Z budżetem na pieńku

Z budżetem na pieńku

Do dochodów rząd dopisał pobożne życzenia i nie obejdzie się bez cięć Rozmowa z prof. Andrzejem Wernikiem, specjalistą od spraw budżetu – Gdy uchwalono tegoroczny budżet, mówiono, że to sukces ekipy rządzącej, która poradziła sobie z rozmaitymi zagrożeniami finansowymi. Teraz słyszymy, że ten budżet ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, konieczne są cięcia wydatków, a w przyszłości grozi nam katastrofa. Dlaczego tak się stało? – Budżet powstaje tak, że najpierw przewiduje się dochody, określa, jaki może być deficyt – i w stosunku do tego planuje możliwe wydatki. Natomiast tegoroczne dochody i wydatki państwa zostały oszacowane zbyt wysoko przez rząd. Przyjęto założenie, że produkt krajowy brutto wzrośnie o 4,5%. Teraz resort finansów mówi, iż wzrost wyniesie ok. 2%. W dodatku, co było bardzo dużą pomyłką, źle policzono PKB w roku 2000. Rząd wyliczył, że produkt krajowy wyniósł ok. 700 mld zł – i tę sumę przyjął za podstawę szacunku tegorocznych dochodów – podczas gdy w istocie było to tylko 686 mld zł. Popełniono po prostu poważne błędy w planowaniu, co obciąża głównie Ministerstwo Finansów, gdzie, jak się wydawało, pracują ludzie kompetentni, do których można było mieć zaufanie. – Mówi pan o zbyt wysokich wydatkach. Przecież posłowie narzekali, że w budżecie niemal na wszystko brakuje pieniędzy. – Ale prawie nikt nie chciał zauważyć, że w stosunku do roku 2000 wydatki budżetu rosły nominalnie o 13,5%, podczas gdy PKB miał wzrosnąć tylko o 11,7% (bez kosztów obsługi długu publicznego i dotacji do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych). Naruszono więc podstawową zasadę, mówiącą, że wzrost wydatków budżetowych nie powinien być większy od wzrostu produktu krajowego. Krzyczano: za mało, za mało – i minister finansów uległ presji. Gdyby jednak nie zahamowano apetytu obrońców różnych dziedzin, to wydatki budżetu byłyby dwa razy wyższe. – Może zgoda na szybszy wzrost wydatków została spowodowana nadchodzącymi wyborami? – Być może wybory miały wpływ na to, że do dochodów budżetowych dopisano pobożne życzenia, na co już dawno zwracałem uwagę, podobnie jak i inni eksperci. Jednym z tych pobożnych życzeń był wzrost ściągalności podatków, zaś drugim – obniżenie salda rozliczenia podatku dochodowego od osób fizycznych. W roku 2001 fiskus zaplanował, że odda podatnikom 4,5 mld zł, o 600 mln zł mniej niż w roku 2000. Tymczasem trzeba było oddać prawie 7 mld zł, co zwiększyło dziurę budżetową. I szybko się okazało, że zapisane w ustawie dochody państwa w wysokości 161 mld zł są niemożliwe do osiągnięcia, podczas gdy zaplanowane wydatki – 181,6 mld zł – realizowano bardzo systematycznie. To zaś przyniosło ogromny wzrost deficytu, który po pierwszym półroczu osiągnął 18,7 mld zł, czyli aż 176% deficytu z pierwszego półrocza ub.r. – Co w tej sytuacji należy robić? – Gdy dochody są mniejsze, niż zakładano, trzeba ograniczyć wydatki – przede wszystkim tam, gdzie da się to zrobić bez większych szkód społecznych. To nie nowość. W budżetach Balcerowicza z lat 1998-2000 też trzeba było dokonywać cięć – choć oczywiście nie w takim stopniu, jak teraz, kiedy, przy generalnym krzyku, że w budżecie na nic nie ma pieniędzy, aż tak hojnie zaplanowano wydatki. – Sejm niedawno znowelizował tegoroczny budżet. Czy to pomoże w osiągnięciu równowagi? – Mam wątpliwości, czy zaplanowane posunięcia odpowiadają zaistniałej sytuacji, a nawet, czy sytuacja ta jest dobrze rozumiana. Nowelizując budżet, Sejm zwiększył deficyt o 8,6 mld zł (do 29,1 mld zł), co stanowi 3,9% PKB. Ale wydatków nie zmniejszono, natomiast przyjęto nierealne, niemożliwe do osiągnięcia dochody – 152 mld zł. Mało prawdopodobne jest uzyskanie 18 mld zł z prywatyzacji, bo w pierwszym półroczu wpływy z tego tytułu wyniosły zaledwie 2 mld zł. Oceniam więc, że dochody wyniosą najwyżej 146 mld zł (Ministerstwo Finansów mówi dziś nawet, że będzie to niecałe 144 mld zł). Przy okazji nowelizacji zastawiono pułapkę na nowy, już powyborczy rząd. Rada Ministrów jest bowiem zobowiązana do utrzymania się w granicach deficytu. Jeżeli obecny rząd nie podejmie działań zmierzających do ograniczenia wydatków, wszystko to będzie musiał wziąć na swe barki przyszły gabinet. Niewykluczone też,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 34/2001

Kategorie: Wywiady