Wyznania pilota wycieczek

Wyznania pilota wycieczek

To na nas spada złość nabranych przez biura turystów Od siedmiu lat jestem licencjonowanym pilotem wycieczek zagranicznych. Na koniec sezonu chciałbym opowiedzieć nie o zabytkach, lecz o sobie. Jak zostaje się pilotem? Najczęściej zaczyna się od ulotki czy ogłoszenia reklamującego wymarzone wakacje za darmo. Wnikliwa lektura doprowadza do odkrycia, że jest to reklama specjalnego kursu, po ukończeniu którego możemy (podkreślmy słowo „możemy”) zdawać państwowy egzamin dający uprawnienia pilota wycieczek zagranicznych. Wiele osób daje się skusić, po czym opłaca kurs, wysłuchuje wykładów i przystępuje do egzaminu. Na kursie dowiemy się, jak wypełniać papiery graniczne, jak postępować w sytuacjach awaryjnych oraz jak ratować własną skórę w przypadku pracy z nieuczciwym pracodawcą. Wiele biur organizuje szkolenia dla rezydentów, które odbywają się w ciepłych krajach. Pod pozorem kursu każą im płacić za wyjazd, po czym wykorzystują do pracy w ramach szkolenia. Obiecują, że zatrudnią w przyszłym roku, ale tak oczywiście się nie stanie, bo zrobi się nowy kurs i znowu frajerzy będą pracować i jeszcze za to płacić. W poszukiwaniu pracy Ci, którzy zdadzą egzamin, z dumą dzierżą otrzymane uprawnienia i kierują kroki do najbliższego biura podróży. I tu następuje pierwsze zaskoczenie, gdyż odkrywają, że osób z uprawnieniami jest znacznie więcej. I że liczą się znajomości. Bez tego praktycznie niemożliwe jest pojechanie na imprezę ambitniejszą niż „Trzy dni w Wiedniu z noclegami w autokarze”. Podczas moich poszukiwań trafiłem do biura podróży organizującego wycieczki do krajów egzotycznych, w tym Egiptu. Ponieważ znałem tamtejsze realia, myślałem, że moje kwalifikacje okażą się znaczące. Jednak już na samym wstępie dowiedziałem się, że mam sobie za wiele nie myśleć, że i tak na pewno nic nie wiem o wycieczce, którą „być może” przyjdzie mi pilotować oraz że ponieważ to moja pierwsza praca dla tej firmy, polecę bez wynagrodzenia. Moje nieśmiałe próby protestu były zbywane krótko: – Proszę się cieszyć, że nie każemy panu za to płacić. Koniec końców zostałem przyjęty na okres próbny (czytaj: jedna wycieczka). Niezrażony podejściem pierwszego pracodawcy szukałem dalej. Obijałem się o drzwi kolejnych biur. W biurze specjalizującym się w rynku tureckim dowiedziałem się, że mogę zostać zatrudniony jako rezydent. Umowa o pracę miała być podpisana w Turcji. – Będzie pan miał pozwolenie na pracę, wynagrodzenie 250 euro plus prowizja od sprzedanych wycieczek fakultatywnych – usłyszałem od pracownika biura do spraw rekrutacji. Szukałem dalej. Tego samego dnia udało mi się zainteresować swoim CV biuro podróży wprowadzające do swej oferty wycieczki do krajów skandynawskich. Z radością dowiedziałem się, że dostałem pracę. Bez jazdy na próbę, od pierwszego razu mam płaconą pensję. Już zacierałem ręce, kiedy dowiedziałem się, że jest małe „ale”. Po pierwsze, muszę zarejestrować działalność gospodarczą i wystawić firmie fakturę VAT za usługi przewodnickie. Po drugie, będzie mi płacone tylko za 10 z 11 dni wycieczki, bo „za dojazdy się u nas nie płaci”. Po trzecie, nie dostanę pełnej stawki, tylko trzy czwarte, „bo tak wynika z przepisów dotyczących pracy pilotów”. Postanowiłem policzyć, z jakiej kwoty chce mnie oskubać firma. Za 11 dni wycieczki powinienem otrzymać 4444 korony norweskie. Firma proponowała mi 3333 minus 303 za jeden dzień „dojazdów”. Zostaje 3030 koron, a po odliczeniu podatku VAT – 2483,60, czyli 1068 zł. Może to i dużo za 11 dni pracy, ale biorąc pod uwagę, że to praca sezonowa i miałem pilotować cztery takie wycieczki w sezonie, zarobiłem 356 zł miesięcznie po odliczeniu składek na ZUS. Samo poszukiwanie pracy jest jednak idyllą w porównaniu z tym, co czeka w pracy rezydenta lub pilota wycieczek zagranicznych. Często sam wylot jest już nie lada wyzwaniem, a rzeczywistość zastana w miejscu docelowym znacznie odbiega od zapewnień pracodawcy. Mnie również nie ominęły rozmaite przygody podczas kilkuletniej pracy dla różnych biur turystycznych. Wyjazd Kiedy podstawiany jest autokar (jak wygląda stan naszych autokarów, boleśnie przekonaliśmy się w tym sezonie), każdy z nas, pilotów, modli się w duchu, aby trafić na dobrych i sympatycznych kierowców. Złośliwy potrafi zatrzymać autokar pośrodku drogi, twierdząc, że teraz ma czas odpoczynku i żadna siła nie zmusi go do dalszej jazdy. Potrafi też ustawicznie gubić drogę, a potem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 45/2002

Kategorie: Obserwacje