19/2015

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kultura

Geniusz, mój własny

Chcecie mnie rozliczyć? Popatrzcie na to, co napisałem, popatrzcie na to, co zagrałem. Robię to na najwyższym poziomie „Teraz rozumiem, po co to wszystko. Jestem pośrodku ciemnej i zimnej nocy. (…) Jestem tutaj. Skoro tak, daj mi latarnię, a jeśli proszę o zbyt wiele, daj iskrę, a postaram się ją rozpalić. Będę was szukał, gdyż obawiam się, że jest zbyt ciemno, byście mnie znaleźli. Mam przeczucie, że robiłem to już wielokrotnie, może więc i tym razem przypomnę sobie, którędy droga”, pisze Krzysztof Pieczyński w książce „Dom Wergiliusza”, wydanej w 2013 r. Ceniony aktor filmowy (m.in. „Dom”, „Życie Kamila Kuranta”, „Jezioro Bodeńskie”, „Pianista”, „Daleko od okna”, „Ziarno prawdy”) i teatralny, myśliciel, poeta, pisarz. Pełen wiary w człowieka krytyk rzeczywistości z Kościołem w roli głównej.  Pan poszukuje. I się nie zgadza. – Poszukiwanie bierze się z głodu poznania. Bez głodu, pragnienia nie ma niczego nowego. Powiedzenie ludziom, by zaakceptowali świat, jakim jest, oznacza brak poszukiwań, brak rozczarowań, ale i brak rozwoju. Człowiek musi sam wejść na drogę poznania, zrozumieć mechanizmy przede wszystkim po to, by nie pozwalać sobą manipulować. Jest bardzo wiele dróg. Wiem od pana kolegów z PWST, że uchodził pan jako student za osobę niepokorną. Inni mówią:

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Michał Kamiński twarzyczką PO

Wyborca PO musi mieć nerwy ze stali. Nie może być także zbyt wielkim rygorystą w sprawach estetycznych. Skąd ten wniosek? Z telewizji. W Sejmie przemawia Wielki Historyk nowego etapu Grzegorz Schetyna. A kto siedzi w ławach rządowych za premier Kopacz? Michał Kamiński! Niezwykły widok. Piękny dla opozycji. A dla wierzących wszystko jest już jasne. Bo jak mówią, jeśli Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

W Lublinie też nie chcą Migalskiego

Ekseuroposeł PiS Marek Migalski, szybko zresztą pogoniony z partyjnej listy przez samego prezesa Jarosława, wyróżnił się w Brukseli tylko w jednym obszarze. Poradniczym. Radził, jak i na czym polityk może dodatkowo dorobić w Parlamencie Europejskim. Kompletna żenada! Podobnie jak z zabiegami Migalskiego o stopień doktora habilitowanego. Tyle razy już próbował na różnych uczelniach. I wszędzie go pogonili. Po powrocie z saksów spróbował znowu. Teraz na UMCS w Lublinie. I znowu pudło. Wydział Politologii UMCS zdecydował się nie przyznawać mu tego stopnia naukowego. 18 członków rady wydziału było na nie, pięciu na tak, a czterech wstrzymało się od głosu. Migalski oczywiście będzie się odwoływał. Aż do skutku. A może na Ukrainie by się udało?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy od czytelników nr 19/2015

Polska musi szanować samą siebie Czy dziś, 70 lat po wojnie, pamiętamy o naszych żołnierzach z wszystkich frontów? Wiele dróg i zakrętów prowadziło polskich żołnierzy do ostatecznego zwycięstwa. Wszystkie znaczone były ich potem, cierpieniami i obficie przelaną krwią. Nie wszyscy kierowali się wówczas racjami swoich generałów i polityków, planujących miejsce Polski w Europie Środkowej. Większość z nich nie wiedziała jeszcze, jak będą przebiegały granice ani jaki będzie ostateczny kształt polityczny i terytorialny państwa polskiego. Przejęci myślą o wyrównaniu rachunków z Niemcami chcieli bić wroga wszędzie. I bili. Po 1989 r. w Polsce prowadzona jest opętańcza polityka historyczna wartościująca orła w koronie i tego piastowskiego, bez korony. Z rozmysłem ideologicznie ocenia się przelaną krew polskich żołnierzy idących ze wschodu. Przecież nie wszyscy Polacy w ZS RR zgłaszający się do polskiego wojska chcieli być stróżami pól naftowych na Bliskim Wschodzie. Uważali, że znad Oki najbliżej jest do okupowanego kraju. Polska miała i ma prawo, wręcz obowiązek, występowania w gronie zwycięskich państw. Uprawnia do tego przelana krew tysięcy polskich żołnierzy i wieczna o nich pamięć. W uroczystościach organizowanych z okazji Dnia Zwycięstwa w różnych stolicach powinny uczestniczyć liczne delegacje Wojska Polskiego z rozwiniętymi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Dekonspiracja

Tydzień temu, dzień po śmierci Władysława Bartoszewskiego, przeglądałem sobotnio-niedzielne wydania dzienników prawicowych. Na pierwszych stronach tytuły krzyczały: „Nie będzie harców Nocnych Wilków”, „Operacja wilcza wataha”. Tak straszono kiedyś wilkiem dzieci. Świetnie rozgrywają to Rosjanie. Inna sprawa, że bawią się z formacją ociężałą umysłowo i niezwykle podatną na manipulacje. Szukam, na której stronie tych pism pojawi się informacja o śmierci prof. Bartoszewskiego. Nie było słowa. Nic. Jak bardzo muszą się go bać nasi miłosierni chrześcijanie, żeby tak nienawidzić? Problem z Bartoszewskim, że miał krystaliczny życiorys, przeżył heroicznie wszystkie możliwe okropieństwa minionego czasu. A jeśli można wypomnieć mu jakieś słabości, to były one też jego siłą. Mówił jak karabin maszynowy, nie było przerw między słowami, więc trudno było mu przerwać czy podjąć dialog. Dwa lata temu prowadziłem spotkanie z prof. Bartoszewskim. Sam wybrał mnie na prowadzącego, było to zaszczytne wyróżnienie, tym bardziej chciałem to spotkanie naprawdę poprowadzić. Profesor zaczął mówić i w ciągu godziny znalazłem tylko dwa małe prześwity, w które, wiele ryzykując, wsadziłem coś w rodzaju pytania. A potem wszyscy mi gratulowali, że tak dobrze dałem sobie radę. Ale trzeba dodać: zawsze mówił niezwykle mądrze i dowcipnie. I nigdy się nie powtarzał. Było to oparte

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Magnez oczyszcza organizm z ołowiu

Każda dawka ołowiu jest toksyczna Dr n. med. Jerzy Oleszkiewicz – pediatra, prezes warszawskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Magnezologicznego, były dyrektor Szpitala Dziecięcego im. prof. Bogdanowicza w Warszawie. Zwolennik medycyny holistycznej i psychosomatycznej. Nieustający badacz poziomu pierwiastków w organizmie i ich związku ze zdrowiem, opublikował na ten temat liczne prace. Dlaczego dziś rozmawiamy na temat ołowiu? – Bo jest zagrożeniem ludzkości! Dyskutowaliśmy o tym na ostatniej międzynarodowej konferencji magnezologicznej, którą nasze towarzystwo zorganizowało pod koniec ubiegłego roku. Równocześnie opublikował pan w „Nowej Pediatrii” pracę naukową na temat zanieczyszczenia ołowiem, wykazując na próbie 15 dziewcząt w wieku 9-17 lat, że mamy młodzież podtrutą ołowiem, co pokazały badania włosów, i że po sześciomiesięcznej suplementacji magnezem ołów prawie znika z organizmu, jak było w przypadku tych osób. Jak to jest z tym ołowiem? – Ołów, będąc metalem ciężkim, stanowi jedną z najniebezpieczniejszych trucizn zawartych w środowisku naturalnym i biologicznym. Dla człowieka jest szczególnie niebezpieczny, ponieważ jest neurotoksyną, czyli toksyną zaburzającą pracę mózgu. Od jak dawna o tym wiadomo? – Ołów towarzyszy ludzkości od początku dziejów. Ale czy wie pani, że prawdopodobnie starożytny Rzym upadł z jego powodu? Rzymianie, nie mając świadomości, że ołów jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Polskie muzea robią show!

Swoje muzea mają Tercet Egzotyczny, Kargul i Pawlak oraz rzeczy użytkowe Stare ciuchy w szafce i papiery za szybą? Coś takiego dziś w muzeum nie chwyci. Udana ekspozycja to fajerwerk. Ciągle nie wiadomo, gdzie się na takie cudo trafi. A wystarczy pomysł, pasja i trochę pieniędzy. Budujemy nowy dom… Dla znudzonych Krakowem nie ma jak Nowa Huta. Stara Nowa Huta to już kawałek muzeum. Te łuki, arkady, loggie, kandelabrowe lampy – stoją, jak je postawili przed 1955 r. Przy placu Centralnym (teraz – żeby było dowcipniej – im. Ronalda Reagana) bar mleczny z epoki (z historycznymi kandelabrami u sufitu). Przed okienkiem wiecznie stojąca kolejka staruszków, też z epoki (obiad z trzech dań kosztuje do 15 zł). Zrobiłem tam za jednym razem dwa idiotyzmy. Poprosiłem o kawę. Miałem na myśli czarną, dostałem zbożową (innej nie serwują). I próbowałem zapłacić kartą… Ale najciekawsze muzeum w Nowej Hucie znajduje się o rzut kijem od placu Centralnego. To Muzeum PRL-u, ale „w organizacji”. Ciekawe nie dlatego, że to świetnie zachowana budowla z epoki (dawne kino Światowid), ale dlatego, że od kilku lat nie może zacząć funkcjonować. I o to chodzi! Gdyby ktoś chciał wycieczce szkolnej wytłumaczyć, na czym polegał PRL, nie ma lepszego przykładu. Polska Ludowa była

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Publicystyka

Święto ocalenia

Koniec II wojny światowej uchronił naród polski od zagłady Zapowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego, że w czasie uroczystości na Westerplatte odbędzie się międzynarodowa konferencja na temat sytuacji w Europie po zakończeniu II wojny światowej, utrwala dominujące w polskiej debacie patrzenie na rozgromienie hitlerowskich Niemiec przez pryzmat oceny Jałty i Polski Ludowej, a nie starannie zaplanowanej i z premedytacją realizowanej eksterminacji narodu polskiego. Spychanie tej ostatniej kwestii na margines i równoczesne demonizowanie zła okresu powojennego doprowadziło do postawienia znaku równości między okupacją hitlerowską a Polską Ludową. Widać to m.in. w aktach prawnych, bo choć od początku przełomu ustrojowego mówi się o coraz większej liberalizacji, deregulacji oraz ograniczeniu roli państwa, nie dotyczy to historii – parlament podjął co najmniej pół tysiąca ustaw i uchwał z nią związanych, państwo zaś wydaje co roku setki milionów złotych, by jeszcze mocniej oddziaływać na pamięć historyczną obywateli. Wojna 50-letnia W 1995 r., gdy rządziła lewica, Sejm i Senat przyjęły wspólnie uchwałę w sprawie 50. rocznicy zakończenia wojny w Europie. Stwierdzono w niej, że „Polska w 1939 r. została zaatakowana w wyniku zbrodniczej zmowy faszyzmu i stalinizmu”, zakończenie wojny nie doprowadziło w kraju „do powstania demokratycznego ładu, a Polska znalazła się w sferze wpływów totalitarnego mocarstwa”. W dokumencie zabrakło miejsca na stwierdzenie, kto

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Prometeusz z 1728 serwerów

Superkomputer w AGH ma zapewnić moc obliczeniową polskim uczelniom – Niemal 2% obliczeń wykonanych przez CERN przy pracach nad bozonem Higgsa zrobiono na naszym Zeusie – podkreślał Patryk Lasoń z Cyfronetu. Zeus to stary superkomputer AGH. Nowy Prometeusz jest od niego cztery razy szybszy. Na krakowskiej uczelni mówią, że to moc dla polskiej nauki. Pytanie, jak ta moc zostanie wykorzystana. Komputer ochrzczono imieniem Prometeusz. I zrobiono to całkiem dosłownie, bo wodą święconą, którą rektor Papieskiej Akademii Teologicznej kropił halę. Imię wybrano nie bez powodu. Po pierwsze, postanowiono zachować mitologiczną ciągłość po poprzednikach. Po drugie – jak w czasie uroczystości przecinania wstęgi mówił rektor AGH prof. Tadeusz Słomka – grecki tytan przyniósł ludziom ogień i światło. Możliwości Prometeusza mają spowodować, by światła jeszcze przybyło. Statystyki wyglądają imponująco. Prometeusz kosztował 41 mln zł. Składa się z 1728 serwerów firmy Hewlett-Packard. Wewnątrz nich pracuje 41 tys. rdzeni obliczeniowych Intel Haswell – opartych na technologii, którą zaprezentowano zaledwie dwa lata temu. To zapewnia moc 40 tys. komputerów osobistych. Wynik, który nie może dziwić, gdy weźmie się pod uwagę to, że pamięć operacyjną Prometeusza podaje się w terabajtach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pompowanie elektoratu

Przed wyborami w Wijewie dopisywano wyborców. Sąd wybory unieważnił, prokuratura stawia zarzuty Wyborami samorządowymi w wielkopolskiej gminie Wijewo zajmują się sąd i prokuratura. Wójt Ireneusz Zając, który w pierwszej turze przegrał rywalizację z Mieczysławem Drożdżyńskim, przed dogrywką zgodził się na dopisanie do rejestru wyborców 26 osób spoza gminy, mimo że nie mieszkały w niej na stałe. Pompowanie elektoratu przyniosło pożądany efekt – wójt wygrał drugą turę różnicą 14 głosów. Sąd ujawnił niespotykany w kraju proceder naruszenia Kodeksu wyborczego, a prawdopodobnie także Kodeksu karnego. Wybory zostały – jeszcze nieprawomocnie – unieważnione, wójta pozbawiono mandatu, a głosowanie ma się odbyć powtórnie. Do akcji wkroczyła też prokuratura. Wijewo to niespełna czterotysięczna gmina na pograniczu Wielkopolski i ziemi lubuskiej, najmniejsza w powiecie leszczyńskim. W jej skład wchodzi tylko siedem wsi sołeckich, mieszkańcy żyją głównie z rolnictwa i rzemiosła, w sezonie z turystyki, bo atrakcją gminy są połączone kanałami jeziora. Wielkopolanie cenią nad wyraz spokój i stabilizację, więc przez lata w Wijewie rewolucji we władzach samorządowych nie było. Rządzący gminą przez cztery kadencje Ireneusz Zając tylko w 2002 r. miał kontrkandydata, kolejne wybory wygrywał w pierwszej turze, mając co najmniej 77% poparcia. Dlatego w zeszłym roku 64-letni wójt o emeryturze nie myślał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.