Wyzysk z uśmiechem

Wyzysk z uśmiechem

Praca w Amazonie jest wycieńczająca. Po roku ludziom wysiadają stawy, kolana, kręgosłupy. Ale zaciskają zęby i „są bohaterami”

Mistrzowie Europy w pakowaniu i wysyłaniu paczek pochodzą z Poznania i okolic. Rok temu pobili rekord – od północy do północy przyjęli do magazynu ponad milion paczek, a kilka tygodni później wysłali ponad milion. Wszystko w ramach rywalizacji z magazynami Amazona z Niemiec, Francji i Anglii. W nagrodę za wydajną pracę szeregowi pracownicy mogli o czwartej nad ranem podziwiać pokaz sztucznych ogni i zjeść kawałek tortu.
Nie wszyscy załapali się na poczęstunek – część wracała o tej porze autobusem z nocnej zmiany do domu. W puli nagród znalazł się jeszcze awans zawodowy – czuwający nad załogą lider został menedżerem. Była presja, żeby się cieszyć, ale radość z wyników to radość kadry zarządzającej. Menedżer ogłosił kolejny wielki sukces firmy i zadeklarował, że wierzy w półtora miliona paczek w 24 godziny.

3,2,1… pick pack

Sterty paczek i skanery. To jej pierwsze skojarzenie, gdy słyszy Amazon. Wielu znajomych Agaty miewa koszmarne sny, szukają w nich drogi powrotnej po tym, jak zgubili się między korytarzami w magazynie. W rzeczywistości podpoznańska hala, centrum dystrybucyjne, ma ponad 100 tys. m kw. powierzchni, na samą część magazynową przeznaczono ok. 92 tys. m kw. Ogromny magazyn jest podzielony na dwie części: dział przyjęć i dział wysyłki. – Każda ścieżka, każdy dział są kontrolowane. Jeśli nie wykonujesz picka, to lider (właściwie brygadzista) i jego przełożony menedżer wysyłają esemesa na twój skaner i musisz się tłumaczyć z każdej minuty – opowiada Paulina pracująca w dziale przyjęć. Dział przyjęć zajmuje się rozładunkiem z tirów palet z towarami. Pracownicy umieszczają produkty na tysiącach półek na wieży, tzw. pick-tower. Produkty z takiej wieży odbierają pracownicy działu wysyłki. W amazonowym żargonie: jedni pickują albo „są na picku” – zbierają towar z półek i odstawiają go na taśmociąg. Inni packują, „są na packu”, czyli pakują zamówione produkty w kartony. Wszystko odbywa się według ściśle określonej procedury – codziennie tak samo…
Pracownik pickujący: – Odbijam kartę na zegarze, idę na stand-up, czyli wysłuchuję ogłoszeń menedżera, i mam 10 minut, żeby spickować pierwszy przedmiot. Przez 10 minut muszę pobrać skaner, zalogować się, znaleźć wózek i pojemnik, do którego odłożę przedmiot, oraz zlokalizować miejsce pracy. Po zeskanowaniu skaner wskazuje mi kolejną lokalizację i tak przez 10 godzin.
Pracownik packujący: – Przed spakowaniem pierwszego produktu muszę się upewnić, że mam rękawiczki, i sprawdzić, czy kartony różnych rozmiarów, naklejki i taśma są na miejscu. Odbieram przedmiot z taśmociągu, na monitorze widzę, w jaki karton mam go zapakować, składam go, wypełniam papierem, żeby przedmiot się nie ruszał, i wrzucam na taśmociąg.

Przerwa bez odpoczynku

Podczas 10-godzinnych zmian pracownikom przysługują dwie płatne 15-minutowe przerwy i jedna niepłatna, 30-minutowa. W sumie na terenie zakładu pracy przebywają 10,5 godziny. Jeśli przerwa wypada np. o godz. 22, menedżerowie wymagają, żeby ostatni pick nastąpił równo o 22.
– Z mojego działu odbioru idę cztery- -pięć minut do kantyny, mam w niej szafkę z kanapkami, herbatę i telefon. Tyle samo zajmuje droga powrotna, więc tak naprawdę moja przerwa trwa cztery-pięć minut – mówi Daniel.
Z tego powodu w ramach sporu zbiorowego jednym z żądań związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza, który zrzesza pracowników Amazona, jest osobny regulamin przerw, tak żeby były one faktycznie wykorzystywane na wypoczynek. Dzisiaj bywa z tym różnie. – Musimy iść przez pół hali, żeby usiąść, bo przy linii nie ma ani jednego krzesła. Starsze osoby mają tak naprawdę pięć minut przerwy, wolniej chodzą i więcej czasu zajmuje im dotarcie do kantyny – opowiada Paulina. Kierownicy, wkurzeni na niepunktualność, wyszli „spóźnialskim” naprzeciw i wprowadzili przypominajki. Przed zakończeniem przerwy ogłaszają, że do jej końca zostały trzy minuty. Pomysł zadziałał, ludzie chodzą szybciej, także starsi. – Zdarza się, że wracasz z kilkunastominutowej przerwy, musisz wziąć skaner, oczywiście wszystko na tip-top, równo z gongiem. Jestem na stanowisku, zeskanowałam się, skaner pokazuje piętro, na które muszę dojść, ja akurat dostałam trzecie. Tam muszę znaleźć sobie wózek – kiedy jest więcej pracowników, nie jest to takie łatwe – idę dalej i jeśli mam szczęście, mam produkt, który jest blisko schodów, którymi wchodzę. Jeśli mam pecha, muszę iść na drugi koniec. Tam szukam produktu, zajmuje mi to kolejne trzy-cztery minuty i według lidera dopiero zaczynam pracę. Wtedy wzywają mnie na dywanik i pytają, dlaczego zamiast 15-minutowej miałam aż 20-minutową przerwę? – mówi Agata. Wielu pracownikom wmawia się, że takie minuty powinno się traktować jak przerwę w pracy. Tak się wzbudza strach, ludzie się boją, a czasem wstydzą się tłumaczyć z tego, gdzie spędzili ostatnie dwie minuty. – Wyobraźnia liderów nie ogarnia też tego, że kobieta może mieć na przykład okres – mówi Paulina.

Magazynowy panoptykon

Na skanerze widać malejący pasek. Wskazuje czas i odlicza, ile go jeszcze zostało na znalezienie kolejnej lokalizacji – masz 20, 15, 10, 5, 0 sekund. Nad pracą załogi czuwają lider i menedżer, którzy na swoich komputerach śledzą, ile czasu upływa między jednym a drugim pickiem, i ile kto pickuje na godzinę. Jeśli widzą kilka przerw po 5, 10 minut, wzywają pracownika do biurka, żeby go upomnieć, albo wysyłają karcącego esemesa na skaner, a on musi się tłumaczyć. Na początku sierpnia kilka osób dostało do podpisania kartkę z informacją, że miały long-picki, czyli zbyt długi odstęp czasu między jednym a drugim pickiem. Liderzy poinformowali ich, że trzy takie sytuacje skutkują naganą, a ta ma się wiązać z wypowiedzeniem w przyszłości.
Liderzy wysyłają również wiadomości o poziomie wykonania normy, np. „Zrobiłeś 70% dziennej normy”. Jeśli nie pakujesz zgodnie z określoną sekwencją ruchów – wszystko musi być automatyczne i szybkie – nie wykonasz normy. – Przed sobą masz półki z kartonami, za sobą ogromną ścianę z półkami i produktami, na nich palą się lampki na zielono, czerwono albo żółto – opowiada Agata. – Czerwona migająca lampka oznacza kłopoty, pracownik nie nadąża. To sygnał dla menedżera i lidera, widzą, jak dana osoba pracuje. Cały czas jesteś obserwowany, a kiedy się nie wyrabiasz, poganiają, żeby pracować szybciej. Oprócz wysyłania informacji zwrotnej przestawiają ludzi tak, że sami siebie dyscyplinują w sytuacji, gdy np. kolega pracuje za wolno. Cała konstrukcja działu wymusza bardzo szybką reakcję, człowiek nie ma wyjścia, widzisz te migające lampki i musisz dawać z siebie więcej, niż jesteś w stanie.
Dyscyplina i pouczenia nie omijają nowych pracowników, którzy bardzo często nie dają rady i nie wykonują normy w drugim dniu pracy. – Pamiętam, jak menedżer o północy krzyczał do nowych: „Weźcie się za tę pracę bardziej energetycznie, musicie wydobyć z siebie więcej energii”. Później tłumaczył załodze, że on też nie lubi wszystkich czynności, które wykonuje, ale nie wszystko w swojej pracy człowiek musi lubić.

Złowrogi feedback

Negatywny feedback to uwaga o konieczności poprawy. Pracownik dostaje ją, gdy wypracuje poniżej 100% minimum normy. Dla wielu osób pierwszy feedback wiąże się z dużym stresem, wiedzą, że przez najbliższe 30 dni nie mogą popełnić żadnego błędu, nie mogą spaść poniżej ustalonej normy wydajności pracy. Upomniany pracownik przechodzi miesięczną sesję coachingową, podczas której menedżer informuje go, jak poprawić wyniki, i określa czas potrzebny na poprawę. Jeśli w ciągu 30 dni od sesji poprawa jest niewystarczająca, pracownik otrzymuje ocenę wyników. Menedżer określa wtedy oczekiwania wobec niego, ustala realistyczne cele i oferuje przeszkolenie. Jeśli pracownik w trakcie 90 dni od pierwszej oceny wciąż ma złe wyniki, zostaje zaproszony na rozmowę do działu HR albo otrzymuje rekomendację do zwolnienia.
Tak jest w Polsce. W Amazonie FRA pod Frankfurtem rada zakładowa zablokowała możliwość wypowiadania umów na podstawie feedbacków. Gdy mimo to menedżerowie wręczali je „tylko jako wskazówkę”, pracownicy zorganizowali akcję polegającą na tym, że zgodnie odpowiadali im, że według nich pracują na 100% swoich możliwości. Jednak pod Poznaniem wciąż można dostać feedback, mając zrealizowane np. 97% założonego minimum osiągnięć. – Dostałam ostatnio trzy feedbacki, to taka psychologiczna gierka, żeby mi pokazać, jak sobie nie radzę. Przerywałam pracę nie z mojej winy. Za pierwszym razem brakowało towarów na linii, druga przerwa to brak skanerów, trzeci feedback to 97% normy. Menedżer uśmiecha się do ciebie i dając feedback, jako winnego wskazuje system. Przedstawia wydruk z komputera. Wykonałaś tylko 97% normy, ja bym ci nie chciał dać ostrzeżenia, ale taki jest system. Amazon wyzyskuje z uśmiechem na twarzy – mówi Paulina. – System negatywnych informacji zwrotnych służy temu, aby podtrzymać stres. Stres jest na granicy represyjności – tłumaczy Roman.

Koraliki jak dla Indian

Żeby wycisnąć z pracowników jak najwięcej, kadra zarządzająca Amazona nie ogranicza się do oklasków podczas bicia rekordów, bankietów, ciastek czy nieustającej kontroli i wzbudzania strachu przed zwolnieniem. Strategie motywacyjne firmy są różne. Pracownicy są wynagradzani, najczęściej symbolicznie. Od pewnego czasu otrzymują na przykład żółte żetony. Jeśli uzbierają ich dostatecznie dużo, mogą je zamienić na termosy. – Te monety są jak koraliki dla Indian – mówi jedna z pracujących w firmie kobiet i dodaje – Jeśli uzbieram 30 plastikowych monet, otrzymam od cywilizowanych nadzorców prezent.
Pracownicy otrzymują żetony oczywiście za wyrobienie normy i dobrą frekwencję. Przewidziano dla nich też inne atrakcje. Na swoje urodziny (rocznicę powstania firmy w USA) polski oddział zaprosił drużynę piłkarską Lecha Poznań. Był czerwony dywan, przechadzający się po nim piłkarze, kilka rozdanych autografów i przyjęcie. Najbliżej piłkarzy znaleźli się pracownicy działu Human Resources, mieli ich na wyciągnięcie ręki. Cała impreza wyglądała, jakby była urządzona dla nich. Oprócz tego Amazon zaproponował obniżkę cen na produkty na swojej stronie internetowej. – Wolałabym dostać 100 zł, niż oglądać facetów, którzy kopią piłkę – mówi Paulina. Po imprezie został filmik na You Tube, internauci mogą zobaczyć, jak Amazon troszczy się o swoich pracowników. Firma zorganizowała też konkurs pod hasłem „Za co lubisz pracę w Amazonie”. Nagrodą był wyjazd do Seattle, gdzie znajduje się główna siedziba firmy. Pojechały trzy osoby. Na miejscu okazało się, że Amazon nie zapewnił im wyżywienia. Ostatnio zorganizowano konkurs pod hasłem „Za co kochasz Amazona”.

Praca dla wytrwałych

Agnieszka była w pierwszej setce zatrudnionych w Amazonie we wrześniu 2014 r. Dzisiaj pracują z nią tylko pojedyncze osoby z tamtego okresu. W zakładzie jest olbrzymia rotacja. – Robiliśmy jako związek obliczenia i wyszło nam, że 50% pracowników pracuje krócej niż sześć miesięcy. Ludzie odchodzą, bo system oceny jest wyniszczający.
W zakładzie pracują też osoby zatrudniane przez agencje pracy. Przeważnie mają miesięczne umowy, ale był okres, kiedy umowy podpisywano tylko na dwa tygodnie. Dochodzenie do wprawy na stanowisku trwa zazwyczaj miesiąc, w krótszym czasie człowiek nie jest w stanie wiele się nauczyć i sprostać stawianym mu wymaganiom. Walcząc o kolejną umowę, tymczasowi płacą nierzadko wysoką cenę. – Chodziłam przez kilka dni z zapaleniem płuc do pracy, nie chciałam brać L4, bo zwolnienie lekarskie było wtedy dla mnie równoznaczne z tym, że nie dostanę umowy – wspomina początkowy okres pracy Agata.
– Pierwsze pół roku pracowałam przez agencję, później na umowie próbnej. Trudny okres. Każdy dzień był stresujący, każde potknięcie było niebezpieczne, zawsze można było usłyszeć odpowiedź tonem nieznoszącym sprzeciwu: „Jak ci się nie podoba, możesz sobie iść” – mówi. – Nie chcę się uczyć od nowa procesów i poznawać nowych ludzi. Przeszłam proces rekrutacji, ciężko pracowałam i sporo się nauczyłam. Chciałabym choć trochę czuć się bezpieczna, nie chcę od początku przechodzić tego samego.
Kolejny etap w zatrudnieniu to konwersja, czyli przejście do Amazona. Pracownicy otrzymują trzymiesięczną umowę, ale pewniej mogą się poczuć dopiero wtedy, gdy dostaną umowę na stałe. Ale i wtedy wiedzą, że za jedną nieusprawiedliwioną nieobecność grozi utrata pracy. Najbardziej boją się tego ludzie spoza Poznania. Często nie mają alternatywy, dużo trudniej im znaleźć zatrudnienie. Gdy dostają feedbacki, wiedzą, że nie mają szansy na umowę, ale już wtedy deklarują, że wrócą tutaj przy okazji następnej rekrutacji.
Wielu osobom bardzo zależy na pracy i są w stanie wiele dla niej poświęcić. – Kobiety wychowujące samotnie dzieci zostawiają je u rodziny i znajomych. Jest małżeństwo, które podzieliło się pracą tak, aby ojciec miał dzionki, a matka nocki. Mijają się pod zegarem, klik, klik, zostają im trzy minuty na rozmowę – mówi Roman. Pracownicy dojeżdżają do zakładu z obszaru całego województwa, niektórzy pokonują nawet po 140 km. Marta spod Międzychodu o 14.30 wychodzi z domu na przystanek. O 17.30 zaczyna pracę, pracuje do czwartej rano i o 7.30 jest z powrotem w domu. Po siedmiu godzinach wychodzi znowu.
Najtrudniej jest kobietom. Każda zmiana rozkładu pracy uderza w ich plan dnia i obowiązki domowe. Bo wszystko mają ściśle zaplanowane – muszą o danej porze wrócić do domu, żeby zrobić obiad, pranie i zdążyć odebrać dzieci od babci albo z przedszkola.
Dyrektor Amazona z USA podczas ostatniej wizyty w polskim oddziale dziwił się bardzo, że pracownicy przyjeżdżają do pracy głównie autokarami. Przed magazynem zbudowano przecież duży parking według amerykańskiego wzoru. Tyle że polskich amazończyków nie stać na pokonywanie każdego dnia samochodem po 100 km do zakładu i z powrotem. Szeregowi pracownicy zarabiają tu na rękę ok. 1,8 tys. zł, z nadgodzinami mogą zarobić 2 tys. zł.

Przetrwają tylko bohaterowie

„W Polsce pierwsze podwyżki dostaliśmy prawie rok temu, dopiero po akcjach protestacyjnych w Poznaniu. Jeśli naprawdę chcesz zmian, zapraszamy do działania! Dość narzekania, inni nie zrobią czegoś za nas”. Tak związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza zachęcał do udziału w referendum strajkowym w trzech magazynach Amazona (jednym pod Poznaniem i dwóch pod Wrocławiem). Referendum jest konsekwencją trwającego sporu zbiorowego. 2101 pracowników opowiedziało się za strajkiem w magazynach Amazon Polska. Frekwencja była jednak zbyt niska, by legalnie zorganizować protest.
– Amazon jest gigantem, którego stać na dobrych prawników. Specjaliści od prawa pracy towarzyszą pracodawcy podczas każdego spotkania ze związkiem. Dyrektorzy wszystkich trzech zakładów zorganizowali spotkania z załogą, na których zakomunikowali, że nie zakazują udziału w referendum, ale go nie popierają – mówi Agnieszka Mróz z Inicjatywy Pracowniczej.
– Jeśli ktoś potrzebuje wyjść przed zakład z transparentem, to OK – ma do tego prawo – powiedział Kerry Person, dyrektor Amazon Polska, po chwili dodając – naprawdę jesteśmy dobrym pracodawcą.
Menedżerowie powtarzali to samo podczas spotkań w mniejszym gronie. – Mieliśmy sygnały od naszych członków, że dla nich oznaczało to wywieranie nacisku przez dyrekcję – wspomina Agnieszka. – Podczas ostatnich spotkań mediacyjnych nawet nie zdążyliśmy omówić wszystkich spraw, które były dla nas istotne. Mieliśmy pięć żądań i przy trzecim usłyszeliśmy od członków zarządu, że nie ma sensu rozmawiać z reprezentantami załogi – mówi członkini Inicjatywy Pracowniczej.
Amazon powołał forum pracownicze, które nie jest regulowane żadną polską ustawą. Niby są wybory do tego ciała wśród wszystkich pracowników, ale w Poznaniu obecnie na 16 osób w składzie forum jest dziewięciu liderów albo menedżerów. Odkąd działa Inicjatywa Pracownicza, strategią Amazona jest komunikowanie pracownikom podczas spotkań z zarządem, że to właśnie forum pracownicze załatwia wszystkie problemy. – Od początku tego roku wszystkich ujawnionych pracowników związku przesunięto na trudniejsze działy, do najbardziej wymagającej pracy fizycznej. Usłyszeliśmy, że jest zapotrzebowanie w innych działach – mówi jeden ze związkowców.
W ostatnim czasie pracownicy zgłaszali się do związku z informacją, że otrzymali od pracodawcy listy z wyrazami troski wysyłane na adresy domowe, z zapytaniem o nieobecności spowodowane zwolnieniami lekarskim. Związek otrzymał również kilkanaście informacji o wypowiedzeniach dla osób, które chorowały lub chorują. Kilka z nich zostało faktycznie zwolnionych. Niektórzy zdecydowali się złożyć pozwy do sądu pracy. Praca w Amazonie jest wycieńczająca, ludzie tracą zdrowie w bardzo szybkim tempie. Po roku wysiadają im stawy, kolana, kręgosłupy, puchną stopy. – Przez pierwsze dwa miesiące pracy zrzuciłem 8 kg – mówi Daniel. Problemy z kręgosłupem wywołane dźwiganiem okazały się na tyle poważne, że konieczna była wielotygodniowa rehabilitacja. W tym roku Daniel prawie dwa miesiące przebywał na L4. Z kolei Paulina opowiada: – Po miesiącu wysiadły mi kolana, nie mogłam chodzić, na łydkach pojawiły się duże żyły. Kończyłam zmianę, słaniając się na nogach.
– Mnie od chodzenia nogi odmawiają posłuszeństwa, nie czuję ich, są jak z waty, nie mogę chodzić, cały wolny dzień leżę z nogami w górze – dodaje Agata.
Ale trzeba zacisnąć zęby i „być bohaterem”, do czego zachęca slogan na koszulkach rozdawanych pracownikom.

Wydanie: 2016, 33/2016

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 20 sierpnia, 2016, 16:30

    A ja myślę, że te półtora miliona osiągną. Przemiany po 89 roku skutecznie zniszczyły ( bo o to chodziło ) kapitał społeczny, który zbudowano w latach osiemdziesiątych na bazie protestów przeciwko systemowi. Solidaryzm społeczny jest szczątkowy a pogląd „nie mieszam się” i „nikt mu nie każe tam pracować” jest powszechny. Polska ludożerka triumfuje. Na szczęście można wyjechać.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • andrzej2015
      andrzej2015 23 sierpnia, 2016, 11:35

      Są granice bicia rekordów, powyżej nawet doping nie pomoże.
      Z lat siedemdziesiątych ub.w. pamiętam pracownice, które zmówiły się i nie montowały więcej niż 320 szt. na zmianie, mimo iż ich koleżanki pracujące w identycznych warunkach w jednej z zachodnich fabryk (skąd kupiliśmy licencję) bez problemu montowały 350 szt.
      Potem przyjęto do pracy nową, która nie weszła w porozumienie i po miesiącu montowała 400 szt. W następnym miesiącu przeniosła się na inny wydział bo nie dano jej żyć.
      Potem zastanawiano się dlaczego nasz zakład upadł i PRL też 🙂

      Odpowiedz na ten komentarz
  2. Piotr
    Piotr 24 sierpnia, 2016, 20:48

    po prostu nie cenią się ci ludzie i sami sobie gotują taki los na własne życzenie, może kiedyś zmądrzeją i z organizują się w związek zawodowy, który ochroni nich z tego marazmu, powodzenia.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Alicja Baszczynska
      Alicja Baszczynska 27 sierpnia, 2016, 18:02

      Czas na zalozenie zwiazkow zawodowych, konkretnych na styl zachodni , ktore bronia interesy pracownikow pod wielu wzgledami , ktore negocjuja i tak ludzie pracuja: fizyczni 8 godzini pol godziny przerwy i w takich zwiazkach sa zrzeszeni ludzie z roznych firm i zakladow.W Belgii mamy dobre zwiazki zawodowe.Nigdzie na zachodzie by sie nie odwazyli tak traktowac ludzi wierzcie Skoro Polska nalezy do Unii Europejskiej to nalezy byc traktowanym w pracy tak jak traktuja pracownikow zagranica.

      Odpowiedz na ten komentarz
  3. aramozonka
    aramozonka 22 stycznia, 2018, 13:23

    Ja pracuję we Wrocławiu od końca listopada 2017. Nie jest tak źle. Oficjalnie są poganiania, żeby było w papierach, ale nikt za to nie wyrzuca, chyba że naprawdę widać, że pracownik totalnie, ale totalnie się obija. taka mała hipokryzja, jak w kościele 🙂 Współczuję poznaniakom. Ja nie odczuwam stresu, co najwyżej, fakt ból nóg. Ale i to po miesiącu odchodzi. Jedyne co mnie denerwóje to mataczenie w wynagrodzeniach przez randstad. Powinni bardziej konrolować te agencje. U nas randstad wypłacił za grudzień średnio o 500 złotych mniej. Co przy 2 tys pracownikach daje ładną sumkę. I nikt tego nie kontroluje. Pojedyncze osoby mogą się domagać swojego, reszta nie zna swoich praw lub im się nie chce tym zajmować. ładna sumka im wpada na lewo do kieszeni. I tak już od 3 lat podejrzewam, bo to się ciągnie, nie jest to jednorazowa sprawa.

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Kate
    Kate 24 stycznia, 2018, 20:24

    Boże Kochany, co sie dzieje…. za 2 tys zł w takich męczarniach. nigdy przenigdy. naprawdę lepiej jest wyjechać albo zatrudnić się chociaż w Biedronce , bo co jak co chociaż troche lepiej. nigdy przenigdy.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy