49/2017

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Wiedeńska gorączka złota

Do 2018 r. połowa austriackich rezerw złota powróci z Londynu i Zurychu do krajowych skarbców Korespondencja z Wiednia Na gwiazdkę austriackie złoto wraca do domu. Państwowa rezerwa ma być pod ręką, jak gaśnica na wypadek pożaru. Jeszcze w roku 2015 ponad 80% złota Austrii przechowywano za granicą. Zdeponowanie większości jego zasobów w skarbcach brytyjskich i szwajcarskich okazało się kosztowne i ryzykowne, a sytuacja polityczna i gospodarcza w Europie coraz mniej przewidywalna. Polityka narodowego banku wobec rezerw złota została skrytykowana w 2015 r. przez odpowiednik polskiej Najwyższej Izby Kontroli. Do tego doszły mocne głosy eurosceptycznej FPÖ, która chciała, by to, co austriackie, było w Austrii. W kraju przechowywano wówczas ledwie 17% rezerw złota, wartych dzisiaj ok. 9,8 mld euro. Prezes Narodowego Banku Austrii (ÖNB) Ewald Nowotny zaplanował, że połowa z 280 ton złota, czyli całych rezerw Austrii, powinna być pod ręką w Wiedniu. 30% pozostanie w Wielkiej Brytanii, a ok. 20% w Szwajcarii. Sukcesywne ściąganie złota w niewielkich transzach do krajowych sejfów bankowych początkowo miało trwać do 2020 r. Pierwszą partię przetransportowano samolotem w grudniu 2015 r. Było to 1,2 tys. sztabek, każda po 12,5 kg, co daje 15 ton złota wartości 480 mln euro.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Przesuwanie granicy praw i wolności obywatelskich

Policja już wie, jak ma postępować, co widzieć, a czego nie. Czy teraz przyjdzie pora na sądy? Adam Bodnar – rzecznik praw obywatelskich Gdy rozmawialiśmy ponad rok temu, mówił pan, że stara się jeździć po kraju, żeby być w kontakcie z ludźmi, żeby ich słuchać. Wytrwał pan w tym zamiarze? – Wytrwałem. Przez chwilę nie jeździłem, gdy syn mi się urodził, i mniej jeżdżę teraz, bo przygotowujemy I Kongres Praw Obywatelskich. Ale od stycznia znowu planowo ruszam w trasę. Na początek będą to miasta z dawnego Centralnego Okręgu Przemysłowego – Skarżysko-Kamienna, Stalowa Wola, Tarnobrzeg. Później jadę na wschód, do miejscowości między Lublinem a Białymstokiem, m.in. do Hajnówki. Warto tam pojechać, porozmawiać, chociażby z mniejszością białoruską. To jest praca od rana do wieczora, przez bite cztery-pięć dni. Ludzie mówią o swoich problemach, a pan im tłumaczy, jakie prawa im przysługują. – Kiedy spotykam się z ludźmi i oni przedstawiają mi swoją sytuację, nie zawsze oczywiście znam odpowiedź. Raczej staram się spisywać to, co mówią, i później przekładać ich sprawy na naszą pracę. Czasami są to interwencje indywidualne, czasami większe wystąpienia, tzw. generalne, do poszczególnych ministrów i instytucji publicznych. Doskwiera mi brak niezależności Trybunału Czy po dwóch latach na fotelu rzecznika czuje się pan pewnie? – Na pewno

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Budować, więzić, zarabiać

Targają mną okrutnie ambiwalentne uczucia, kiedy słyszę zapowiedzi wiceministra sprawiedliwości pana Patryka Jakiego, że zbuduje nowe, najnowocześniejsze w Europie (a od kiedy to Europa jest jakimś punktem odniesienia?) więzienie w Brzegu. Zasadniczo do więzień mam stosunek zdecydowanie niechętny. Wolałbym ludzi na wolności (zwłaszcza kiedy czytam, jak za panowania wspomnianego ministra Jakiego w nadzorowanym przez niego wrocławskim więzieniu kwitnie sutenerstwo i handel więźniarkami). Z innej strony czytamy, że w ostatnich latach libertyńska, rozpasana albo protestancko mroczna (można jedną wersję skreślić) Holandia zamyka kolejne zakłady karne, bo brakuje penitencjariuszy. Ewentualnie wynajmuje innym krajom (skandynawskim), gdzie zresztą spory odsetek osadzonych i osadzanych to nasi rodacy (szczególnie ciekawy proceder polega na umiejętnym oddaniu się w ręce wymiaru sprawiedliwości przed zimą, co pozwala spędzić ją w godnych warunkach i nie na głodniaka). O Wielkiej Brytanii nie wspominamy, bo stamtąd, gdzie tabuny młodych mężczyzn, imigrantów z Polski, zdobyły zaszczytny tytuł lidera reprezentacji więziennej obcokrajowców, latają na koszt ministerstwa Jakiego, czyli nasz, specjalne samoloty pełne powracających wreszcie rodaków. Ale nie o rodakach za granicą, tylko o wizji zakładu karnego XXI w. miało być. Gdzieś Polacy muszą odsiadywać swoje zasłużone uczciwą bandyterką wyroki, a wielu pozbawionych jest tej możliwości

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tupet syna „Ognia”

Zbigniew Kuraś żąda 1 mln zł zadośćuczynienia za szkody wyrządzone jemu i rodzicom. I jeszcze 50 tys. zł na pomnik ojca 30 listopada przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu rozpoczął się proces wytoczony państwu polskiemu przez Zbigniewa Kurasia, syna Józefa Kurasia „Ognia”, z żądaniem wypłaty 1 mln zł zadośćuczynienia za szkody, których on sam, jego matka i ojciec doznali ze strony aparatu represji komunistycznego państwa. Do tego jeszcze 50 tys. na płytę, pomnik itp. upamiętniające ojca. Najprawdopodobniej żaden adwokat z Podhala nie chciał wystąpić z takim wnioskiem do sądu, zrobiła to więc młoda radczyni prawna Anna Bufnal z Gdyni. Komu z górali będzie się chciało jechać przez całą Polskę, aby jej powiedzieć, co tu naprawdę się działo, ile krwi się przelało, jakie to były straszne bratobójcze walki! Wyboru Zbigniew Kuraś dokonał dobrego, bo pani mecenas, mieszkająca na drugim końcu Polski, w gloryfikowaniu „Ognia” okazała się nawet lepsza niż Instytut Pamięci Narodowej. Aby mieć nieskrępowaną możliwość głoszenia swoich historycznych poglądów, poprosiła o wyłączenie jawności rozprawy i sąd przychylił się do jej wniosku. Może teraz odszkodowania dla dzieci „żołnierzy wyklętych” z publicznych pieniędzy też tak będą rozpatrywane? Represjonowany

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Cywilizacja manipulacji

Czym się różni antysemityzm od antyrosyjskości, antypolonizmu czy antyniemieckości? Przeczytałem właśnie książkę Petera Trawnego „Heidegger i mit spisku żydowskiego”. Autor na podstawie opublikowanych trzy lata temu „Czarnych zeszytów”, prywatnych notatek Heideggera z okresu panowania nazizmu w Niemczech, rozważa kwestię rzekomego antysemityzmu tego wielkiego niemieckiego filozofa. Trawny snuje domysły, o których sam mówi, że są domysłami, wybiórczo traktuje materiał, wnikliwe wglądy łączy z zaskakująco powierzchownymi interpretacjami. Pojęcia antysemityzmu chce użyć jako klucza do wyjaśnienia całej myśli Heideggera, choć brakuje mu mocnych argumentów. Deformuje obraz filozofa, pisząc obszernie o jego antysemityzmie, podczas gdy w „Czarnych zeszytach” temat żydowski jest obecny marginalnie. Wadą tej publikacji jest nieostrość używanych pojęć. Jednym terminem antysemityzm nazywa się rzeczy różniące się między sobą diametralnie: od charakterystycznego dla ówczesnych czasów nielubienia Żydów, przez okazywaną niechęć, jawną wrogość, po bycie poplecznikiem Zagłady. W rezultacie treść tego słowa staje się niejasna, a zakres nieostry. Bałagan pojęciowy to źródło nieporozumień, nieporozumienia są źródłem konfliktów, a konflikty bywają drogą do nieszczęść. Nieostrość terminu antysemityzm tym bardziej niepokoi, że jest to słowo trudne do trzeźwego stosowania, z uwagi na silne nacechowanie emocjami. Opisać i ocenić

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Najlepszym rozwiązaniem byłby rząd mniejszościowy

Jamajscy negocjatorzy przez dwa miesiące robili istny show, a teraz SPD ma służyć jako koło ratunkowe? Prof. Werner J. Patzelt – politolog i historyk, komentator polityczny miesięcznika „Cicero”, wykładowca Uniwersytetu Technicznego w Dreźnie Korespondencja z Berlina Panie profesorze, dlaczego negocjacje w sprawie koalicji CDU, FDP i Die Grünen zakończyły się fiaskiem? – My obaj nie uczestniczyliśmy w tych rozmowach, ale można przypuszczać, że głównymi punktami spornymi były: polityka azylowa, łączenie rodzin imigrantów oraz kwestie finansowe, podatkowe i ekologiczne. Tyle że o tych różnicach wiedzieliśmy już wcześniej. Dlatego trudno nie podejrzewać, że obyty z marketingiem Christian Lindner już od początku planował swój odwrót, który – przyznajmy – godny był hollywoodzkiej produkcji. Proszę spojrzeć na jego karierę – w kluczowych momentach przewodniczący FDP wie, kiedy spakować walizkę i zwiać. Nie sposób mu odmówić wyczucia. Zgadzam się z wiceszefową CDU Julią Klöckner, która twierdzi, że wystąpienia Lindnera są „doskonale przygotowaną spontanicznością”. Przerwanie negocjacji i rozpisanie nowych wyborów może przecież skazać liberałów na śmierć polityczną. – Niekoniecznie, a może nawet wręcz przeciwnie. Lindner nie ulega impulsom, zachowuje się raczej jak pokerzysta i zawsze gra o najwyższą stawkę. Prezydent Steinmeier i kanclerz Merkel chcą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Zaradna radna Sonik

Żona posła PO doradza prezesowi TVP i zarabia więcej niż jej mąż w parlamencie Od wielu miesięcy dziennikarze bezskutecznie próbują się dowiedzieć w biurze prasowym TVP, jaki zakres obowiązków ma doradczyni zarządu Liliana Sonik i ile zarabia w publicznej telewizji. Przy okazji pytają o Jana Marię Tomaszewskiego, też doradcę zarządu TVP, prywatnie kuzyna Jarosława Kaczyńskiego. Za każdym razem redakcje dostają mejle, że doradcy prezesa TVP nie są osobami publicznymi i z tego powodu ich wynagrodzenia obejmuje ochrona danych osobowych. Obecność Jana Marii Tomaszewskiego na tym stanowisku można tłumaczyć w ten sposób, że Jarosław Kaczyński chce mieć w telewizji kogoś z rodziny w charakterze dozorcy. Ale żona posła Platformy Obywatelskiej Bogusława Sonika, wcześniej przez dwie kadencje europosła, która doradza telewizji publicznej całkowicie zdominowanej przez PiS? Jan Rokita, krakowski kolega Sonika z PO, gdy 14 września 2007 r. dowiedział się, że jego żona Nelli została powołana na stanowisko doradcy prezydenta Lecha Kaczyńskiego do spraw kobiet, jeszcze tego samego dnia ogłosił, że wycofuje się z polityki. 13 kwietnia 2016 r., w czasie posiedzenia sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, zwołanego na prośbę opozycji, a poświęconego okolicznościom i przyczynom masowych zwolnień dziennikarzy w publicznym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Elita elity

Takiego sukcesu nie można przemilczeć. Nawet nie wolno. Świat musi wiedzieć, że Polak potrafi. Ze zrozumieniem przyjmujemy więc słowa, które padły na nadzwyczajnym zjeździe klubów „Gazety Polskiej”. Klubowicze z pisowską skromnością nazwali się ELITĄ ELITY. Trafili do niej w kosmicznym tempie. Jeszcze nigdy i nikomu nie udało się stworzyć nowej elity tak szybko. Ale jest. Nie ma luki, Polska została ocalona.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Przenoszenie słoni w POLOmarkecie

Darmowa praca po godzinach, dźwiganie ciężarów, błaganie o przerwę – tak wygląda codzienność w firmie, która została laureatem programu Dobry Pracodawca Miesięcznie przez dwa potężne centra logistyczne w Kłobucku i Giebni przemaszerowuje 4 tys. afrykańskich słoni. Tylko z jednego magazynu każdego dnia wyruszają w Polskę 94 słonie. Firmowe tiry co 19 godzin okrążają Ziemię, pokonując 160 tras na dobę. Nad wszystkim czuwają uśmiechnięci i oddani pracownicy. Fundamentem tego ogromnego przedsięwzięcia jest zaufanie. Dwie kategorie towaru Filmowa reklamówka roztacza przed nami widok idyllicznej krainy. Czystość, wysoka jakość usług, profesjonalny personel. Pierwsze skojarzenie – prywatna warszawska klinika medycyny estetycznej. W tej historii chodzi jednak o segment spożywczy. – W ciągu tygodnia sama przeniosłam kilka takich afrykańskich słoni – opowiada Alicja. 4 tys. słoni to 20,5 tys. ton suchych produktów, które miesięcznie opuszczają ogromne magazyny. 94 słonie to 470 ton produktów świeżych. Alicja przyznaje, że nie ma pojęcia, dlaczego w promocyjnym filmie wagę towarów przeliczono akurat na wagę tych zwierząt. W sklepie należącym do sieci POLOmarket pracuje od pięciu lat. W jej dziale towar umownie dzieli się na dwie kategorie. Pierwsza kategoria – towar jadalny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Książki dobre, bo zbójeckie

To jest książka o czytaniu. A konkretniej o tym, co powinien przeczytać absolwent polskiej szkoły, by bez kompleksów porozumiewać się ze światem. Nie tylko z rodakami, ale również z resztą świata. By tu i tam miał poczucie, że jest częścią wspólnoty. By tak się stało, trzeba czytać. Aby do tego zachęcić, Paszyński stworzył własną listę lektur, które trzeba znać. Z mocnym akcentem na słowo trzeba. Takich książek, które uczą mądrego i godnego życia. Jest to oczywiście wybór subiektywny. Jednak to, kto jest autorem tej propozycji, każe tę książkę potraktować uważniej od innych. Za Paszyńskim stoi przecież nie tylko autorytet wybitnego samorządowca, ale także niekwestionowany dorobek animatora oświaty, współautora programów nauczania i podręczników. Człowiek, który żył i żyje szkołą, ma wręcz obowiązek pokazania własnego klucza do literatury. Do książek, które pozwalają lepiej zrozumieć ludzi i świat. Można się z Paszyńskim zgodzić lub nie, ale by tak się stało, trzeba zrobić pierwszy krok. I przeczytać jego „Książki z dobrej półki”. Włodzimierz Paszyński, Książki z dobrej półki, Wydawnictwo Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.