29/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Spółdzielnie mieszkaniowe pod ostrzałem

SLD mówi „nie” projektowi Platformy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych i przedstawia własny We wtorek, 10 lipca br., sala numer 102 w Sejmie pękała w szwach. Na zaproszenie przewodniczącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszka Millera z całej Polski przyjechali do Warszawy przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowych, by wyrazić sprzeciw wobec propozycji posłów Platformy Obywatelskiej, którzy pod koniec marca br. złożyli do laski marszałkowskiej projekt ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Sojusz przedstawił też w Sejmie własny projekt ustawy, mocno różniący się od wspomnianej inicjatywy PO. Jego przyjęcie z pewnością poprawiłoby sytuację spółdzielczości mieszkaniowej. Czy spółdzielnie to przeżytek? W marcu br. posłanka Lidia Staroń przekonywała dziennikarzy, że obowiązujące dziś regulacje prawne dotyczące spółdzielni mieszkaniowych są niejasne, niespójne, w dodatku wiele nosi znamiona niekonstytucyjności. W jej ocenie propozycje Platformy dadzą spółdzielcom większą kontrolę nad spółdzielniami, umocnią pozycję walnego zgromadzenia członków, wprowadzą personalną odpowiedzialność zarządu za działania na szkodę spółdzielni lub jej członków, a co najważniejsze, uproszczą uwłaszczenia, czyli przekształcenia mieszkań spółdzielczych we własnościowe. Zdaniem posłanki PO, proponowane zmiany mogłyby wejść w życie jesienią lub najpóźniej w styczniu 2013 r. W ubiegłym tygodniu miał się nimi zająć Sejm, ale debatę przełożono na termin późniejszy. Nie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Machnij na to ręką

Wodzenie palcem po telefonie jest passé. Chcemy elektroniki, do której można mówić i machać. Sposoby komunikowania się z komputerem osobistym nie zmieniły się od jego wynalezienia. Tekst najszybciej wklepuje się przy użyciu klawiatury, po pulpicie najszybciej śmigać myszką – laptopowcy mają też do dyspozycji gładziki (touchpady) lub trackpointy (małe, wystające guziki na klawiaturze). Rozwój urządzeń wymusił prace nad nowymi sposobami komunikacji z nimi (interfejsami) wszędzie tam, gdzie klawiatura nie była aż tak wygodna. W ten sposób w telefonach komórkowych upowszechniły się ekrany dotykowe, dzięki którym dostęp do lawinowo rosnącej liczby funkcji jest łatwiejszy. Obsługa dotykowa jest też oczywistym wyborem dla tabletów, które z definicji mają być poręczne. Każda z tych metod zakłada kontakt fizyczny z ludzką ręką. Jednak człowiek w codziennych sytuacjach nie zawsze ma taką możliwość, a czasami po prostu mu się nie chce. Dlatego producenci elektroniki pracują nad nowymi rozwiązaniami, które już teraz znajdują się w granicach możliwości portfela przeciętnego konsumenta. Aby otworzyć, krzyknij Mimo lat pracy nad rozpoznawaniem mowy przez komputery technologia ta wciąż nie ma zastosowania w codziennym użytku. Komputer nie będzie reagował na nasze komendy tak szybko ani tak dokładnie, jak byśmy chcieli. Lepiej wygląda sytuacja

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Humanista przyjmie każdą pracę

40 tys. absolwentów studiów humanistycznych wkracza na rynek pracy. Tylko co trzeci znajdzie zajęcie zgodne z wykształceniem 2 mln studentów Problem bezrobotnych absolwentów jest znacznie szerszy. Niski poziom kształcenia, a przede wszystkim zbyt duża liczba absolwentów sprawiają, że rynek pracy jest przesycony. Według oficjalnych danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, obecnie w 470 polskich uczelniach (132 publiczne i 338 niepublicznych) na ponad 200 kierunkach kształcą się prawie 2 mln studentów, co daje Polsce jeden z najwyższych na świecie wskaźników scholaryzacji oraz największą liczbę instytucji szkolnictwa wyższego w Europie. Kamil Nadolski Zaledwie 38% z 40 tys. studentów kierunków humanistycznych może się pochwalić pracą związaną z ukończonymi studiami. Co drugi czuje się niepewnie na rynku pracy, kiepsko oceniając szanse na znalezienie dobrej posady. To znacznie więcej niż w przypadku absolwentów kierunków ekonomicznych czy technicznych – wynika z badania „Campus 2011”, zrealizowanego przez instytut Millward Brown SMG/KRC na zlecenie portalu Pracuj.pl. Jeszcze bardziej pesymistyczne są wyniki VIII Ogólnopolskich Badań Wynagrodzeń firmy Sedlak & Sedlak, z których wynika, że zaledwie 17% humanistów pracuje w zawodzie.Również dane Interaktywnego Instytutu Badań Rynkowych nie pozostawiają złudzeń. Wynika z nich, że 71%

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Białe miasto otwiera podwoje

Dzięki technologii laserowej archeolodzy odkryli w nieprzebytej dżungli zaginione miasto. Mówiono, że w Ciudad Blanca wznoszą się wspaniałe piramidy i dziwne rzeźby z białego kamienia, a w słońcu lśnią złote posągi bóstw. Zaginionego w dziewiczej dżungli Hondurasu Białego Miasta daremnie szukali hiszpańscy konkwistadorzy i współcześni łowcy przygód. Dopiero teraz odnaleźli je archeolodzy. Nie dokonali tego w stylu Indiany Jonesa, nie musieli się przedzierać z maczetami przez gęstwinę – sukces umożliwił supernowoczesny detektor laserowy (lidar), operujący z pokładów dwusilnikowych samolotów Cessna. Lidar wysyłał od 50 do 100 impulsów na metr kwadratowy powierzchni, ogółem wyemitował 4 mld impulsów, które powracały do detektora w różnym czasie, w zależności od wysokości terenu. Na podstawie tych danych  Bill Carter z uniwersytetu w Houston sporządził trójwymiarową mapę topograficzną, na której można rozpoznać szczegóły o wymiarach większych niż 15 cm. Mapa odzwierciedla powierzchnię bez roślinności gęsto pokrywającej niedostępny region Mosquitia na północnym wybrzeżu Hondurasu. Carter ze zdumieniem spostrzegł na niej struktury będące dziełem ludzkich rąk – kąty proste, centralny plac oraz piramidy, które całkowicie pochłonął tropikalny las. „Byłem pierwszą osobą na świecie, która wie, gdzie są te ruiny. Żona spojrzała mi przez ramię i stała się drugą”, opowiadał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Narządy do kasacji

Na co komu wyrostek robaczkowy i pęcherzyk żółciowy? Jeszcze kilkanaście lat temu sądzono, że organizm człowieka może doskonale funkcjonować bez tzw. organów szczątkowych, czyli narządów, które podczas procesu ewolucji utraciły swoją funkcję i stały się zbędnym balastem dla ciała. Zaliczano do nich m.in. wyrostek robaczkowy, śledzionę oraz migdałki podniebienne. Były więc często usuwane, a nie leczone. Teraz pogląd ten się zmienił i chirurdzy ograniczają liczbę zabiegów. Spadek po przeżuwaczach Wyrostek robaczkowy pojawił się w organizmach zwierząt ok. 80 mln lat temu. Służył do trawienia celulozy u przeżuwaczy i nadal pełni taką funkcję u niektórych małp, królików i wiewiórkowatych. Jako pierwszy za bezużyteczną pozostałość ewolucji uznał go Karol Darwin. U człowieka jest to narząd szczątkowy, wyrastający z jelita grubego, mający postać ślepo zakończonej cewki o zmiennej długości. Osiąga ok. 8 cm długości i ok. 6-8 mm grubości. Przez wiele lat sądzono, że jedynie zatrzymuje treści pokarmowe, co powoduje stany zapalne, a jego usunięcie nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami. W latach 90. XX w. naukowcy z Uniwersytetu Duke’a w USA pod kierownictwem prof. Williama Parkera ustalili jednak, że stanowi on istotną część układu pokarmowego. Wyrostek znajduje się na granicy jelita cienkiego, gdzie kończy się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Fajnie być Polakiem

Jak podaje Eurostat, Polska jest jednym z państw o najniższych zarobkach w Europie (według danych średnia pensja to u nas ok. 450 euro). Ta średnia statystyczna i tak jest zawyżona przez bogatą i bardzo nieliczną mniejszość społeczeństwa. Jeżeli posłużymy się innym wskaźnikiem statystycznym, np. medianą, która pokazuje najczęściej występujące w populacji wartości środkowe, to średnia dochodów w Polsce wynosi ok. 370 euro na rękę. Mniej od Polaków zarabiają tylko Bułgarzy i Rumuni – odpowiednio ok. 300 i 200 euromiesięcznie. Ale premier Tusk na łamach „Polityki” (nr 27) cieszy się: „Chyba każdy już wie, że fajnie być Polakiem”.Na uwagę zasługują systematycznie oddalające się od polskiego poziomu życia Czechy – tam średnia pensja wynosi już 650 euro. Pragmatyczni Czesi zawsze byli bliżej Europy Zachodniej niż Polacy. Zamiast debatować o przeszłości, Duchu Świętym czy dumie narodowej, sąsiedzi z południa wysyłali i wysyłają na światowe rynki czeską škodę. Również Węgrzy (ponad 500 euro) i Estończycy (ponad 550 euro) zarabiają więcej niż Polacy. Ale nie zapominajmy: „Chyba każdy już wie, że fajnie być Polakiem”.Bardziej dramatycznie liczby te wyglądają, jeżeli popatrzymy z perspektywy ich siły nabywczej. W będącej bankrutem Grecji za przeciętną pensję obywatel może

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Deregulacja sądów rejonowych

Polski wymiar sprawiedliwości trapiony jest przez wiele chorób. O jednej wiedzą i mówią wszyscy – to przewlekłość prowadzonych postępowań. Zanim ktoś się doczeka prawomocnego wyroku, ma kilka lat z głowy. Choroba druga jest groźniejsza od przewlekłości. To jakość wymierzanej sprawiedliwości. Nie dość, że na wyrok czeka się kilka lat, to jeszcze ten wyrok nie zawsze jest sprawiedliwy, i to nie w subiektywnym przekonaniu przegrywającego sprawę cywilną lub gospodarczą czy skazanego w sprawie karnej. Obiektywnie nie zawsze jest sprawiedliwy. Mało, zbyt często jak na standardy państwa prawa jest niesprawiedliwy. Najdotkliwszą pomyłką sądową jest oczywiście skazanie osoby niewinnej. Wedle wstępnych badań, co najmniej kilka procent skazanych to osoby niewinne. Przy kilkuset tysiącach wyroków skazujących rocznie, mamy tych niewinnie skazanych sporą grupę. Jak na państwo prawa jest to wynik żenujący! Jedną z ważniejszych przyczyn tego smutnego stanu rzeczy jest słabe przygotowanie merytoryczne sędziów i zupełny brak doświadczenia życiowego większości sędziów sądów rejonowych. Mamy bodaj najmłodszych sędziów w Europie, ale to naprawdę nie jest powód do dumy. Zdarzają się na szczęście chwalebne wyjątki, niestety tylko wyjątki, potwierdzające tę smutną regułę. Jak wie każdy doświadczony i z sądem obyty prawnik, wiele spraw

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Jerzy Domański

Kto zrozumie działkowca?

Wokół działek mamy burzę z piorunami. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego został bardzo źle odebrany przez działkowców. Nie spodziewali się aż tak druzgocącego orzeczenia. A poparcie Trybunału dla idei ogrodów nieznacznie łagodzi ich rozgoryczenie. Racje prawników zderzyły się z ocenami działkowców. Dwa światy i dwa odmienne sposoby myślenia. Jest bowiem prawda sędziów, wynikająca z marnej jakości stanowionego w Polsce prawa i związanej z tym potrzeby naprawy. I jest prawda milionów działkowców, którzy często przez dziesiątki lat budowali swoje piękne ogrody. To, co tak nas dziś zachwyca, powstawało dzięki ich pasji, dzięki wysiłkowi konkretnych ludzi. Za każdym ogródkiem kryje się praca całych rodzin. Wiem coś o tym jako syn działkowca z Chorzowa. Wiem, jak na ugorze wyrasta ogród i jak może cieszyć perspektywa spędzania tam czasu. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni jest co robić. Ale też jest to zajęcie dające ludziom wiele radości. Kto tego nie doświadczył, nie pojmie, czym dla tak wielu Polaków są działki.Trzeba też brać pod uwagę sytuację materialną działkowców. Większość to emeryci. I to z tego skromniejszego portfela. Bogatsi Polacy budują dacze i niepozorne ogródki już ich nie interesują. Trzeba chuchać na tę paromilionową społeczność, tym bardziej że władze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Raport o spółdzielczości

Siła unii kredytowych

Unie kredytowe to popularna na całym świecie alternatywa finansowa dla banków. Pierwsze spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe w Polsce powstały w 1992 r. W 20. rocznicę ich powstania przyjechali do nas przedstawiciele unii kredytowych z wielu różnych państw. Od 15 do 18 lipca Gdańsk gości reprezentantów Światowej Rady Unii Kredytowych (World Council of Credit Unions – WOCCU), organizacji zrzeszającej odpowiedniki polskich SKOK-ów ze 100 krajów.Światowa Rada Unii Kredytowych odgrywa fundamentalną rolę w kształtowaniu światowych finansów oraz w regulacji procesów legislacyjnych dotyczących spółdzielczości finansowej. Łącznie skupia ponad 51 tys. unii. Należy do nich 196 mln osób. Funkcję pierwszego wiceprzewodniczącego WOCCU pełni prezes Kasy Krajowej, Grzegorz Bierecki. Barcelona, Hongkong… Gdańsk Udział w gdańskiej konferencji zapowiedzieli m.in. przedstawiciele spółdzielczości finansowej z USA, Australii, Wielkiej Brytanii i Kanady. Prelegenci będą dyskutować np. o innowacjach w spółdzielczym sektorze finansowym, etycznym inwestowaniu czy modelach zintegrowanych systemów unii kredytowych. Dotychczas gospodarzami konferencji były Barcelona, Hongkong, Dublin i Rzym. W 2002 r. przedstawiciele WOCCU gościli w Warszawie.Reprezentanci WOCCU mówić będą także o wyróżnikach unii kredytowych. To znamienne, jeśli weźmie się pod uwagę, że w ostatnim czasie unie kredytowe ze swoją polityką skoncentrowaną na społecznościach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Fornalik – wielka niewiadoma

Gdyby trzy miesiące temu ktoś ogłosił, że właśnie Waldemar Fornalik zostanie selekcjonerem reprezentacji Polski, raczej nikt nie potraktowałby tej informacji poważnie. Po pierwsze, dlatego że nawet w najczarniejszych snach trudno było sobie wyobrazić tak dotkliwą porażkę na Euro 2012 i późniejszą zmianę trenera, po drugie, jeśli już myśleć o następcy, to trenerów z bogatym CV i sporą gablotką pucharów było kilku, po trzecie zaś wydawało się, że praca z dala od błysku fleszy, w cichym Chorzowie, jest dla spokojnego Fornalika opcją idealną.Media ogarnęła „Fornalikomania” i nie ma w tym nic dziwnego, bo tacy ludzie, zupełnie anonimowi i nieskażeni związkowym kolesiostwem, są nadzieją na lepsze piłkarskie jutro. Te pozytywne emocje rosną, gdy przypomnimy sobie zamkniętego i skwaszonego poprzednika. Dziennikarze prześcigają się więc w podkreślaniu niezwykłości urodzonego w Myślenicach szkoleniowca: wizyty w filharmonii, skromność i – co najważniejsze – cuda, których dokonywał w Ruchu Chorzów. Trzy ostatnie lata pracy w Ruchu są chwytającą za serce opowieścią o tym, że wytężona praca i oddanie prędzej czy później przyniosą pożądane efekty. Od zawodnikado trenera Fornalik uczył się trenerskiego fachu w zespołach od lat nisko notowanych, takich jak Górnik Zabrze, Widzew Łódź czy Odra Wodzisław Śląski. Dla tego typu drużyn, szczególnie w Polsce, charakterystyczna jest nerwowość i brak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.