Wyroki bez dowodów

Wyroki bez dowodów

Za sprawą nieobliczalnego przypadku tego samego dnia, w którym w Moskwie sąd wydał wyrok w sprawie winy rosyjskiego magnata, Michała Chodorkowskiego, i jego współpracownika Płatona Lebiediewa, w Warszawie podano do wiadomości decyzję sądu o zawieszeniu wykonania kary wobec producenta filmowego, Lwa Rywina. Obu spraw, obu problemów, obu postaci nie łączy absolutnie nic poza ową przypadkową zbieżnością. W obu sprawach ochoczo i tłumnie wypowiadają się w Polsce dziennikarze i wszelcy komentatorzy od spraw wszelkich. Z komentarzy tych wynika jednoznacznie, że w Polsce doszło znowu do zakpienia z prawa, bo unikając kary, na wolność wyszedł przestępca i aferzysta, podczas gdy w Rosji władza polityczna posłużyła się podległym i posłusznym jej wymiarem sprawiedliwości w celu pognębienia wielkiego opozycjonisty i bojownika o wolność. W polskich programach informacyjnych telewizji komercyjnych i państwowych odczytano prawie jednobrzmiące laurki. Okazuje się, że Chodorkowski to człowiek wyjątkowo wybitny, w którym już w dzieciństwie rozpoznano geniusz i który mógłby zostać wielkim skrzypkiem, naukowcem albo wynalazcą, albo kimś tam jeszcze większym, a tymczasem on siły swe poświęcił na rzecz budowy w Rosji społeczeństwa obywatelskiego, wolności i równości. Ten wielki patriota chętnie i hojnie dzielił się swoim majątkiem, był nadzwyczaj skromny i uczynny, wzorowo uczciwy i przezroczysty w interesach, a nade wszystko zaangażowany w sprawy swego kraju i nieobojętny na słuszne skargi i bolesne krzywdy ludu. Władza odpłaciła mu za to sfingowanym pokazowym procesem przypominającym czasy czystek stalinowskich albo brutalnych porachunków z opozycją epoki Breżniewa. W Polsce nazwisko Rywina stało się symbolem i skrótem myślowym oznaczającym aferalność, cynizm i skrajną demoralizację życia politycznego rządzonego przekupstwem. Medialna nośność tematu i jego zdolność katapultowania do sławy (i potencjalnie do najwyższych urzędów w państwie) skądinąd pozbawionych zdolności polityków stała się przyczyną powstania kolejnych sejmowych komisji śledczych, rozprzestrzeniła nastrój terroru, powszechnej nagonki, szukania haków i trupów w szafach dla celów walki politycznej oraz nakazała masowym środkom przekazu wyszukiwanie kolejnych afer. Te podjęły wyzwanie i w trakcie jego realizacji nie oparły się pokusie ogłaszania – dla poklasku i zysku – nawet najbardziej nieprawdopodobnych czy wręcz nieprawdziwych informacji, podawanych w trybie kolejno ujawnianych sensacyjnych skandali rzekomo rozgrywających się w najważniejszych centrach życia gospodarczego i państwowego kraju. Warto więc w tym kontekście podkreślić (zwłaszcza że w mediach na próżno by szukać tej oczywistości), że jedynym powodem działania prywatnych mediów (tak jak każdej innej firmy) jest zysk. Całe to gadanie o wolności słowa, opinii publicznej, obronie swobód, czwartej władzy itp. dyrdymałki to tylko ideologia na własny użytek albo – mówiąc współcześnie – PR i troska o własny wizerunek. Nie chodzi o żadną służbę społeczną, ale o zarabianie pieniędzy. Przekazywane treści są tylko wehikułem generującym dochód z reklam, niczym massa tabulettae w lekarstwie, potrzebna, choć niczego nie leczy. Jedne nadają się do tego celu – którym jest sprzedaż ludzi, telewidzów (a nie „czasu antenowego”) reklamodawcy – lepiej, drugie gorzej. Najmniej nadaje się to, co bardzo wartościowe, wysmakowane lub trudne, np. muzyka klasyczna albo obiektywna, wyważona, rzeczowa, niesensacyjna informacja lub mądry, kompetentny komentarz. Dlatego nie zobaczycie ich w komercyjnych telewizjach. Wracając do Rywina, rzeczywiście symbolizuje on sytuację w Polsce, ale w zupełnie odmiennym sensie do bezkrytycznie i obiegowo przyjętego. Jest on bowiem przestępcą wirtualnym, medialnym, podobnie jak wirtualna była afera Rywina, a także pieniądze występujące w tej aferze i dowody winy przedstawione w sądzie. Kto dziś jeszcze pamięta (i kto w momencie ogłaszania wyroku sądu apelacyjnego przejął się tą drobnostką), że – według kuriozalnego wnioskowania sędziego – istniała grupa trzymająca władzę, której nie sposób zidentyfikować? Nie wirtualne, ale całkiem realne były tylko cele rozpętania afery i pod tym względem była ona sukcesem – rozbiła dominujący układ polityczny, odsunęła od władzy, kogo miała odsunąć (w rządzie i w państwowej telewizji) i dała dominującą pozycję mediom. W komentarzu telewizyjnych wiadomości polski korespondent szydził, że moskiewski sąd nie wysłuchał głosów protestu, jakie dochodziły sprzed gmachu, i na przekór woli ludu wydał na Chodorkowskiego wyrok skazujący. Widać sądy w Rosji byłyby – zdaniem tego korespondenta – bardziej sprawiedliwe i demokratyczne, gdyby ferowały wyroki zgodnie z wolą tłumów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 26/2005

Kategorie: Opinie