traktowało to jako interes, a nie ważne dla państwa zadanie do wykonania. Na szczęście kiedy jeszcze na Śląsku była samodzielna kasa chorych, nie musieliśmy o wszystko pytać centrali ani słuchać, co nam radzą różni

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.