Wykolejona kolej

Nic już nie jest takie porządne jak dawniej. Ani robota, ani pieniądze, ani ludzie, ani nawet strajki

Pobudował car magistralę wiedeńską, to i Łazy zaczęły coś znaczyć. Kolej byłaby bez Łaz, Łazy bez kolei – nie. Więc kiedy Łazy dostały prawa miejskie, to w herbie zrobiono tak, że do L dodano w poprzek znaczek kolei. Łazy stały się sławne na cały kraj jeszcze na długo przed tym, jak zablokowali tory górnicy. Bo Łazy to był jeden z największych węzłów w kraju. Stąd szły we wszystkie strony pociągi z węglem. Kolejarz to był ktoś. A Łazy dawały pracę na kolei.
– Mój dziadek pracował na kolei w Łazach jeszcze przed wojną – opowiada Jerzy Kleszcz. – Tu były majątki Poleskich, a oni lubili wystawne życie. No i dziadek pożyczał hrabiemu pieniądze. Teraz to wszystko umiera. Młodzi nie mają perspektyw. Szwagier ma zakład fotograficzny i nie nadąża z wprawianiem szyb do gabloty.

Jest strajk

Federacja Związków Zawodowych Pracowników PKP i Sekcja Krajowa Kolejarzy NSZZ “Solidarność” podpisały porozumienie z zarządem PKP. Do porozumienia przyłączył się Związek Zawodowy Maszynistów, którego strajk dwa lata temu na sześć dni sparaliżował polskie koleje. Centrale związkowe zrzeszone w “Forum” zapowiedziały strajk. To reprezentacja około 10% pracowników PKP.
W Katowicach strajk rozpoczął się o północy. Podjęcia pracy odmówili wszyscy czterej dyżurni centralnej nastawni. Najpierw nie wpuścili nadzoru, potem wpuścili, ale nadal nie wykonywali obowiązków. O 1.30 nadano przez megafony, że z powodu strajku “Forum” część pociągów jest odwołana, a część przybędzie i odjedzie z nie dającym się bliżej określić opóźnieniem. Tak było do rana. Ruch pociągów w tym okresie jest i tak ograniczony, ale część pasażerów była wściekła.
– Katowice nie wpuszczają i nie wypuszczają żadnych pociągów” – informowała dyżurna. Do okienka podeszła jadąca z Krakowa do Wrocławia pasażerka. – Żądam zwrotu pieniędzy za cały bilet, a nie tylko z Krakowa do Katowic. W Krakowie powiedziano mi, że dojadę bez kłopotów. Mogłam sobie spokojnie spać dalej, a nie ślęczeć w śmierdzącym pociągu.
– A to już nie moja wina, że w Krakowie tak pani powiedziano – padła odpowiedź.
Pasażerka dostała kartkę z adresem, do kogo ma się w tej sprawie zwrócić i asystę w osobie przełożonej dyżurnej. W końcu zrezygnowana odeszła.
Przełożona: – No już, uspokój się, tak nie można, szkoda się denerwować.
Podwładna: – A bo już mam tego użerania dość.
Mniej więcej w tym samym czasie trzej dyżurni sami postanowili przerwać protest i wyszli, czwarty stwierdził, że musi czekać na zmiennika w nastawni, więc wyprowadzili go funkcjonariusze SOK. Wszyscy oświadczyli, że grożono im utratą pracy. Policja była, ale nie interweniowała. Nie wiadomo zresztą, jak będą wyglądały dalsze losy posterunku kolejowego, bo policja nie chce płacić czynszu podyktowanego przez PKP.
Nowa zmiana zobowiązała się do utrzymania ruchu, po czym o siódmej ponownie zablokowała ruch. Wszystko zaczęło się powtarzać od początku.

Taki wstyd

Na dworcu w Łazach było cicho i spokojnie. Jeszcze nie tak dawno temu, w godzinach zmian, z pociągów wysiadały tłumy ludzi i tłumy wsiadały. Przeszłość. Kolejarze nie są zbyt chętni do rozmowy. – Dawano nam do podpisywania lojalki. Czy będziemy strajkować, czy nie. Tu każdy się boi utraty pracy. Bo co ma innego do wyboru. W Łazach nie ma roboty, w Zawierciu nie ma, w Myszkowie nie ma. Powie się, że jest się za strajkiem, to w PKP można mieć kłopoty. Powie się, że przeciw, to tu sami znajomi po różnych związkach. Będą mieli pretensje. Niedługo tych związków będzie na kolei więcej niż pociągów. Robi się jeszcze większy burdel niż był. Co tu nas obchodzą te miliardowe zadłużenia i restrukturyzacje. Nie myśmy tych długów narobili. To się w końcu nazywa Polskie Koleje Państwowe. Myśmy walczyli o to, żeby było dobrze. A okazało się, że to utopia.
– A nie walczyliście też o to, żeby każdy mógł powiedzieć bez obaw, co myśli?
– No tak samo. Tylko że kiedyś nawet jakby za to człowieka wyrzucili z pracy, to byłby bohaterem. A teraz, jak nowi kolesie wyrzucą, to zostaje się śmieciem.
Dworcowy szalet najpierw wziął były naczelnik, potem jakaś pani z Częstochowy, ale szybko zrezygnowała, bo ruch tu i zysk żaden, wreszcie szalet trafił do “Solidarności”.
– Ile lat przepracowałem na kolei? Trzydzieści pięć – mówi starszy mężczyzna. – Poszedłem na wcześniejszą emeryturę, ale jak to ma wystarczyć. Cztery osoby na utrzymaniu, każda z odpowiednim wykształceniem, syn kończy politechnikę, a pracy tu się nie znajdzie. W Łazach przeszedłem wszystkie szczeble. Byłem kierownikiem lokomotywowni. Miałem pod sobą 190 osób. Byłem naczelnikiem jednej z sekcji, kiedy utworzono Zakład Taboru. Pracowało tam wtedy ponad 300 osób. Teraz kilka razy mniej.
To on wydaje papier toaletowy w okienku dworcowego szaletu.
Sami jeżdżą pociągami, więc wiedzą, jak to jest. Z pokolenia na pokolenie ojciec opieprza syna, że tak na kolei być nie może. Wstyd dla kolejarza. – Kiedyś pojechaliśmy do rodziny w Finlandii – opowiada pan Antoni, który na kolei przepracował ponad 30 lat. – Wsiadłem do pociągu, wszystko czyste, ubikacja pachnie, a nie śmierdzi, do tego prysznic. A u nas coraz większy brud, gnój i bałagan. Jak opowiedziałem znajomym po powrocie, to myśleli, że się wygłupiam. Ale tam kolejarz to kolejarz, a pasażer to człowiek, a nie świnia.

O nas, po nas

Carskie budynki wymagają remontu, ale remont to pieniądze. Stołówka padła. Izba porodowa w opłakanym stanie. Wagonówka – nie ma. Nowoczesna kiedyś “górka” – ruina. Kierownictwo i personel poszło do Szczakowej. Technikum kolejowe – jest. Ładny internat – był. Najpierw rozszabrowano, co się dało, potem zdemolowano, powybijano okna i na koniec podpalono. Kilka lat temu wyremontowano halę. Teraz pójdzie prawdopodobnie do rozbiórki. Choć ogródki działkowe są obok ulicy i na widoku z okien osiedla, właśnie je okradziono. Co nadawało się do zjedzenia, zostało zjedzone lub zabrane. Co się nie nadawało – ktoś zniszczył i porozrzucał. To bardziej dociera w Łazach do świadomości niż sześciomilionowe zadłużenie PKP. I że największe straty przynosi przewóz pasażerów. A pasażerowie mają często ulgi. PKP trzeba więc najpierw przekształcić w spółkę akcyjną, a potem dokonać następnego podziału w ramach holdingu. Pieniądze można zdobyć, drukując obligacje. Do końca 2002 r. z kolei ma odejść jeszcze 33 tys. osób.
Anna Hutnik przepracowała 36 lat. Dokładnie wylicza: – Z tego 28 lat, dwa miesiące i dwa dni na samej kolei. Emerytura: 750 złotych brutto.
Niedawno zmarł jej mąż. Pracowała najdłużej w Katowicach, ale w Łazach przecież mieszka. Nosi żałobę i popłakuje. – Żal tego wszystkiego. Może komuś zależy, żeby tak było. Bóg wie, co z tego wszystkiego będzie. Przyślą tu kiedy orkiestrę, zagra na stertach śmieci i koniec. Wałęsa obiecywał nam drugą Japonię, doczekaliśmy się drugiej Somalii. Tym, za którymi człowiek był, woda sodowa odbiła. Co ci młodzi mają robić? Wszystko powoli zamykają i likwidują. Jak pociągi? Bo u nas jest taka moda, że jak nie ma 10 wagonów, to nie jest pociąg. W Czechach jeździ jeden wagon, przewozi sto osób i tam się to opłaca. Nam się nic nie opłaca. Rządzą jak pijane zające.
Na ławkach siedzą stali bywalcy. W większości albo oni stracili pracę na kolei, albo ktoś z rodziny. Mówią: – Dziś jak masz w głowie olej, to nie idziesz na kolej.
Pana Marka strajki nie obchodzą, bo żyje swoim życiem. Miał akurat jeden dobry dzień w skupie, więc następny też powinien przynajmniej dobrze się zacząć. Przed jednym z bloków na osiedlu przy ul. Jesionowej rozłożył się na skwerze, podpalił kępę siana i gotuje sobie coś w okopconym garnku.
– Była praca, nie ma pracy – mówi. – Pracowałem na kolei, ale zwolnili. Zwolnili z kolei, ale ja nadal robię na kolei. Jak kiedyś żyłem z kolei, tak żyję i teraz. PKP to jest skarb.
Ma swój rewir, z którego wyrywa kolejowy złom. To znaczy coś, co nie musi być złomem, ale w skupie przyjmą. Śruby, jak się da to kawałki spojeń podkładów albo szyn… – Pełno tu tego wszędzie. No i dobrze, niech zostanie trawa i złom. Co ja mam się martwić? Przecież pod pociąg się nie rzucę.
Z kraju napływają kolejne meldunki o zakłóceniach w ruchu pociągów. W Opolu ktoś podobno położył się na torach. Nikt właściwie nie wie, jaki jest zasięg strajków, część nie ma pojęcia, co chodzi. Opóźnienia pociągów się zwiększają, pasażerowie klną, kolejarze rozkładają ręce.
– Nic już nie jest takie porządne jak dawniej – mówi jeden z nich na peronie dworca w Łazach. – Ani robota, ani pieniądze, ani ludzie, ani nawet strajki.

 

Wydanie: 2000, 27/2000

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy